Ojos del Salado jest najwyższym wulkanem świata i drugim pod
względem wysokości szczytem Ameryki Południowej. Wierzchołek nie należy do
trudnych technicznie. Jedyną trudnością jest wysokość oraz ewentualna
logistyka, jeżeli na szczyt planujemy się wybrać bez auta – a takie heroiczne
próby zdarzają się często. Sezon trwa tutaj od listopada do marca, przy czym
akcja w lutym bądź marcu jest o tyle lepsza, że mniejsza jest czapa
śnieżno-lodowa na szczycie i zdarza się, tak było w naszym przypadku, że raki
nie były ani raz w użyciu.
Z formalności, które należy dopełnić przed startem nie
zapomnijmy o DIFROLU. Szczyt leży na pograniczu Chile i Argentyny stąd wymagane
jest specjalne pozwolenie do działania na pograniczu wydawane przez DIFROL - Dirección
Nacional de Fronteras y Límites del Estado, o co można zaaplikować przez ich stronę.
Z myślą o akcji górskiej jeszcze w Santiago, na lotnisku
wynajmujemy Nissana Terrano. Jak się okazuje cena w wypożyczalni na lotnisku
jest konkurencyjna, a nam oszczędza wielu problemów logistycznych związanych z
potencjalnym wynajęciem auta w centrum stolicy. Wszystkie bagaże ładujemy na pakę i
zawijamy w brezent, który ma uchronić nasz szpej przed zakurzeniem. W markecie
w Copiapo czynimy zakupy na najbliższe 10 dni. Zaopatrujemy się również w 160
litrów wody, bo na Atacamie próżno szukać źródeł. Bak dopełniamy na full, a
dodatkową ropę bierzemy do kanistrów.
Drugiego dnia pobytu „opuszczamy”
zróżnicowane, przepiękne Chile i ruszamy w srogą krainę, odludną, nieprzyjazną, pozbawioną
jakiejkolwiek zieleni – Atacamę.
Atacama to podobnież najmniej przyjazne miejsce na ziemi.
Wpływ na charakter tego rejonu ma pasmo Andów ciągnące się od północy po
południe oraz regulujący klimat zimny prąd oceaniczny - prąd Humbolta. Na
dodatek na pewnych wysokościach występują uciążliwe, silne wiatry zwane vientos
blancos. Zrywają się jak od strzału startera, o jednej porze i dmą aż do późnej
nocy. Powodują, jak to wiatr, że odczuwalna temperatura znacznie spada i pomimo
pogodnego, słonecznego dnia trzeba ubrać się ciepło i wiatroszczelnie, mimo że
temperatura w namiocie w tym samym czasie sięga nawet 40 stopni.
Nasz proces aklimatyzacyjny zakładał założenie głównej bazy
na wysokości 4300 metrów przy Laguna Verde. Jest to bardzo popularne miejsce
dla wypraw. Przygotowane są tu murki ułożone z kamieni chroniące przed wiatrem
namioty wyprawowe, są aguas calientes czyli gorące źródła w których można
odpocząć i wykąpać się. W końcu w okolicy Laguna Verde okazuje się, że bije
źródło słodkiej wody, o czym dowiadujemy się od localsów. Źródło znajduje się
po prawej stronie od drogi biegnącej w stronę granicy, około 3 kilometry od
końca jeziora Laguna Verde. Do wody mamy małe zaufanie stąd tylko gotujemy na
niej. Nie mniej jednak dodatkowy jej zapas daje nam bezcenny komfort
psychiczny.
Zanim jednak docieramy do Laguna Verde zostajemy na dwa dni
w Laguna Santa Rosa na wysokości 3800 metrów. Po drodze mijamy posterunek
straży granicznej. Na środku szczerej łachy piachu i kamieni, przy Salar
Maricunga – dosłownie pośrodku niczego znajduje się kilka zabudowań i szlaban.
W tym miejscu należy okazać dokumenty, pozwolenia, wyjaśnić gdzie się jedzie i
co zamierza robić a następnie odpiąć sobie metalowy łańcuszek i po prostu przejechać.
Posterunek czynny jest jedynie w ciągu dnia natomiast jak pokazały późniejsze
przypadki możliwym jest przekroczenie granicy nawet i w środku nocy.
W ramach aklimatyzacji robimy liczne spacery zawsze starając
się wyjść najmniej 500 metrów ponad miejsce w którym biwakujemy.
Ostatnie dwie bazy znajdują się na wysokościach kolejno: Campo
Atacama – 5200 m n.p.m i Refugio Tejos 5750 m n.p.m.Są to metalowe schrony
wyposażone w materace. Lepiej jednak planując akcję górską potraktować je jako
awaryjne nastawiając się jednak na nocleg we własnych namiotach. Schrony są
bowiem stosunkowo małe i w przypadku gdy więcej osób pomyśli o noclegu w nim
możemy mieć problem.
Zorganizowane wyprawy jak i samodzielni wspinacze praktykują
podjazd autem nawet i do 5900 metrów. Nieco wyżej ponad ostatnim schroniskiem
można bezpiecznie zostawić auto, jest miejsce by na luzie wymanewrować. Trzeba
jednak uważać bo, jak to na Atacamie pełno tu kamieni i piachu więc łatwo się
zakopać. Drugi problem stanowi rozrzedzone powietrze i temat odpalania auta –
stąd rada by auto zostawiać przodem do ekspozycji, nawet jak nie zapali od
strzała to przynajmniej można je ztoczyć.
Po 10 dniach mamy serdecznie dość tego miejsca. Jakkolwiek
jest przepiękne, srogie i
w tej srogości
przejmujące nie chcemy zostać tu chwili dłużej. Czas dziwnie ciągnie się, rytm
dnia wygląda codziennie podobnie, męczą nas w różnym nasileniu odmienne
symptomy choroby wysokościowej. Namiot jest naszym domem, schronieniem...
miejscem gdzie odpoczywamy, gdzie staramy się pomimo huku wiatru poskładać
myśli w jedną całość, a w nocnej nieprzeniknionej ciszy zasnąć, pomimo dyskomfortu
spowodowanego przebywaniem na wysokości. Mesa jest miejscem, gdzie skuleni
chronimy się przed wiatrem, gdzie w promieniach porannego słońca przygotowujemy
śniadanie w krótkich rękawkach, by wieczorem znów tu wrócić odziani w puchowe
kurki, czapy, zimowe rękawice by znów gotować... na wolnym gazie, bo mała ilość
tlenu powoduje wolniejsze spalanie.
|
Spacer nad Laguna Santa Rosa |
|
Przydrożne kapliczki w Chile przyjmują nowe oblicze |
|
Laguna Santa Rosa i w odali szczyty Nevado Tres Cruces |
|
Poranna kawa |
|
Mimo słońca nad Atacamą hula wyziębiający wiatr. |
|
Na 4602 metrach. |
|
Oboz uchodźcow w Laguna Verde |
|
Grunt to zdrowe odżywianie. |
|
Pod rozgwieżdżonym nieboskłonem. |
|
W naszym obozie w Laguna Verde. |
|
Możecie wyobrazić sobie dramat wywołany... brakiem krzaków w okolicy... |
|
W blaszanym schronie w Campo Atacama. |
|
Wyjście aklimatyzacyjne do Refugio Tejos. |
Foto: Maciej Sokołowski
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz