21 lutego 2018

Wintercamp oraz Turbacz - pierwsze zimowe wejście - 2/28 Korona Gór Polski

Po trwającej 8 dób aklimatyzacji w końcu postanowili zaatakować szczyt... Pierwsze zimowe wejście wschodnią ścianą. Można spodziewać się co za sobą niesie... trud, ból i łzy! I były wszystkie trzy! Trud pchania dwuosobowego wózka przez zaspy, ból pleców po dźwiganiu i targaniu wehikułu oraz jego habitantów, łzy spowodowane wiatrem, słońcem i mrozem.

Po drodze spędziliśmy 8 dób aklimatyzacji w schronisku pod Turbaczem na wysokości ponad 1200 metrów. Przeszliśmy wiele specjalistycznych szkoleń, w tym: sprzętowych, z pierwszej pomocy, skiturowych... Czas odmierzaliśmy metrami przewspinanymi w żywym lodzie, na pionowej ścianie. Powstała nawet na ten cel jama śnieżna, którą zapobiegliwy ojciec Kanion wykopał, gdyby jego synom przyszłoby zabiwakować po drodze z dala od ludzkości, czekając na niesioną pomoc.

Grozy całej sytuacji przysparza minusowa temperatura i oślepiające słońce! Ale i tak podejmujemy decyzję o wyjściu ze schroniska. Po drodze czyha wiele pokus, pyszne ciasta i kawy serwowane w schroniskowym bufecie, wygodne leżaki wystawione na tarasie widokowym z obłędną panoramą Tatr, na którą można patrzeć cały dzień a i tak się nie znudzi... Ale jednak raz powzięta decyzja skutkuje rychłym, na szczęście fantastycznym finałem! Po 15 minutach marszu, dokładnie o godzinie 11:28 udaje się śmiałkom postawić cztery stopy i trzy kółka na szczycie!

I tak niespełna pół roczni Henio i Benio zdobywają swój drugi szczyt w Koronie Gór Polski!

Następnie dzielny tata z bagażem jak ja plus cały wózek mknie na szagę do auta a my pławimy się czystym powietrzem, grzejącym słoneczkiem i ciszą, jaka w poniedziałkowe południe panuje na szczycie. Widok jest obłędny od lewej strony ciągnie się flanka Tatr poczynając od słowackiego Bujaczego Wierchu przez Kieżmarski, Łomnicę, Lodowy, Gerlach, Ganek, Wysoką, Rysy, Świnicę i dalej, dalej na zachód, po sterczące im z przeciwka dumnie Pilsko i Babią Górę. Znad chmur, a może smogu wyłania się wierzchołek Gubałówki. Ci, którzy stoją na jej szczycie też wygrali tego dnia! Jest bosko! Raz po raz za sprawą grzejącego słońca z choinek obrywają się czapy śniegowe, a przy lekkim powiewie wiatru igiełki śniegu spadają na twarz niczym mgiełka do ciała. To zdecydowanie jeden z tych dni zwanych warunem roku!

Odkrycie Turbacza po raz drugi

Na Turbaczu pierwszy raz byłam przy okazji zimowego szkolenia. Wintercamp - bo to o nim mowa. Odbywający się tu biwak jest fantastycznym wydarzeniem dla wszystkich tych, którzy łakną górskiego towarzystwa, merytorycznej wiedzy i nowych umiejętności. Program obfituje w liczne szkolenia, m.in. pierwszej pomocy w górskich warunkach, szkolenia sprzętowego, lawinowego, skiturowego, biwakowania w trudnym terenie zimą. Dodatkowo uczestnicy śpią na polu namiotowym uprzednio okopując sobie namioty w śniegu. Świetna opcja, tym lepsza że zawsze mamy ten komfort by wziąć ciepły prysznic w schronisku!

Od kilku edycji organizowana jest również wersja Wintercamp Family, co jest strzałem w dziesiątkę, bowiem zajęcia prowadzone są zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Dzieciaki pod opieką instruktorów biorą udział w warsztatach, animacjach i licznych zajęciach. Rodzice natomiast aktywnie uczestniczą w panelach przygotowanych z myślą o nich. Wieczorne spotkania z podróżnikami i ludźmi gór to już tradycja, w tym roku natomiast nowością było łączenie się na żywo z bazą pod K2, najpierw z Jasiem Gołębiem a potem z Piotrem Snopczyńskim.

