31 grudnia 2013

szybka akcja - Kasprowa Niżnia

Sylwester za pasem - stąd też już z końce listopada a początkiem grudnia planujemy wyprawę do Partii Sylwestrowych jaskini Kasprowej Niżnej w Tatrach. Wtedy jeszcze nie zdajemy sobie sprawy, że w ostatni weekend w roku temperatury będą mocno dodatnie, halny stopi resztki śniegu, a jaskinie zaleje woda. Nie wspominając już o tych wszystkich wiatrołomach!?

po akcji

Kasprowa to lajtowa jaskinia, robiliśmy ją na kursie zimowym. Jej wyższe siostry Średnia i Wyżna jaskinia Kasprowa to również opcja na lajtową akcję powierzchniowo-jaskiniową latem. Jednym zdaniem - podoba mi się rejon Kasprowego ;)

Kolejna godzina akcji upływa w oczekiwaniu na resztę ekipy z SDG. W kultowym barze Józef po zjedzeniu sytego obiadku i wycieczce na Rogoźniczańską zaczynamy rozmyślać, czy jakikolwiek sens ma wchodzenie do dziury. Szlaki są pozamykane, gonią niepokornych, którzy chcą się wedrzeć na teren TPNu, z drugiej jednak strony zezwolenie na wejście do jaskini pobraliśmy bez problemu. Ciepło i opowieści znajomych z innych klubów sugerują, że jesteśmy cyrkiem straceńców - no ale co tam! Tyle się tłukliśmy by zjeść tylko obiad w Kościelisku i wracać?! No way!

Pod osłoną nocy pospolite ruszenie wkracza na teren parku. Pierwszy raz to nie niedźwiedzia sie boję w tym cholernym ciemnym lesie tylko złowrogo skrzypiących drzew, które nie wiadomo w jakim stanie po szaleńczej wichurze zakorzenione, czy już nie tkwią jeszcze na słowo honoru w ziemi. Docieramy pod dziurę po krótkim i szybkim spacerze, po drodze odnajdujemy śnieg (wow!) i myśląc sobie w duszy uff - zaczynam się przebierać.

Tak jak myśleliśmy Kasprowa zalana, mnie przynajmniej suchą stopą nie udało się jej tym razem przejść. Docieramy do Gniazda Złotej Kaczki, które jest totalnie zalane, leje się wszędzie. Próbujemy czegoś poszukać, gdzieś się wcisnąć, gdzieś upuścić trochę wody by się dalej przepchać powiedzmy na sucho ale karnie wracamy do obejścia. Tutaj też sporo wody, lewarowanie tego zajęło by nam sporo czasu stąd po pokręceniu się to tu, to tam, zabawach w wodzie, jej obejściu po ścianach, wygibasach i szpagatach, by do wody nie wpaść po pas postanawiamy wyjść.

Skład: Kajtek, Rosiu, Jamal, Polly, Zające, Kołton, Szymek, Falcon, Olo.

30 grudnia 2013

halny i jego poczynania

O wietrze halnym mówi się, że zrobi z Ciebie wariata. Kiedy sciąga od szczytów ku dolinom niesie ze sobą najbardziej szalone wizje, z których niestety człowiek wiele chce wprowadzić w czyn. Jak zawyje, głowa będzie Ci pękać, a z zakamarków psychiki wylezą najgorsze, dawno zapomniane lęki, Gdzie byś się nie ukrył on i tak Cię dopadni. Wciśnie się każdą , najmniejszą nawet szparą, potarga dach, zwali drzewa, rozniesie siano po łące i przypomni Ci o dawnych niespełnionych miłościach. Powstały o nim wiersze, był tłem dla powieści i tematem opacować naukowych. Te ostatnie miały dowieść tezy, że sprzyja on także samobójstwom. Bo na Podhalu najwięcej ludzi w Polsce odbiera sobie życie.

