29 września 2016

Osz - miasto starsze od Rzymu

Osz... kurcze. Gdzie ja jestem! I to jeszcze sama!

Ulice szerokie jak Wisła na wysokości Torunia, masa aut które nie zwracają raczej uwagi jakie światło aktualnie się świeci. Ludzie chodzący w te i we wte, małe kramiki uliczne oferujące usługi szewskie, zakłady totalizatora sportowego czy doładowanie konta w telefonie komórkowym. Na dodatek poukrywane bazary, w które wchodząc próżno szukać wyjścia, okazują się bowiem plątaniną wąskich rzędów, ścieżek i skrótów.

Przez dwa dni z przewodnikiem w ręku i aparatem na ramieniu zagłębiam się w zakamarki miasta. Jestem ostatnim niedobitkiem z naszej ekipy, który ostał się jeszcze w Osz - drugim co do wielkości mieście Kirgistanu.

Docieram do pięknego parku miejskiego z Diabelskim Kołem, licznych fontann, kościołów wszystkich chyba wyznań oraz kilkumetrowego pomniku Lenina. I choć samo miasto liczy ponad 3000 lat (!!!) na prawdę mało jest tu zabytków i nie ma co nastawiać się ściśle li tylko na zwiedzanie miasta.

Diabelski młyn

Kirgistan na jednym z domostw

wariacja na temat dzwonów

meczety, kościoły prawosławne i katolickie...

...stoją niemalże ścianą w ścianę

Zamiast pomnika w parku miejskim takie coś...




Popiersia zapewne osób ważnych, w parku miejskim

Pomnik Lenina na głównym placu miasta


Meczet u stóp góry Sulajmana



perełki motoryzacji


Widok na Osz z Sulajman Too, miejsca kultu, znajdującego się na światowej liście dziedzictwa UNESCO

Spacerując po świętej górze

można natknąć się na piękne miejsca

i panoramę miasta - szkoda, że dziś chmury wiszą nisko - w przeciwnym razie widać byłoby na horyzoncie przedgórze Pamiru

Strojne meczety


U stóp Sulajman Too


misternie zdobione drzwi meczetu


ot, taka architektura ogrodowa


16 września 2016

Must see in Tbilisi

Lądując w Tbilisi bez mapy, przewodnika i tym bardziej zielonego pojęcia co w mieście zrobić mając zaledwie, lub aż 48 godzin dałam się po prostu ponieść instynktowi podróżnika. Poszperać, pogmerać, popatrzeć i jakoś psim swędem dotrzeć w miejsca, które jak później wyczytałam polecał również przewodnik oraz kilka stron internetowych. I tak moim zdaniem sześć największych zalet i atrakcji tego miejsca oraz absolutnych "must experience" są niewątpliwie:

Sulphure baths - czyli łaźnie z termalną wodą siarkową. W tym miejscu jak nigdzie indziej można podkreślić, że w to miejsce zawiedzie Was węch! Specyficzny zapach "jaja zbuka" jest domieszką tego miejsca. Termy znajdują się w najstarszej dzielnicy miasta i datowane są na VI wiek! Sama ich bryła robi niesamowite wrażenie i nawet obywając się bez kąpieli czy masażu warto tu po prostu przyjść by zrobić klimatyczne zdjęcia z symbolem miasta - kamiennymi kopułami.


Klimatyczne knajpki, kafejki i restauracje - zazwyczaj skupione na jednej ulicy lub w dzielnicy. Nocą rozbrzmiewają gwarem oraz muzyką lokalnych artystów. Podświetlone lampionami, świeczkami i lampeczkami. Idealne miejsce by skosztować lokalnej, jakże pysznej kuchni i napić się głównego towaru eksportowego Gruzji - wybornego wina!




Lokalne kramy - na których właściwie możesz kupić wszystko. To nie tylko sklepy z dywanami, lokalnymi rękodziełami czy smakołykami. To także tak kultowe miejsce jak bazar staroci przy Suchym Moście. Miejsce, gdzie siedem dni w tygodniu nabyć można absolutnie wszystko - pamiątki z II wojny światowej, pliki banknotów sprzed denominacji, sztandary, medale, obrazy, telefony, plakaty... absolutnie wszystko! Bazar to też możliwość porozmawiania z localsami, którzy chętnie pozują do zdjęć oraz szczególnym ciepłem darzą Polaków.



Tbilisi wieczorową porą - warto zachować trochę sił na wieczór i kiedy miasto spowije noc zostać świadkiem spektaklu świetlnego. Pięknie podświetlone budynki, kościoły, pomniki - wszystko tworzy niesamowity klimat. Nocą szczególnie warto skierować się w stronę genialnie podświetlonego Mostu Pokoju by przeprawić się ze Starego Miasta do parku miejskiego, gdzie codziennie po zmroku odbywa się pokaz fontann. Można przysiąść wśród zieleni, obserwować grę świateł i wody, nogą przytupując sobie w rytm muzyki.


