23 lutego 2010

hostal Oasis

Wero... nasza Weronka (hehehe) znalazła prace w hostelu. Ale jakim! Sto procent backpackerski, sto procent odjechani, młodzi ludzie z całego świata, sto procent klimatu i atmosfery. Hostel nazywa się Oasis i trafić do niego to nielada wyczyn! Zbunkrowany za dziesiątym kościołem po lewej jest miejscem melanżu kulturowego i narodowościowego. Hostel poza noclegiem proponuje szereg wycieczek, imprez, jest bar, jest basen na tarasie na ostatnim (3) piętrze. Pokoje sa mieszane, z łóżkami dwupiętrowymi, na dzień dobry miła atmosfera, ludzie się poznają, spędzają wspólnie czas - mega, mega. Fajny klimat, kolorowo, dobra muzyka - świetna atmosfera dla przyjezdnych ale też i świetny klimat do pracy. I jeszcze coś... ta pełna lodówka na 3 piętrze... :)


Wero esta trabajando en hostal! Yupiiii je! Parece que ahora somos chicas de recepcion, casi todas! :) Wero esta trabajando en un hostal super chulo, con super rollo, gente joven de todo el mundo. El hostal es de tipo backpackers pues atrae toda la gente joven que viajan por el mundo con poco dinero. Hay una piscina pequenita, hay un bar, la musica guapa, la buena gente trabajando... y la nevera llena en la 3 planta! Ya se donde vamos a pasar el lunch :)  

wiosna w Hiszpanii

Nie chcę zapeszać, ale chyba nadeszła. Mimo wszystko wyczekiwana, choć różnice temperatur pomiędzy PL a Sevilla tej zimy dochodziły nawet do 40 stopni, więc nie mam co marudzić...ale jest! Wiosna! :) Temperatura dziś to rekordowe 24 stopnie, wszystko budzi się do życia, choć i tak jakoś zielono było tej zimy. Powoli bo powoli miasto zaczyna nam rozkwitać, mienić się różnymi kolorami. Jeszcze z dwa tygodnie a wszystko ruszy z taką parą, zaczną kwitnąć pomarańcze i całe miasto wypełni cudne, świeże, wonne zapachy.

Parece, que ya estamos en primavera. Poco a poco suben las temperaturas, se nota la gente dando paseos por parques y al lado del rio. Poco a poco tambien el mundo se cambia en mas colorado y vivo. Falta ya dos semanas y Sevilla se rellena entera con olor del naranjos, se ilumina con colores de todas sus plantas.

21 lutego 2010

okna w Sevilli




Niedziela, wolny dzień w pracy. Zatem wzięłam mój rower i odbyłam chilloutową przejażdżkę fotograficzną po mieście. Tutaj zaledwie kilka tylko zdjęć, ot tematycznie - okna. Kilka razy się zagubiłam, kilka razy zmoczył mnie deszcz, kilka razy wysuszyło słońce. Achhh czuć w powietrzu wiosnę! 23 stopnie... :)

Sevillańskie... chodniki

Żeby nie być gołosłowną, dziś zrobiłam zdjęcie chodnika w mieście...

Las aceras en Barrio Antiguo :)

20 lutego 2010

cafe con leche

O kawie, cafeterach i cafeteteriach można by pisać i pisać. Hiszpanie miłują się w spędzaniu wspólnie godzin sjesty w małych barach, kafejkach gdzie dyskutują, jedzą i piją. Gwarno, szumnie, dzieciaki biegają, bawią się, hałasują, natomiast starszyzna siedzi bądź stoi popijając kawkę albo piwo i zajadając ciasteczka i inne smakołyki. Takie właśnie miejsca, cafeterie otwarte w ciągu dnia, gdzie można zjeść śniadanie, wyskoczyć na lunch a wieczorem wyjść ze znajomymi na piwo i tapas (małą przekąskę) to coś, czego zdecydowanie brakuje nam w Polsce. Takie miejsca żyją własnym życiem, codziennie o tych samych godzinach wysiadują te same twarze, można przeczytać poranną gazetę, porozmawiać z codziennie tak samo zabieganym kelnerem, można wdać się też w rozmowe z podwórkowymi filozofami, obejrzeć mecz wśród rozentuzjazmowanego tłumu a po jedzeniu jak to wszyscy maja tu w zwyczaju zużyte serwetki rzucić na ziemię. To co ja uwielbiam, to wyłożyć kości w słońcu na jakims małym skwerku i popijając czy to pyszną kawę z mlekiem (latem dochodzi jeszcze opcja lodu) czy zieloną herbatę obserwować ten barwny, krzykliwy tłum. Chillout gwarantowany. Uwielbiam te chwile.