Halny pozostaje jednym z najbardziej tajemniczych zjawisk na Podhalu i tylko przybysze z nizin podejmują próby zrozumienia i opisania go. Górale tymczasem sięgają po kieliszek i czekają, aż halny uderzy w miasto. Bo paradoksalnie wtedy wszystko się uspokaja! Kiedy wiatr wieje z prędkością 70, a nawet 100 km/h (jak dotąd rekordową prędkość odnotowano 6 maja 1968 roku - 250 km/h na Kasprowym Wierchu i 144 km/h w Zakopanem), nie ma już czasu na szaleństwo. Trzeba się zebrać, ogarnąć i z pokorą słuchać jego donośnych jęków przez jeden, dwa a czasem nawet i więcej dni. Drewniane chałupy trzeszczą i kołyszą się w rytm wiatru, a Zakopane szykuje się na zmianę pogody. Bo po halnym - albo będzie śnieg, albo...nie wiadomo co!

Polana Rogoźniczańska - baza Polskiego Związku Alpinizmu 

Halny rodzi się, gdy na wschód od północnych Karpat pojawi się obszar wysokiego ciśnienia, a na zachód od nich ośrodek niskiego. Wtedy masy powietrza gnane ruchem obrotowym naszej planety rozpędzają się z południa na północ. Trafiając na barierę jaką tworzą Tatry i wspinając się po słowackiej stronie po stromych zboczach przewalają nad granią mocniej wcześniej ochłodziwszy się. Stąd też zawsze jako zwiastun halnego nad Tatrami widać charakterystyczny wał chmur który szybko zjada kolejne widoki.

Co pięćdziesiąte drzewo jeszcze jako-tako stoi...w drodze na Polanę

W tym roku halny uderzył niefortunnie w święta. Górale mówią, że ostatnim takim kataklizmem była wspomniana katastrofa z 68 roku. W tym roku mimo, że wiatr wiał z prędkością 160 km/h posiał nie tylko w parku, ale i w mieście wielkie spustoszenie. Z załamanymi rękami robiliśmy rekonesans Polany Rogoźniczańskiej (baza Polskiego Związku Alpinizmu) wcześniej forsując połamane drzewa przez blisko pół godziny - podczas gdy dojście od głównej drogi do bramy wjazdowej zajmowało zazwyczaj około 5 minut. Nie lepiej sprawa wygląda w Tatrach Zachodnich. Ogołociałe zbocza, nowe widoki, zamknięte i poniszczone szlaki ze względu na wiatrołomy...


Mieliśmy studnie...

I wiatę - miejsce spotkań, wspólnego gotowania, odpoczywania i planowania akcji jaskiniowych

Pojawiły się nowe widoki, słychać cywilizację

I w końcu widać Tatry...

25 grudnia 2013

oderwać się od świątecznego stołu na... rolki?!

Tak.... 25 grudzień. Tak... rolki. Później joga na skarpie Pogorii IV. Ale ludzie nie patrzą na mnie dziwnie - korzystają z pogody - spacerują, jeżdżą na rowerze, biegają. Fajne święta - przynajmniej człowiek nie przytyje! :) A jaki ma apetyt po przejechaniu 16 kilometrów!


23 grudnia 2013

dzień dobry w Poznaniu

Pewnie nie raz to pisałam, ale powtórzę jeszcze. Poznań... nieodmiennie i zawsze wywołuje u mnie uśmiech, a serducho otula się ciepłym wspomnieniem. Stąd odpowiedź na pytanie - wracam w sobotę z Katowic do Poznania - jedziesz ze mną? - zajmuje mi zaledwie minutę. No pewnie, że jadę!


Okazja jest wyjątkowa - tradycyjnie spotykamy się ze wszystkimi przyjaciółmi na wigilii - tradycja narodziła się już po studiach i dopiero w tym roku mogę uczestniczyć pierwszy raz w słynnej ceremonii wręczania prezentów - czyli jeden z naszych znajomych przebiera się i kolejno obdarowuje zebranych prezentami, a to sadzając na kolanko, a to każąc zaśpiewać, a to się ucałować w policzek. Jest cudownie... cudownie też widzieć i słuchać co się dzieje u wszystkich.  Dalszą część imprezy spędzamy w Poco Loco, hostelu założonego przez Tomka i Margo, gdzie również odbywają się znane melanże skupiające kolejnych znajomych... Tłoczno, oryginalna muzyka - właśnie kończy się koncert, gdzie grupa muzyków wciśnięta w kąt przechodniego pokoju w kamienicy podryguje ostatnie tony. I znów - większość tych imprez znam ze zdjęć - i w kocu udało się tu przybyć.