A jeśli nawet komuś wydaje się, że już to wszystko przeżył i wie, to niech pomyśli gdzie jeszcze w Gorach można wspinać się na ścianie lodowej jak nie na wintercampie oraz gdzie można urządzać takie kuligi jak nie tutaj?

W tym roku odkrywamy Turbacz na nowo - z CommandoGroszkami. Ku naszym wcześniejszym obawom chłopcy są zachwyceni miejscem. Ich zachwyt objawia się w trzech kwestiach: apetytu, spania i wydalania. Żadna z tych trzech rzeczy nie szwankuje, a spanie mają jak nigdy dotąd! Na pewno za sprawą czystego powietrza i werandowanio-spacerowania dwa razy w ciągu dnia. Siedząc na wysokości ponad 1000 metrów z pogardą można patrzeć na miejscowości u stóp Gorców dławiące się własnymi dymami. Jesteśmy przeszczęśliwi, że trafiliśmy tu rodzinnie. Na dodatek powoli dochodzimy do perfekcji w zarządzaniu czasem i groszkami. A dowodem tego niech będą biegowe treningi Kaniona oraz moje skitury. I choć wycieczki nie były już tak długie i męczące jak ostatnimi laty, to udało nam się znaleźć świetny spot, który eksploatowaliśmy do zaorania! Nieocenioną pomoc niosły oczywiście ciocie, wujcio Pajda spacerujący z groszkami w (olaboga!) krótkich spodenkach oraz rodzice, którzy nagle w środku zimy zatęsknili za górami i postanowili nas odwiedzić.

Z dziećmi na Turbacz

Po trzykroć tak! Schronisko jest pięknie usytuowane i nawet jak nie uda nam się porobić dłuższych wycieczek z jego poziomu możemy się doładować energią i pięknymi widokami. Z resztą, chyba każde okno schroniska oferuje piękny widok! My na przykład mogliśmy wprost z łóżka podziwiać imponujący wschód słońca.
Również dotarcie do schroniska jest w miarę proste. Faktem jest, że jako organizatorzy mieliśmy ten przywilej wjazdu autem. Z powrotem jednak schodziliśmy z wózkiem żółtym szlakiem/czerwonym rowerowym do Kowańca. Latem, czy na wiosnę zapewne tu wrócimy. Tym razem jednak bez wsparcia terenowego. Gorce są również idealne pod turystykę rowerową (zimą mnóstwo fat bików), narty biegówkowe, backcountry oraz skitury. Ilość osób na tych właśnie sprzętach przewijających się przez schronisko jest imponująca!



Namiastką pobytu w schronisku pod Turbaczem niech będzie kamerka internetowa.

Werandowanie z widokiem na Tatry Słowackie

Gdy za oknem chmury i mgła można oczami wyobraźni zobaczyć, to co w normalnych warunkach widać na horyzoncie

Meldujemy się na Wintercamp Family!

Gdy młodzi śpią, a spanie tu mają niezwykle apetyczne, jest chwila na przeczytanie książki... oczywiście o górach.

W poszukiwaniu słońca wzbijamy się w przestworza

Narty, biegówki i fat bike - to najczęściej wybierane formy zimowej aktywności w Gorcach

Gorczański Park Narodowy

Ścianka lodowa Petzla. W oczekiwaniu na klientów.

Czas powiedzieć do zobaczenia za rok!

Wintercamp - namiot szkoleniowy


Naszą terenówką nie straszne nam zaspy i zamiecie!


Turbacz z polany

Olcie i cudowna, babska tura.

...w świetle zachodzącego słońca

Jest radość!

Polana jakich tu pełno.


Udało się również pojeździć poza trasą, ale co się zjechało, trzeba było wyjść, a to już nie było tak przyjemne...

Pole namiotowe w wiosce Jacka Wolfskina

:)


Obłędny wschód słońca wprost ze schroniskowego łóżka. Na takie plenery mogę się pisać!

i w końcu to, na co wszyscy tu czekaliśmy. Lampa!

I Tatry w całej swojej rozciągłości.

Ścianka lodowa - było fajnie - ale do wspinania w lodzie ciągle nie jestem przekonana :/

Eksploracja Turbacza z widokiem na Tatry


Commandogroszki na szczycie

... i drugi ich szczyt w Koronie Gór Polski

 








6 lutego 2018

Wielka Racza skiturowo by lejdis

Kim jesteśmy?
Kobietami!!!
Czego chcemy?
Nie wiemy!
Kiedy tego chcemy?
Natychmiast!

Z takim okrzykiem na szlaku mogli spotkać się mijający nas turyści, patrząc i oczy przecierając ze zdumienia. Oto bowiem 13 kolorowych jak tęcza niewiast mknie (no dobra, trudno to było nazwać mknięciem) na skiturach wprost do schroniska na Wielkiej Raczy.

Damskie pospolite ruszenie zwołane było trochę jakoby głęboki oddech od męskiego towarzystwa, którym jestem zdominowana, w domu. To oczywiście z przymróżeniem oka, bowiem damskie towarzystwo w górach cenię sobie nad wyraz, o czym przeczytać można w artykule dla 8a-Całą prawda o kobiecej działalności w górach.

Tak więc ruszyły... z Velkej Belkiej, której żadna mapa tego świata nie pokazuje! A mimo to udało im się spotkać. Ach cóż to było za spotkanie! Decybele porównywalne z koncertem Rolling Stonesów, uśmiechy od ucha do ucha i każda mówi, żadna nie słucha a i tak się dogadują. W nastrojach godnych podbiciu świata ruszyłyśmy - najpierw mechanicznie zdobywając wysokości, no bo co tutaj się męczyć, a następnie już turując do ostatniego wyciągu składający się na kompleks trzech dolin - Velka Raca Snowparadise! Jakie góry takie trzy doliny! Na postoju serca i podniebienia podbija Amarula, a bardziej historie Oli, jakie błogie spustoszenie w Afryce czynią owoce maruli :)

I tak z krótkiego zimowego dnia, niezbyt pięknego bo pogoda nie zachwycała nagle robi się wieczór! W schronisku na Wielkiej Raczy można skorzystać z sauenki co szczególnie polecam zimą - po wędrówce czy skiturach to jest zdecydowanie to! Szkoda, bo daleko tylko do wyjścia i schłodzenia się w śniegu, co na przykład często robi się na Rysiance. Wieczorem po wygranej w zawodach skiturowych (no to takie oczywiste było) na świeżo i lekko przybiega do nas Natalka. Już jesteśmy w komplecie!

W niedzielę pogoda niestety nie zachęcała do niczego prócz leżenia w łóżku! My jednak przełamałyśmy marazm i ruszyłyśmy ochoczo na zjazdy "na polance". Wspaniały freeride z widokiem na Tatry w puchu po pas wyglądał tak, że dojechałyśmy do skraja polanki, gdzie widoczność kończyła się po 10 metrach, a cały widok można było porównać do zamknięcia się w piłeczce ping-pongowej. YYYY...biało. Śnieg w z góry zmarznięty, wręcz zlodowaciały niósł jak szalony, a przy wejściu w zakręt  załamywał się. Fatalnie! Mimo to Danusia pomknęła przed siebie. Na szczęście niezbyt daleko, jeszcze w zasięgu głosu. Padający marznący deszcz tylko utwierdził nas w przekonaniu, że nic tu po nas i czas najwyższy zjeżdżać na dół.

No cóż... widoków nie było. Warunków narciarskich też - była za to wspaniała zabawa, mnóstwo śmiechu, pysznego jedzenia i dobrego wina. Ba! Było nawet Prosecco z liofilizowanymi truskawkami! Cóż tu więcej mówić - byle więcej takich wyjazdów.


W kobiecych wyjazdach najlepsze jest to, że można bezkarnie robić nieskończoną ilość zdjęć!