Poco a poco tenemos aqui nuestro costumbre de celebrar el ritual de beber cafe. Desde hace cuando me acuerdo siempre bebemos cafe con leche (en verano la opcion con hielo) tomando tambien algo dulcito :) Pretendemos siempre a elegir lugares typicos de espanoles, donde pasan su tiempo las familias enteras, donde se puede ver el partido de futbol, leer un periodico, charlar con camerero que ya te reconoce, los lugares donde en la misma hora se puede ver las mismas caras. Asi nuestro costumbre pequeno, nuestros lugares que nos falta tanto en Polonia.

provisiones de Polonia



A oto cuda jakimi rodzice raczą dziewczyny raz na jakiś czas. Raz na jakiś czas oznacza średnio co dwa tygodnie przychodzi do nas mocno wyczekiwana paczka z Polski, w której oprócz fatałaszków (laski maja już tyle ubrań, że szafy nie są ich w stanie pomieścić) jest też zaopatrzenie żywnościowe. Są to zazwyczaj produkty, których tutaj próżno szukać. Zatem kiszone ogóreczki (każdy Hiszpan wzgardzi ich smakiem, mówiąc, że są przeterminowane, tak przynajmniej im smakują), ptasie mleczko (a co to w ogóle), polska wódka (tak, to im smakuje), kabanosy (znikają w mig), kasza manna do ciasta (nie wiem swoja drogą jak my zrobimy to ciasto skoro piekarnika nie ma), zupki w proszku i w "tytce" - obrzydlistwo, którym jednak nie pogardze i rarytas rarytasów - coś na czym się wychowałam a czego nigdzie indziej w świecie się nie znajdzie - ta ta ta ta ta - mleko w tubce! Ale tylko to z Gostynia! O tak! W tej paczce od Weronki dostalam az 4! :) Jedno już zjadłam, myśle że do poniedziałku juz nic nie zostanie! Na zdjęciu odsłaniające się kolejne warstwy łakoci :)
I cóż... generalnie temat paczek jest dla mnie dość drażliwy. Moi rodzice mi wysłali jedną jedyną, z must have things - moje ulubione Levisy, buty wspinaczkowe i przewodnik Lonely po Hiszpanii - i szlag ją po drodze trafił! A miała priorytetowo dojść w tydzień... juz mija 3 miesiąc...Także co jak co ale paczki to ja z domu nie mam co oczekiwać. Ale i tak Was kocham :)

Cada segunda semana obtenemos, bueno las chicas obtienen las paquetes de Polonia con provisiones! Hay cosas tipicas para comer de Polonia que no se puede conseguir aqui. Hay monton de dulces, hay mi preferido y unico del mundo dulce de leche, hay vodka polaca y salchichones. Monton de te de diferentes sabores, chocolatines, medicamientos y naturalmente ropa! Que suerte tienen chicas! Mis padres me enviaron un paquete ya hace tres meses y todavia no lo tengo... con mis pantalones preferidos, zapatos para escalar y guia de Lonely Planet por Espana. Que mala suerte tengo yo!

conduciendo en Santa Cruz

Santa Cruz to zabytkowa, piękna dzielnica Sevilli. Usytuowana na północ od katedry, pełna romantycznych zakamarków, małych klimatycznych knajpek i drogich restauracji, zbunkrowanych hosteli i luksusowych hoteli, w gąszczu uliczek można by urządać rajdy na orientacje a i tak zapewniam, że nie jedna osoba by się zagubiła. Uliczki bardziej przypominają labirynty a w niektórych miejscach są tak wąskie, że minięcie się z kimś jest jedyne tylko po uprzednim wymienieniu grzeczności pierwszeństwa przejścia. Zapewnie jest to jedno z najciekawszych zakamarków Sevilli, zapewne dzieje się to też za sprawą prawie zupełnego wyłączenia dzielnicy spoza ruchu drogowego. Ale... nieraz az dziw bierze z jaka premedytacja a zarazem brawura jezdza tutaj kierowcy, niekiedy doslownie na centymetry wpychajac sie w szczeliny między budynkami hucznie nazwane drogami. Dzis podczas popoludniowej kawy udało mi się zaobserwować akcję pod tytulem parkowanie. Pierwsze zdjęcie - na horyzoncie pojawia się auto. Cudem przeciska się przez wąskie ulice, ludzie schodzą z drogi wchodząć w bramy, na stopnie, przyklejając sie do ścian by nie zostać rozjechanym.

Numer dwa, zamieszanie - bo otóż będziemy parkować w garażu, który jest zastawiony przez kawiarniany taras, zatem trzeba poskladac krzesla i stoliki, poprosić klientów, by się przesiedli...


Numer trzy - wilk syty i owca cała, popołudniowe rozważania przy kawie pewnych turystów i mistrzowski finał parkowania.


Ja... ja bym się chyba nie nadawała do takiej jazdy... samochód po kilku manewrach roztrzaskalabym w drobny pył, potrąciła kilka stojaków z kartkami bądź co gorsza poturbowała jakichś pieszych. No ale z dwojga złego - wszystkiego człowiek jest się w stanie wyuczyć, a mieszkanie w takim miejscu na pewno wszystko zrekompensuje. Swoją drogą zastanawiam sie też, ile razy dziennie taki kelner jest zmuszony do składania i rozkładania całego interesu blokującego wjazd do bramy głównej garażu?!
Asi se conduce en barrio Santa Cruz. Es el barrio mas antiguo de Sevilla. De vez en cuando es dificil para dos personas a pasar porque lac calles son tan chiquititas. De vez en cuando pasan por aqui tambien coches. Y tienes que tener cuidado, a lo mejor huir porque de vez en cuando pasa, que por el hueco entre edificios mete solamente coche! Tambien ocurre que hay las aceras en el casco antiguo que tienen solamente 10 cm! Pues olvidate a cruzar con persona que va del otro lado. Asi es en barrio Santa Cruz. Por eso admiro la gente que conduzcan aqui y ademas que puedan manejar su coche bastante bien para aparcarla sin victimas mortales o sufriendo ningunas perdidas gravas! :)

16 lutego 2010

donde frutas crecen por las calles


Tak, to zapewne coś najbardzej szokującego dla kogoś, kto przyjeżdża tu pierwszy raz. Na ulicach, na małych zgrabnych drzewkach rosną owoce. Wonne pomarańcza, żółciutkie cytryny. Pierwsza myśl, zerwać zjeść... jednak są one bardzo kwaśne, właściwie niezjadliwe. Owszem, można je przetworzyć na soki, konfitury, co praktykowaliśmy. Ale żeby jeść trzeba być desperatem lub przyszpilonym przez jakiś zakład ze znajomymi. Jeść nie można ale wrażenia estetyczne gwarantowane! Pomarańcze w środku zimy! A tak a propos jakiś pomysł co jest na pierwszym zdjęciu?!

Andalucia - donde frutas crecen por las calles en arboles chquititos. Donde se puede sentir el increible olor de naranjas o limones. Es algo increible venir aqui del frio norte y lo primero que puedes ver son las naranjas. Por supuesto mejor no comerlas porque estan muy amargas pero el otro es hacer zumo de ellos! :) Que rico es!

Alameda de Hercules


No tak na tym blogu nie mogłoby zabraknąć tego kultowego miejsca w Sevilli. Alameda de Hercules to deptak w obrębie starego miasta, który cieszy się dużą popularnością wśród Sevillanczyków. W dzień pełno tu rodzin z dziećmi i młodzieży rozkoszującymi się w ogródkach licznych knajpek słońcem,w  nocy natomiast zamienia się w prawdopodobnie największą imprezownie miasta. Liczne bary, gdzie można napić się piwa już od 60 centów za tzw. cane czy tubo - formy szklanek w których jest ono tu serwowane. Kiedy te są zamykane koło 2 w nocy, wesołe stada podchmielonych starych i młodych przemieszczają się w inne miejsca, gdzie można potańczyć i dotankować. Miejsce szczególnie umiłowane przez dziewczyny i ekipe, mnie wyszło bokiem juz po dwóch miesiącach :) Bo ileż można! Nie na alamedzie świat się kończy!

Alameda de Hercules es el lugar muy conocido en Sevilla. Es un pasaje donde por el dia, las largas horas con sol pasan las familias enteras tomando tapas, canas o cafes y cual por la noche se cambia de lugar de estudiantes, erasmus gente y todos otros que quieren divertirse. Hay muchos bares abiertos hasta la manana donde se puede conseguir la cana o el tubo ya de 60 centimos. Alameda vive su vida, muy larga y muy profunda.

in the name of love for horns


Hiszpanie to nacja obdażona niezbyt dużą cierpliwością. Przejawia się to dość wyraźnie za kółkiem. Codziennie w godzinach szczytu (których są tu cztery) bo jeden rano, drugi na początku sjesty i analogicznie trzeci na koncu i czwarty w nocy kiedy wszyscy wracaja do domów... i o czym to ja miałam pisać...?! A no więc w godzinach szczytu można posłuchać orkiestry klaksonów w których tak miłują się południowcy. Bo tamten trąbi na tego z przodu, który zaczyna trąbić na tego jeszcze z przodu, który nie może ruszyć mimo zielonego światła, bo w poprzek drogi stoją jeszcze auta, która na skrzyżowanie wjechały już na czerwonym świetle i teraz nie mogą z niego zjechać, no więc...też trąbią. Zatem wszyscy poblokowani i trąbiący, wydający poranne serenady, salwy budzące lepiej niż budziki.
Ale to nie wszystko. Na uwagę zasługują także tak endemiczne tu zasady ruchu - zjeżdżanie z kilkupasmowego ronda ze skrajnego pasa wewnętrznego, parkowanie na światłach awaryjnych w bardzo wąskich uliczkach i blokowanie ruchu, parkowanie na pasach i przystankach autobusowych i najpiękniejsze ze wszystkiego parkowanie na milimetry - 5cm z przodu, 5 z tyłu, tak że jedynym sposobem jest... trąbić i czekać aż wyjdzie sąsiad przestawić auto. Każdy samochód tu obdarty, tam zagnieciony, tam coś odpadło, tu przyklejone na taśmę. Na zdjęciu dzień jak codzień... ktoś przechodzi na czerwonym świetle, ktoś próbuje zaparkować auto, gdzie jest to prawie nie możliwe, blokując ruch, ktoś zaparkował na skrzyżowaniu na awaryjnych, ktoś cofa pod prąd.
Jednym słowem prowadząc auto w hiszpańskich miastach (bo poza miastami są piękne autovie i autopisty - drogi narodowe i autostrady) trzeba mieć oczy dokoła głowy. Ale jedno trzeba przyznać Hiszpanom - pieszy i rowerzysta zawsze, podkreślam ZAWSZE ma pierwszeństwo wkraczając na drogę, no chyba że pcha się na czerwonym świetle.

De vez en cuando tarda solo 10 minutos de observaciones para ver el ingenio de choferes espanoles. Durante este periodo es seguro que commetan todos errores posibles. Uno aparca en el medio de la calle y deja su coche haciendo atasco enorme donde todos usan con furia claxones. El ruido es enorme y despierta todo que vive o ya esta muerto. Miras luego y ves un coche dando contracorriente por la calle de un sentido, el otro aparco su coche en el centro de la rotonda, otro bloqui el siguiente... Ademas todos aparcan coches a 5 cm uno al lado del otro y a nadie lo interesa que alguien lo choque, que todos los coches tienen rayas. Conduciendo por ciudades de Espana hay que tener los ojos alrededor de la cabeza!  

11 lutego 2010

Bianca y Luana

W odwiedziny z dalekiej Brazylii (gdzie właśnie rozpoczyna się karnawał) przyjechała do nas Bianca. Niesamowicie pozytywna, cudowna osoba, nota bene kumpela z pracy, z Tomatito. Nie przyjechała jednak sama :) Na zdjęciu z córeczka Luaną, w piątym mięsiącu :) Mamy zatem dobrą wymówkę, by razem z Biancą zajadać się czekoladą, naleśnikami z nutella i bananami i innymi przysmakami. Ona je za dwójke bo musi a my bo lubimy! :)

De Brasil ha venido nuestro solecito Bianca con la paquenita hija - Luana. Bianca la chica increible positiva, maravillosa fue mi companera de trabajo de Tomatito en Tarifa y ademas la primera nina de chupito! :) Ahora cuando esta aqui todas nosotras tenemos un buen excuso para comer cosas ricas y ademas comerlo por dos! :) Enhorabuena Bianca nuestro amorrrr!

8 lutego 2010

Guadalquivir graffiti



Wzdłuz rzeki Guadalquivir na przestrzeni okolo dwoch kilometrow pomiedzy mostem Alamillo a Barqueta ciagna sie dlugie mury, wymalowane niesamowitymi graffitti. Niektore z nich to istne dziela sztuki! Szkoda ze tak kolorowych miejsc w miastach nie jest wiecej.