Stałym punktem każdego wyjazdu jest również wizyta u Tomcia - Szefunia w Taterniku absolutnie jedynym i słusznym sklepie górskim w Poznaniu!

Reszta Poznania bez większych zmian - No ok, wybudowali dworzec, ale pod mostem dworcowym dalej stoją stare i brudne kioski i sklepiki. Kaczki dalej przechadzają się po Łazarskim parku koło JJów, ludzie szaleją na Półwiejskiej i w Starym Browarze - fakt zbliżających się świąt potęguje doznania...

Na rynku jarmark świąteczny oraz ekologiczna choinka.  Czyli wysoka na ma 8 metrów konstrukcja z 3000 plastikowych butelek! Co ciekawe choinka po odsłużeniu swojego pod ratuszem zostanie rozebrana, a  butelki PET wykorzystane do budowy świątecznego drzewka zostaną przetworzone na ekologiczne poduszki. Poduszki trafią następnie na aukcję organizowaną w ramach 22. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. To się dopiero nazywa recycling!





10 grudnia 2013

Krakowski Festiwal Górski

Tłumy przewalających się w te i wewte ludzi, kilka znajomych twarzy i wyzywająco piękna odzież techniczna, o której lat kilka/-naście wstecz można było tylko pomarzyć.  Ale przede wszystkim filmy, które uświadamiają mi, że góry są w stanie zryć każdemu podatnemu na nie beret!

all pics - źródło: KFG

Krakowski Festiwal Górski poprzedziłam dużą dawką literatury górskiej. Tak się akurat zbiegło w czasie, że w ręce wpadły mi trzy książki górskie – „Życie na krawędzi: Messnera, „Ucieczka na szczyt” i klasyk „Wołanie w górach” – ta ostatnia jako raczej przestroga i zimny kubeł wody na głowę.

Generalnie książce „Ucieczka na szczyt” można byłoby poświęcić osobny post. Nie mniej jednak polecam ją wszystkim, których tematy górskie interesują, bądź nawet tym dla których są zupełnie obojętne. Bowiem historię podboju Himalajów oraz Karakorum poznajemy przez pryzmat historii naszego kraju oraz sposobu myślenia ówczesnych polskich wspinaczy tworzących trzon światowego himalaizmu, przekraczających granice, testujących wytrzymałość swojego ciała i psychy. Jest to opowieść o wielkich ludziach i jeszcze większych dokonaniach, opisana bez tego ciężkiego patosu gór – ba! W sposób, że będąc nawet kanapowcem w jakiś dziwny sposób utożsamiamy się z nimi!



No, to taka mała dygresja. Więc na domiar wrażeń wywołanych lekturą wybieram się ze znajomymi na Krakowski Festiwal Górski by dobić głowę filmami, wspomnieniami, wrażeniami. Jaki sam festiwal jest – każdy kto był wie, jeśli nie był może przeczytać. Na pewno jest to doskonała okazja by spotkać się ze znajomymi, umówić na akcje oraz zobaczyć co w trawie piszczy. Filmy rewelacyjne – zabierające z zimnego Krakowa w jeszcze zimniejsze partie świata. Opowieści osób, i o osobach dla których góry są częścią życia. Które robią rzeczy niesamowite pozostając przy tym mega skromnymi.



Na festiwalu dowiadujemy się co podziało się w tym roku na Nanga Parbat, poznajemy relację Adama i Artura z Broad Peak, oglądamy zjazd z Shishapangmy. Wrażenie robi również projekt „Czterech Żywiołów” Marcina Tomaszewskiego. Niestety dwie imprezy towarzyszące musiałam odpuścić – panel o Broad Peaku, na który wejściówki rozeszły się w błyskawicznym tempie, a wejście do sali otaczał wianuszek ludzi, przez który nie dało się przedrzeć oraz freeride dla żółtodziobów, bowiem w ten czas smacznie sobie jeszcze spaliśmy…Pierwszy raz w tym roku na festiwalu prócz panelu freeridowego pojawia się panel jaskiniowy, który przyciąga nie mniej liczną publikę. Film Docentów "Wypłukani" zaś zakwalifikowany zostaje do konkursu i jest jedynym filmem o tematyce kanioningowej.



 Godzina 9.00 rano po długiej imprezie na której bawiliśmy się z gronem speleoprzyjaciół z różnych części kraju stanowczo jest słabą porą…


1 grudnia 2013

maxibiotic challenge

Choć od wyprawy minęło już pół roku, nasza speleoklubowa para Docentów zmontowała film przedstawiający naszą wyprawę do Hiszpanii i Francji. Zapraszam do oglądania :)

24 listopada 2013

Jaskinie Cisownika

Pogoda nie zachwyca. Przy świetle czołówki dopatrujemy się nawet pierwszego w tym roku śniegu - pytanie czy on faktycznie pada mieszając się z deszczem czy tak już chcemy by spadł. Wracamy lekko zmoknięci, zmęczeni, w kombajnach z czołówkami na głowach, po łące na którą opada mgła. Wyglądamy zjawiskowo.

Czekając na zaporęczowanie
 Plany miały wyglądać troszkę inaczej - miało być poręczowanie na skałach, dziury a po tym wszystkim ognicho. Okazało się jednak, że gdy tylko zaparkowaliśmy pod Grochowcem i weszliśmy we wszystkie fatałaszki jaskiniowe rozpadało się na dobre. Nie było zatem innego wyjścia jak od razu kierować swoje drogi do jaskiń. Bohaterem dnia okazał się Kołton, który z rewelacyjnego szkicu dojścia Mara malowanego butem na nieutwardzonej drodze psim swądem dotarł wprost pod otwór! Nic to, że mimo dokładnego opisu Mara zjeżdżamy na dno jaskinii mijając po drodze korytarz - klucz prowadzący w dalsze partie, po czym osiągając dno zdajemy sobie sprawę, że coś krótki był ten zjazd, ta akcja - coś na pewno pomieszaliśmy...

Szkic dojścia by Maro

Dzisiejszym celem były trzy dziury w paśmie Cisownika: Wielka Szczelina, Żelazkowa Szczelina oraz Rozpadlina - jak nazwy wskazują wszystkie są szczelinami mniejszymi lub większymi, z mniejszymi lub większymi ciasnotami oraz...jest jeszcze jeden wspólny mianownik - pająki. I to takie, których nigdy nie widziałam - giganty, kolosy, wypasione, ogromne - mnóstwo! Nigdy nie widziałam ich w takiej ilości w jednym miejscu! Cóż wyczuły nadciągającą zimę i znalazły ciepły kącik. Niewątpliwie największe wrażenie robi Wielka Szczelina - ze swoją piękną szatą naciekową oraz mozolnym gramoleniem się w zapieraczce ku otworowi wlotowemu. Rozpadlina natomiast imponuje ilością pająków - wspinaczka była tym trudniejsza, że kilka pewnych miejsc na oparcie rąk padło z powodu lokatorów. W Rozpadlinie znajduje się również fajny zacisk - trzeba się trochę pogimnastykować i jak z plasteliny dopasować do ściany.

Ciekawe, czemu w środowisku nazywa się nas (grotołazów) szambonurami...
Rozmieszczenie dziur na Cisowniku - źródło - www.speleoklub.olkusz.pl

23 listopada 2013

Jaskinia Olsztyńska i Wszystkich Świętych

Stoimy pod dziewięciometrową studnią zlotową Jaskini Wszystkich Świętych, pod stopami mnóstwo rudych, buczynowych liści nawianych przez otwór nad naszymi głowami i trzeba uważać by w tym bałaganie nie zdeptać sprzętu, który rzucony na ziemię momentalnie ginie wśród liści. I tak zastanawiamy się - skąd ta nazwa?


Na jurę przyjeżdżam z kursem klubowym oraz dwójką znajomych - Marem i Brzydalem. Dobijamy do ekipy i wraz z nimi odwiedzamy Studnisko i Jaskinię Koralową. Na froncie bez zmian... w Studnisku nadal najlepiej zostawić jedną osobę na czatach ze względu na liczne kradzieże sprzętu łącznie z odpinaniem karabinków, kradzieżami lin czy ich odcinaniem - odcinając tym samym drogę powrotu, bowiem na dzień dobry zjeżdża się 30 metrów do dna wielkiej komnaty. W Koralowej nad Warem nadal galeria ulepionych z gliny arcydzieł utalentowanych grotołazów.


Trzecia akcja to natomiast jaskinia Olsztyńska wraz z Jaskinią Wszystkich Świętych, połączone ze sobą korytarzem Bakk, gdzie znajduje się zacisk, który jednak większych problemów nam nie sprawił mimo wcześniejszego jego zdemonizowania przez Izę. Jaskinia ta przez długi czas należała do najpiękniejszych na jurze - no ale jak to bywa przez wydobywanie szpatu zniszczono piękną szatę naciekową i dziś, jak to się często u nas w klubie mawia jest tylko, szarą, ponurą jurajską norą. Mnie jednak spodobał się jej charakter. Ot, taka mini jaskinia tatrzańska - trawersy, zjazdy, korytarze, obszerne sale i wąskie gardła. Taka dziura w pigułce - jest wszystko, czego do szczęścia potrzeba.


Warto jeszcze dodać, że w dziurach znajdujących się w Sokolich Górach obowiązuje wcześniejsze zgłoszenie wyjścia do konserwatora przyrody i uzyskanie zezwolenia.

20 listopada 2013

Speleokonfrontacje

Za nami już XVIII Speleokonfrontacje organizowane przez Speleoklub DąbrowaGórnicza we współpracy z Komisją Taternictwa Jaskiniowego Polskiego Związku Alpinizmu, Urzędem Miejskim w Dąbrowie Górniczej oraz Centrum Sportu i Rekreacji. Sięgając pamięcią wstecz po drodze był Janów, zamek w Ogrodzieńcu, by w końcu na dobre zagościć w Podlesicach u tzw. konkurencji. Otoczone pięknymi jurajskimi rejonami wspinaczkowymi: Góra Zborów, Kołoczek, Rzędkowice, Mirów, Łutowiec, licznymi jaskiniami są doskonałą lokalizacją na ogólnopolski zlot grotołazów i wieczorowe prelekcje będące przeglądem całorocznej działalności górskiej środowiska, gdzie kluby speleo z całej Polski przedstawiają prelekcje na najwyższym poziomie dotyczące wypraw eksploracyjnych, manewrów ratowniczych. 




Speleokonfrontacje 2013 odbywające się w dniach 16-17 listopada 2013r. zgromadziły ponad 330 pasjonatów gór, jaskiń i kanionów.

Wśród tegorocznych prezentacji nie brakło tematyki wodnej – są kaniony, nurkowanie jaskiniowe. Są te wielkie: Chiny, Tanzania i te małe wyprawy eksploracyjne. Jest wspomnienie Speleomistrzostw 2013 oraz manewrów ratowniczych z trawersu Czarnej. Są gorące klimaty Maroka oraz mrożące krew w żyłach (acz również letnie klimaty) Antarktyki – a wszystko ma wspólny mianownik: przygoda, adrenalina, pasja, eksploracja.


Kolejne miejsca za najlepszą prezentację jaskiniową przyznane przez Jury w składzie: Ditta Kicińska , Paulina Szelerewicz- Gładysz, Janusz Baryła, Petr Rehak oraz Marian Bochynek otrzymali: Michał Ciszewski za film „Luò Xī Tiān Kēng” dokumentujący wyprawę: Shizilu, Chiny 2012, 2013r. ( I miejsce).

Jan Nowak – „Jedna jaskinia II” (miejsce II) oraz Rafał Sieradzki, Jolanta Sikorska za prezentację „J2 eksploracja Meksyku 2013”(miejsce III) .

