Pokazywanie postów oznaczonych etykietą artykuł. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą artykuł. Pokaż wszystkie posty

25 listopada 2018

Pancie na Giewoncie

W sezonie jeden z bardziej “oblepionych” szczytów. Opadający 600-metrową ścianą w stronę Zakopanego stanowi niejako symbol tego miasta. Z Krupówek widać dokładnie wznoszący się na szczycie 15-metrowy krzyż. Ten widok oraz - złudna - bliskość szczytu wabią tu i tych bardziej i tych mniej doświadczonych turystów. Bo ileż to zdjęć można później obejrzeć w internecie z korków na łańcuchach, nieodpowiednio odzianych czy obutych. W trosce o swoje nerwy szczyt ten celowo pomijałam po wizycie na nim jakieś 17 lat temu (jak to brzmi!!!) aż do tej pory…

Listopadowy dzień - bezchmurny, bezwietrzny, ciepły i słoneczny. A na dodatek to dziś ja mam wychodne! Rano pozbierałyśmy się z Olcią z naszej mety - Daczy Turysty i Biegacza - i ruszyłyśmy na podbój kolosa Tatr Zachodnich! A co!

Postanowiłyśmy ruszyć z Kuźnic niebieskim szlakiem przez Kalatówki i schronisko na Hali Kondratowej. Bardzo miła, niespieszna, niemęcząca wędrówka. Postój w pustym i klimatycznym schronisku. Poranna kawa z widokiem na zaśnieżone szczyty Goryczkowej Czuby i Kondrackiej Kopy. Niespiesznie ruszyłyśmy dalej animowane coraz to piękniejszymi widokami i błękitem nieba gdy nagle… ujechała noga. Ups! Oblodzenie. Z początku między kamieniami, potem i na kamieniach, w końcu podejście przypominało lodowy chodnik pokryty w miejscach zacienionych warstewką cieniuśkiego lodu. A my o zgrozo - mimo iż świadomo, mimo iż wyposażone to… opanowane przez jakąś pomroczność jasną. Że między porą niskich butów biegowych w górach, a ciężkich skiturowych skorup istnieje coś takiego jak pora, kiedy trzeba włożyć buty za kostkę, a w plecaku na podorędziu mieć raczki! 

Z gracją jednak i głową uniesioną wysoko (mimo poczucia totalnego przypału i poziomem zrównania się do pań wychodzących w klapkach na Giewont) dotarabaniłyśmy się na Kondracką Przełęcz. Tu operujące słońce rozpuściło wszelki śnieg i lód pozostawiając pod stopami przyjemne tarcie skał prowadzących już na sam szczyt Giewontu. Po drodze spotkałyśmy zaledwie kilka osób. Na szczycie prócz nas była jeszcze jedna para, potem doszły kolejne dwie osoby. Można było dowoli rozkoszować się widokami… Na szczyt prowadzi jednokierunkowy szlak zaopatrzony w kilka łańcuchów na dodanie otuchy. To jednak, co robi największe wrażenie, to stos z kijków, które najwyraźniej piechurzy porzucają tu przed pierwszymi łańcuchami chcąc w ten sposób zwolnić ręce. Bo w jaki inny sposób można wytłumaczyć chrust zalegający u stóp “kopuły szczytowej” Giewontu?

Podejście na Przełęcz Kondracką ochłodziło nieco nasze plany zejścia w stronę Przełęczy na Grzybowcu i skłoniło nas do pokory i zejścia tym samym szlakiem, którym podchodziłyśmy. Warto pamiętać, że planując zimową wycieczkę na Giewont w okresie od 1 grudnia do 15 maja, zamknięty jest odcinek czerwonego szlaku, łączący Przełęcz w Grzybowcu z Wyżną Kondracką Przełęczą, co utrudni dojście od strony Doliny Strążyskiej. Nic dziwnego, tamtejsza trasa jest stroma i skalista. W szczelinach skalnych szybko tworzą się oblodzenia, a stąd już krótka droga do poważnego wypadku (w ubiegłych latach odnotowano tam sporo podobnych zdarzeń, co tłumaczy decyzję władz TPN).

Po zejściu pierwszą rzeczą było wejście na stronę internetową sklepu górskiego 8a i… wybranie przejściowych raczków, bowiem nie wykluczam wędrówek górskich w porze “jeszcze nie skiturowej, a już nie biegowej”.

Swoją drogą w linku tekst o Tatrach dla średniozaawansowanych piechurów, gdzie oczywiście temat braku sprzętowego przygotowania jest przemilczany.