A lo largo del rio Guadalquivir hay dos kilometros de muralla llena de graffittis muy chulos. Algunos son las verdaderas obras del arte! Que pena solamente que no hay mas lugares tan de colores en otros ciudades!

6 lutego 2010

los preparativos para Semana Santa

Semana Santa to Wielki Tydzien, tydzien w religii chrzescijanskiej poprzedzajacy obchody świąt Wielkanocnych. Szczególnie tutaj na południu Hiszpanii, a szczegółowiej w Sevilli, do tego świeta i tej tradycji przywiazuje sie bardzo duza wagę. Hiszpanie naleza do bardzo religijnych nacji. Moze kilka słów na czym sama Semana Santa polega...

"Odziani w długie szaty o tym samym kroju, w kapturach zasłaniących niemal całkowicie twarze, trzymający w ręku zapalone świece, przypominają amerykańskie bractwo Ku Klux Klan nie cieszące się zresztą dobrą sławą. Owi "cofrades" czy "nazarenos" są dziesiejszymi następcami pierwszych chrześcijan, którzy na miejsce modlitw przychodzili pod osłoną nocy, a kaptury głeboko zaciągnięte na twarz miały chronić przed identyfikacją i w konsekwencji przed prześladowaniami. Wysoko nad tłumem, wsparte na ramionach kilkudziesięciu mężczyzn widnieją wielkie platformy. Są to platformy-ołtarze, które będą niesione w procesji. "

To właśnie te procesje sprawiaja, ze rok rocznie Sevilla pęka w szwach od natłoku zjezdzających sie tutaj turystów z calego świata. Hotele zarezerwowane są juz są od stycznia, orkiestry dętę akompaniujące pochodą robia próby właściwie juz od pazdziernika, a i powoli na ulicach miast zaczynaja się pojawiac grupy mlodych mezczyzn cwiczacych noszenie ogromnych ołtarzy. Wędrujące ołtarze waza nieraz po kilka ton, takze dzwiga je nawet i kilkudziesieciu mezczyzn. Praca jest conajmniej ciezka i wyczerpujaca, stad tez proby zaczynaja sie z duzym wyprzedzeniem. Cale miasto wtedy na tydzien jest sparalizowane, a glownymi jego alejami i uliczkami przechadzaja trwajace wiele godzin procesje poszczególnych bractw. Ciemną noc rozświetlają tylko pochodnie i gromniczne swiece, cisze wypelnia zewny spiew i akompaniament orkiestry grajacej (wedlug mnie) przerazajace piesni marszowo-pogrzebowe (?!) a cala otoczka mistycyzmu tej tradycji przyprawia o ciarki na ciele.

Dla zobrazowania sprawy wrzucam kilka fotek z Granady, z 2008 roku.



Poco a poco ya se nota los preparativos para Semana Santa. Es la semana probablamente la mas conocida en Espana. Cada ano a Sevilla, el corazon de Andalucia vienen milles de turistos de todo al mundo para participar en este increible tradicion. Las procesiones que se puede ver tienes horario y camino fijo y a lo largo de su lado hay monton de gente esperando horas largas para ver la procession paseanda. Durante Semana Santa turistas estan a tope. Probablamente es la temporada mas lucrativa de todo el ano. No me extrana pues que ya (y estamos en febrero) casi todos hostales estan ocupados, las orquestras se preparan para dar conciertos y hombres que llevan las altares (que cada uno pesa algunas toneladas) ya hacen entrenamientos. Para ver que pasa tambien he puesto algunos fotos de Granada de 2008 de Semana Santa.

que pasa chiquilla?


Kiedy rozmawiam z moimi rodzicami przez telefon, w najbardziej skrajnych przypadkach okazuje sie, ze roznica temperatur która nas dzieli, to nawet 40 stopni! Tam zaspy po pas, sniegu nie ma juz gdzie odgraniac a tu jednego dnia 10 a drugiego 20 kilka stopni. Chyba za to właśnie słońce i temperatury kochamy południe.

Supongo que cuando escribo que aqui tenemos las temperaturas de mas o menos 20 grados y plano sol os lo pone envidioso. Pero eso es... el clima es muy agradable y ahora cuando hace sol ya parece si estuvimos en primavera :)