Również publiczność jak co roku mogła zagłosować na swoich faworytów i tak kolejne miejsca w kategorii Nagroda Publiczności zdobywają filmy: „Do wnętrza góry. Picos 2013” Tomasz Utkowski- Speleoclub Wrocław, „Człowiek z wapienia - Korona Podziemi" Marcin Furtak, Zenon Kondratowicz - Speleoklub Bobry Żagań (II miejsce) oraz „The other side of the moon – przez syfony J2) (III miejsce).



Jury postanowiło także wręczyć dwa wyróżnienia dla najlepszej prezentacji jaskiniowej i poza jaskiniowej – a liczba tych pierwszych w ostatnich czasach, o zgrozo dramatycznie w stosunku do całości. Wyróżnienie jury za prezentację poza jaskiniową otrzymuje Ewa Libera (Speleoklub Dąbrowa Górnicza) za prezentację „Antarktyka- pingwiny, słonie i jaskinie" oraz w kategorii najlepsza prezentacja jaskiniowa „Jaskinia Niedźwiedzia w Kletnie- podsumowanie” autorstwa Marka Markowskiego z Sekcji Grotołazów Wrocław.

W tym roku po raz pierwszy przyznano Nagrodę Specjalną za Osiągnięcia Eksploracyjne Sezonu 2012/2013, którą otrzymał Wałbrzyski Klub Górski i Jaskiniowy za eksplorację „Jaskini Krainy Węża” w Turcji. Nagrodę z rąk jury otrzymał kierownik wyprawy Turcja 2013 – Bartosz Sierota.

Zwycięzcy poszczególnych kategorii otrzymali szklane statuetki z motywem zdjęcia Jana Kućmierza, które otrzymało pierwszą nagrodę w tegorocznym konkursie fotograficznym „Życie na koniuszkach palców”. Statuetki zostały ufundowane przez Wydział Promocji, Kultury i Sportu Urzędu Miejskiego w Dąbrowie.


Speleokonfrontacje to doskonała możliwość na spotkanie się ze znajomymi, wspólne zaplanowanie akcji, wyjazdów, a także czas na doskonałą zabawę. Liczne stoiska firmowe to również możliwość dokupienia niezbędnego sprzętu czy literatury górskiej na stoisku księgarni oraz antykwariatu górskiego Romana Krukowskiego (niekiedy wielce unikatowej) na stoiskach wystawiających się w trakcie imprezy. Przegląd działalności górskiej i jaskiniowej grotołazów z całej Polski to również niebywała okazja by w pigułce zobaczyć co w trawie piszczy, gdzie warto się wybrać i z kim działać.

Tegoroczne speleokonfrontacje wsparły: hurtownia Fatra (dystrybutor marki Tendon), Midi Led (dystrybutor czołówki kostka), sklep Skalnik, Weld, firmy: Kwark, Lhotse, Pajak, Explorer, AMC, Milo, Kotarba. Patronat medialny nad imprezą objął Kwartalnik Taternik oraz pismo branżowe Jaskinie. Między innymi dzięki ich wsparciu przeprowadzono konkursy dla publiczności dotyczące historii Speleokonfrontacji, również tej zamierzchłej.

Honorowy Patronat nad imprezą objął Prezydent Miasta Dąbrowa Górnicza – Zbigniew Podraza. Organizacyjnie Speleokonfrontacje wsparł Urząd Miejski w Dąbrowie Górniczej oraz Centrum Sportu i Rekreacji.

Dla osób, które z różnych przyczyn nie mogły dotrzeć na imprezę zapraszamy bardzo serdecznie na blok jaskiniowy odbywający się w godzinach 16.00-18.00 7 grudnia w ramach Krakowskiego Festiwalu Górskiego oraz na podsumowanie roku przez Speleoklub Dąbrowa Górnicza w Miejskiej Bibliotece Publicznej ul. Kościuszki 25 13 grudnia o godzinie 18.00, gdzie będzie można zobaczyć creme de la creme prezentacji, które zostały nagrodzone na speleokonfrontacjach.

Natomiast wszystkim przybyłym gościom dziękujemy za obecność i stworzenie po raz kolejny doborowej unikatowej atmosfery! Do zobaczenia w górach!