Długi Giewont

Widok z tarasu schroniska na Hali Kondratowej

Ogrzany w słońcu południowy stok Giewontu

Czerwone Wierchy z Przełęczy Kondrackiej


Łańcuchy na podejściu na Giewont... phhh powinni je zamontować poniżej Przełęczy ;)

15-metrowy krzyż na szczycie wzniesiony z inicjatywy wzniesionym w sierpniu 1901 roku z inicjatywy księdza Kazimierza Kaszelewskiego.
... i łańcuchy zejściowe

Czerwone Wierchy w całej swojej okazałości, Tatry Zachodnie i Wysokie. Piękne widoki z Giewontu.

Zalodzony szlak ze schroniska aż po Przełęcz Kondracką. W sumie jakby nie patrzeć grudzień już za pasem...




6 lutego 2018

Wielka Racza skiturowo by lejdis

Kim jesteśmy?
Kobietami!!!
Czego chcemy?
Nie wiemy!
Kiedy tego chcemy?
Natychmiast!

Z takim okrzykiem na szlaku mogli spotkać się mijający nas turyści, patrząc i oczy przecierając ze zdumienia. Oto bowiem 13 kolorowych jak tęcza niewiast mknie (no dobra, trudno to było nazwać mknięciem) na skiturach wprost do schroniska na Wielkiej Raczy.

Damskie pospolite ruszenie zwołane było trochę jakoby głęboki oddech od męskiego towarzystwa, którym jestem zdominowana, w domu. To oczywiście z przymróżeniem oka, bowiem damskie towarzystwo w górach cenię sobie nad wyraz, o czym przeczytać można w artykule dla 8a-Całą prawda o kobiecej działalności w górach.

Tak więc ruszyły... z Velkej Belkiej, której żadna mapa tego świata nie pokazuje! A mimo to udało im się spotkać. Ach cóż to było za spotkanie! Decybele porównywalne z koncertem Rolling Stonesów, uśmiechy od ucha do ucha i każda mówi, żadna nie słucha a i tak się dogadują. W nastrojach godnych podbiciu świata ruszyłyśmy - najpierw mechanicznie zdobywając wysokości, no bo co tutaj się męczyć, a następnie już turując do ostatniego wyciągu składający się na kompleks trzech dolin - Velka Raca Snowparadise! Jakie góry takie trzy doliny! Na postoju serca i podniebienia podbija Amarula, a bardziej historie Oli, jakie błogie spustoszenie w Afryce czynią owoce maruli :)

I tak z krótkiego zimowego dnia, niezbyt pięknego bo pogoda nie zachwycała nagle robi się wieczór! W schronisku na Wielkiej Raczy można skorzystać z sauenki co szczególnie polecam zimą - po wędrówce czy skiturach to jest zdecydowanie to! Szkoda, bo daleko tylko do wyjścia i schłodzenia się w śniegu, co na przykład często robi się na Rysiance. Wieczorem po wygranej w zawodach skiturowych (no to takie oczywiste było) na świeżo i lekko przybiega do nas Natalka. Już jesteśmy w komplecie!

W niedzielę pogoda niestety nie zachęcała do niczego prócz leżenia w łóżku! My jednak przełamałyśmy marazm i ruszyłyśmy ochoczo na zjazdy "na polance". Wspaniały freeride z widokiem na Tatry w puchu po pas wyglądał tak, że dojechałyśmy do skraja polanki, gdzie widoczność kończyła się po 10 metrach, a cały widok można było porównać do zamknięcia się w piłeczce ping-pongowej. YYYY...biało. Śnieg w z góry zmarznięty, wręcz zlodowaciały niósł jak szalony, a przy wejściu w zakręt  załamywał się. Fatalnie! Mimo to Danusia pomknęła przed siebie. Na szczęście niezbyt daleko, jeszcze w zasięgu głosu. Padający marznący deszcz tylko utwierdził nas w przekonaniu, że nic tu po nas i czas najwyższy zjeżdżać na dół.

No cóż... widoków nie było. Warunków narciarskich też - była za to wspaniała zabawa, mnóstwo śmiechu, pysznego jedzenia i dobrego wina. Ba! Było nawet Prosecco z liofilizowanymi truskawkami! Cóż tu więcej mówić - byle więcej takich wyjazdów.


W kobiecych wyjazdach najlepsze jest to, że można bezkarnie robić nieskończoną ilość zdjęć!

Velka Raca Snowparadise 
Podejście na Wielką Raczę zajmuje około 2 godzin


Po drodze mija się Skalne Diery - jaskinie, które wchodzą w skład rezerwatu.

Na szczycie Wielkiej Raczy, widoki zerowe. Jak się okazało nazajutrz miało być jeszcze gorzej


Kolorowo
Brakuje tylko Natalki, która dotarła do nas już o zmroku.

Rzuciły wszystko i poszły się fotografować


Schronisko na Wielkiej Raczy

Yyyy biało.

Narty wpięte! To zjeżdżamy!