Dać się ponieść - czyli zostawić mapę i przewodnik, a w rękę wziąć aparat i oddalić się w boczne, nieuczęszczane przez turystów uliczki. Niekiedy na prawdę warto skręcić z głównego traktu turystycznego w boczną uliczkę i podążyć nią pięć minut by znaleźć się wśród klimatycznych uliczek tak wąskich, że dostępnych tylko dla pieszych. Tu można zajrzeć też przez bramę czy uchylone drzwi na podwórze i zobaczyć, że mimo iż jesteśmy w stolicy, centrum miasta, o krok od głównych ulic ludzie żyją bardzo skromnie, a ich domy nie raz podpierane są przez drewniane belki, powstrzymujące je od zawalenia się.





Zobaczyć miasto z góry - a dokładniej z jednego z okolicznych wzgórz, by przekonać się jak pięknie położone jest to miasto. W mieście znajdują się dwie kolejki - jedna gondolowa prowadząca na wzgórze na którym znajduje się twierdza oraz pomnik Matki Gruzji oraz szynowa, która wjeżdża wyżej na wzgórze Mtatsminda, gdzie znajduje się rozległy park miejski m.in z Diabelskim Młynem, dzięki któremu można wzbić się jeszcze wyżej. Na wzgórza warto wybrać się przy zachodzie słońca - uchwycić jeszcze ciepłe, delikatne barwy miasta kąpiącego się w zachodzącym słońcu, by za chwilę być świadkiem spektaklu świateł - rozświetlonych głównych arterii, ruchu ulicznego oraz budynków. W jednej z licznych relacji w internecie przeczytałam, że Tbilisi jest prawdopodobnie najpiękniej podświetloną stolicą, a liczne światła i rozgwieżdżone niebo tworzą jedną całość sprawiając wrażenie, jakoby gwiazdy z nieba spadły na miasto.






14 września 2016

Kirgistan w siodle

Łoszaty - czyli najmilsze słowo jakie poznałam na tym wyjeździe po rosyjsku oznaczające konie :)

Kirgistan jest popularną destynacją na turystykę konną. Wybierający się na wakacje w siodle w celu pokonania dzikich stepów czy surowych masywów górskich mają dwa wyjścia - bądź zakup konia, bądź wynajęcie go wraz z przewodnikiem. Dla nas łoszatowa ekskursja jest zaledwie dodatkiem do pobytu w Arslanbob. Z siodła konnego poznajemy okolicę, czyli znane w całym regionie lasy orzechowe porastające skraj żyznej doliny Fergańskiej, dwa imponujące wodospady będące znanym miejscem pielgrzymkowym i okoliczne wzgórza. 
















 









12 września 2016

Religia, wierzenia i cmentarze Kirgistanu

Śmierć jest wspólnym mianownikiem nas wszystkich bez względu na to jaki tryb życia toczymy, na jakiej długości, czy szerokości geograficznej żyjemy. Cmentarze może nie są samą w sobie atrakcją turystyczną opisywaną w przewodnikach (no może z małymi wyjątkami) nie mniej jednak sposób chowania zwłok świadczy o danej kulturze, jej podejściu do życia po śmierci oraz ludowych wierzeniach. Jak zatem jest w Kirgizji?

Kirgizja jest krajem nomadów, ludów wędrownych, gdzie niegdyś silnie rozwinięty był szamanizm. Dziś jest to w zdecydowanej mierze kraj islamski, jednak jego elementy są wciąż żywe w niektórych regionach kraju. Tutejszy islam jest zgoła odmienny od tego, który przychodzi nam z pierwszą myślą. Mówi się, że Kirgizi po podboju ich kraju przez islamskich najeźdzców przyjęli ich wiarę tylko częściowo. Wyselekcjonowali sobie porcję wystarczającą, by nie zakłóciła ona ich spokojnego, koczowniczego trybu życia. Dodanie do niej krzty wierzeń ludowych sprawiło, że religia współtworzy obecnie kulturę bardziej niż ideologię. Kulturę w której rodzina jest najważniejszą jednostką. Nie dziwi zatem fakt, że zamążpójście odbywa się w wieku lat około 21 dla kobiet i 25 dla mężczyzn, a przekraczając trzydziestkę biega już międzynogami kilkoro dzieci.

W meczetach liczba praktykujących nie jest oszałamiająca, podobnie jak sporadycznie można spotkać wierzących bijących pokłony na Wschód. Podobnie jest z kwestią ramadanu. Niby nikt nie pije, ale…

Połączenie tradycji islamskiej i koczowniczej świadczy o rodzaju pochówku. Ciało powinno być złożone w ziemi, owinięte w płótno, z głową skierowaną w stronę Mekki. Pomimo tego, że groby otaczają niejednokrotnie masywne konstrukcje przypominające mikro domy - co świadczy o zamożności klienta - w środku, do którego można zajrzeć znajdują się usypane z ziemi i kamieni ubogie kurhaniki. Cmantarz sprawia wrażenie zaniedbanego, starego, zostawionego samemu sobie. Tu i ówdzie coś się zawaliło, walają się rozrzucone kości. Faktem jest, że jesteśmy na młym przydrożnym cmentarzyku na obrzeżach Czołponaty...