28 października 2013

Zaskakujące przypadki na górskim rajdzie na orientację

Oczywiście mimo najszczerszych chęci i mnóstwa wątków przewijających się to tu to tam i mocnych postanowień spisania tego, wrzucenia zdjęcia okazuje się, że wszystko kończy się na mglistych wizjach. No ale czas wziąć się za siebie i opisać co nieco.

Na pewno na wzmiankę zasługuje wielki come back w rajdach na orientację. Jesienne Beskidzkie Korno to ostatnia z tegorocznych imprez na orientację, gdzie organizator przygotował kilka tras z podziałem na trasę pieszą, canicross oraz zmagania rowerowe. Szybki montaż ekipy, zaskakujące spotkania znajomych na miejscu, cudna pogoda i rewelacyjny klimat - sukces imprezy murowany!

Meta znajdowała się w Porąbce Kozubniku, skąd zza okien piętrzyła się Góra Żar z odrysowanym jak od linijki szczytem. Koniec końców nie dający nam spokojnie usnąć fenomen tego zjawiska wytłumaczyliśmy wkrótce googlując temat: elektrownia szczytowo-pompowa. Trasa nie była zbyt wymagająca i gdyby nie wbicie się w teren w zupełnie nie przemyślanym miejscu i zagadanie się mielibyśmy wszystkie punkty. Niestety z początku wydający się być fenomenalnym pomysłem skrót do ruin zamku okazał się kompletną katastrofą, z której później raczkiem, raczkiem się wycofaliśmy i pognaliśmy przed siebie.

Przede wszystkim zaskakująca była pogoda. Jak na późno jesienną porę słońce grzało jak w lecie i tylko musieliśmy ze sobą walczyć by nie zalec nigdzie w trawie i nie oddać się półgodzinnej drzemce.

Bohaterem trasy okazał się „Ślepy” który jak się okazało wypatrzył dwa punkty, których my nie byliśmy w stanie dostrzec, a na które ogarnęła nas taka psychoza, że szukaliśmy ich jak grzyby koło drzewa, pod drzewem a nawet i na drzewie. Bohaterem numer dwa teamu został Piotr, który po dramatycznych poszukiwaniach punktu numer jeden dopiero na mecie przyznał się nam, że gotów już był zawracać.


Nie mniej jednak udało nam się dotrzeć na metę, w rewelacyjnych humorach. A wieczorem przy rozdaniu nagród, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu odebrałam medal za II miejsce w kategorii kobiecej. Zatem wielki come back do orienteeringu  uważam za otwarty!



Jezioro Międzybrodzkie z elektrownią wodną Porąbka

Nabierając prędkości

Urokliwy Beskid Mały

Doskonały punkt widokowy - Łysina

Góry, góry i ciągle mi nie dość...

I kto by pomyślał, że zaraz przy wsi Łysina znajdują się obite drogi wspinaczkowe oraz jaskinia Lodowa?

26 sierpnia 2013

Via ferrata Michelli Strobel

Pomagagnon to kolejna skalna wyspa na oceanie Dolomitów. Wysokim murem odgradza obszerną dolinę Boite, w której znajduje się Cortina d’Ampezzo. Punta Fiames, jeden ze szczytów pasma to 2240 metrowy szczyt, na którego wierzchołek prowadzi niemalże pionowa ferrata, którą w całości można podziwiać z drogi dojazdowej, campingu Olimpia bądź restauracji Fiames, skąd wyrusza się na szlak zostawiając w pobliżu auto. Nazwa ferraty, oznaczona na jej początku metalową tabliczką, pochodzi od nazwiska alpejskiego przewodnika, który zginął w ścianie Pomagagnon. 



Na ferratę jak już wspomniałam można wystartować z hotelu i restauracji Fiames. Właściwie cały hiking kojarzy mi się z podchodzeniem piargami, wspinem w ścianie, schodzeniem piargami. Początek mozolnego podejścia mija pozostałości kolejki wąskotorowej, która wykorzystywana jest bardzo chętnie jako trasa dla rowerzystów i następnie pnie się zakosami w górę, bezpośrednio pod ścianę mijając kosówki i wielkie głazy – jest bardzo tatrzańsko :)


Sama ferrata dość mocno eksponowana, nie dorównuje Punta Anna, jednak równie podobnie przywraca miejscami o zawrót głowy. Zwłaszcza w miejscu gdy po trawersie, nad przepaścią wchodzi się na kilkunastometrową drabinę nie wyglądającą zachęcająco, z niech schodzi na klamry, a z nich w skałę gdzie moje przynajmniej dłonie po całej drabince (a tych boję się jak diabeł wody święconej) są mokre.