Velka Raca Snowparadise 
Podejście na Wielką Raczę zajmuje około 2 godzin


Po drodze mija się Skalne Diery - jaskinie, które wchodzą w skład rezerwatu.

Na szczycie Wielkiej Raczy, widoki zerowe. Jak się okazało nazajutrz miało być jeszcze gorzej


Kolorowo
Brakuje tylko Natalki, która dotarła do nas już o zmroku.

Rzuciły wszystko i poszły się fotografować


Schronisko na Wielkiej Raczy

Yyyy biało.

Narty wpięte! To zjeżdżamy!



1 lutego 2018

Zimowy Półmaraton Gór Stołowych okiem matki i orga

W skrócie...
Jak dzieci to nie organizacja.
Jak organizacja to nie dzieci.
Tu z odsieczą do Karłowa, małej wioski będącej centrum masowego ruchu turystycznego obsługującego Szczeliniec Wielki przybywają dziadkowie! I chwała im za to, bo jest niemożliwością pogodzić dwa tak sprzeczne bieguny jak 5 miesięczne bliźniaki i praca.

W Górach Stołowych jesteśmy ... niezliczony i niepoliczalny raz. Kochamy to miejsce i właściwie co roku wychodzi nam, że koło stycznia powinniśmy się tu przeprowadzać na miesiąc, by nie jeździć co weekend na trasie Ziemia Kłodzka - dom - i z powrotem i tak w kółko. Na imprezach organizowanych przez Herciego też jesteśmy nie pomnę który raz. Albo biegamy, albo pomagamy ale zawsze uczestniczymy chętnie!

A dlaczego?

Ze względu na wyjątkowy klimat! Na emocje sportowe towarzyszące biegaczom, którzy przyjeżdżają tu z rodzinami, znajomymi. Przez weekend tworzy się kolorowa, wesoła, uśmiechnięta społeczność i aż miło patrzeć na unoszącą się w powietrzu radość i endorfiny. Ekipa organizatorska - nic dodać nic ująć - do tańca i do różańca! Zgrana, pełna energii! Nic dziwnego też, że pod banderą Załogi Górskiej stanowią najprężniej działającą grupę wolontariuszy pojawiając się w ciągu roku na coraz to liczniejszych imprezach. Wiadomo, pewnych rzeczy nie da ująć się słowami - tak jak nie da opisać się atmosfery imprez biegowych organizowanych przez Maratony Górskie.

Najbliższe imprezy na które też się wybieramy, to:
- 7 kwietnia Międzynarodowa Sztafeta Górska w Kudowie Zdroju
- 30 czerwca/1 lipca Supermaraton Gór Stołowych w Karłowie
- 19-22 lipca Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich w Lądku Zdroju

W tym roku zdecydowanym hitem Zimowej Połówki był prócz śniegu (niby oczywiste, ale tej zimy jest go jak na lekarstwo) koncert gitarowy w bacówce przeciągający się do późnych godzin nocnych. Nieprawdopodobnym jest jakie pokłady energii drzemią w startujących, że mimo kilometrów w nogach, mimo trudnego finiszu w Schronisku na Szczelińcu (a prowadzi do niego ponad 600 schodów!!!) są w stanie skakać na koncercie i śpiewać w niebogłosy. Miłym urozmaiceniem okazały się również prezentacje himalaistów - Piotra Pustelnika, Kacpra Tekielego oraz Jurka Natkańskiego. 

Foty z trasy najlepiej oglądać u Piotra Dymusa i Łukasza Buszki

Ze szczytu Szczelińca Wielkiego

łączność ważna rzecz

cudowna zima - w końcu udało się ją odnaleźć

Ze szlaku na Szczeliniec Wielki

Ze szlaku na Szczeliniec Wielki

medale dla zwycięzców Zimowego Półmaratonu Gór Stołowych


Na najwyższym szczycie Gór Stołowych - zima jak okiem sięgnąć

Budzisz się i widzisz to...

To zaszczyt móc być częścią tej ekipy!



Szczeliniec Wielki w dwie minuty