Mamus, dla Twojego zdrowia psychicznego proponuje nie czytac tego posta.
Na kilkanascie dni przed swietami... w Polsce wszyscy sprzataja, trzepia dywany, przygotowuja sie na swieta. Tutaj rzeczy maja sie zupelnie inaczej. Nasze mieszkanie doprowadzilismy do stanu upadku! Nawet najbardziej obojetni na kurz, balagan i rozpierdziel czuja sie tu zle. Nie da sie nic znalezc, rzeczy sie gubia (patrz paszport i ID Wero). Ostatnia ladowarke jaka mam do telefonu przetrzymuje gleboko schowana w szufladzie. W naszych szafach (w ktorych ubrania maja tendencje do wychodzenia) mozna znalesc wszystko... w mojej kosmetyki przemieszane z wirem ubran, u Juana czyste rzeczy z brudnymi od farby od prac na wysokosci, umorusanymi i przepoconymi łachami u Marty lepiej nie zagladac w glab szafy. Kuchnia... wstrzymam sie od publikacji na ten temat choc na chwile obecna jest chyba najczystrzym miejscem. Swiatlo nie dziala w trzech strategicznych miejscach - przedpokoju (lampa wisi na wysokosci ramion, urwalo sie jej), kuchni (gdzie obecnie jedyne swiatlo to moja lampka nocna) i salonie, gdzie do jednego rogu swiatlo prawie nie dochodzi...uffff ciezko jest. Jutro zarzadzamy ogolne i gruntowne porzadki... a ver! :)
zapomnialas dodac opis sensacji zapachowych z jakimi mamy tu do czynienia...no i opisu salonu(ech ten stolik z puszkami po napojach sprzed kilku dni i jogurt juana na fotelu...) i lazienek (np kolecji rolek po zuzytym papierze)
OdpowiedzUsuńALE!JUTRO PORZADKI GENERALNE- koniec anarchii- trzej muszkieterowie z luis montoto ruszaja do walke z syfem:)
taaaa jutro kolejny post...o tym jak nasze mieszkanie lsni i pachnie... na kolejnych kilka dni zanim wywrocimy je do gory nogami!
OdpowiedzUsuń