Ferrata ewidentnie można by powiedzieć zakosami pnie się w górę miejscami odsłaniając nam tak malownicze zakątki, że nie sposób ich nawet pochłonąć, nacieszyć oko… bo jak – schować w kadr zdjęcia, pochłonąć filmikiem na gopro, wymalować w pamięci? Zatem siedzimy tak, lub stoimy i staramy się nałapać jak więcej tego klimatu, zapachu, widoku, słońca, wiatru… Jednym z takich miejsc jest niewątpliwie przepaścista grzęda skalna mniej więcej w połowie drogi – cudowny taras widokowy wysunięty lekkim wybiegiem w stronę pionowej kilkuset metrowej ściany oraz Cortiny. W dole cały czas mamy hotel Fiames, rzekę o pięknym błękitnawym kolorze oraz co rusz zmniejszający się stadion miejski.


Sam szczyt nie robi wrażenia, cóż… za dużo widać z niego wyższych szczytów, na które chrapka rośnie. Wrażenie robi jednak zejście! Niekończące się piargowisko, w które wchodząc ma się wrażenie, że idzie się tunelem w jakimś kamieniołomie. Trzeba patrzeć pod nogi by nie ujechać po stromiźnie z kamolami, co rusz coś wpada do buta i się idzie, idzie i idzie… a drogi nie ubywa. By wyjść z tego halfpipa w odpowiednim momencie należy bądź śledzić mapę, bądź idąc brzegiem i wypatrując odbicia szlaku, gdzie podążanie na sam dół ścieżką leśną jest jak balsam.






Wracamy do naszego obozowiska, barłogu zlokalizowanego przy błękitnej rzece zmęczeni, poobdzierani (moje la sportivy nie chciały ze mną współpracować) ale z głową pomysłów na przyszłoroczne dolomitowanie.

25 sierpnia 2013

Via ferrata Giuseppe Olivieri na Punta Anna


Giuseppe Olivieri na Punta Anna to jedna z piękniejszych i najgoręcej polecanych ferrat w całych Dolomitach. Spore nagromadzenie odcinków wspinaczkowych sprawia, że szybko zdobywamy wysokośc, a pejzaże zmieniają się jak w kalejdoskopie. Filarki na eksponowanej płetwie tuż nad ogromną przepaścią, wąskie ścieżki graniowe oraz ekspozycja równa wielkościanowym wspinaczkom.






Na ferratę wybraliśmy się z parkingu przy schronisku Dibona. Można również uderzyc od strony Pomedes skracając sobie drogę dojścia wjazdem kolejką krzesełkową z Cortiny. Punta Anna to turnia w południowej grani Tofana di Mezzo. Ferrata spada jej kantem niemalże pionowo ku Pomedes. Czeka nas na niej blisko 500 metrów przewyższenia, co daje dobre 2 godziny wspinaczki.







Niektóre odcinki wspinaczkowe szacowane na IV, V w skali wspinaczkowej, nie robiące generalnie problemów na codzień tutaj przyjmują inny wymiar – gdy wiatr podwiewa wszystko ku górze, w dole jak mrówki widac ludzi, a schron Pomedes znika w oczach. Ubezpieczenie jest bardzo dobre, kotwy osadzane są w ścianie średnio co metr, dwa, co daje psychiczne bezpieczeństwo – przynajmniej lot nie będzie długi. Z ferraty schodzimy pod schron Valles ogromnym piarżyskiem , które wywołuje w nas odczucia chodzenia w stanie nieważkości.







Ferratę opijamy pyszną włoską kawą w Dibonie słuchając przygód Pagonga o sieście w Cortinie oraz poszukiwaniu kartusza z gazem i jeziora, które wygooglowaliśmy jeszcze w domu, a którego do końca wyjazdu nie udało się odnaleźc...