6 grudnia 2015

Z Koninek na Turbacz

Od jakiegoś czasu wychodzę z założenia, że najlepszym planem jest brak planu. To znaczy plan był, bo od kiedy wiadoma była data Krakowskiego Festiwalu Górskiego, wiedzieliśmy, że w Krakowie chcemy się pojawić. No ale im bliżej weekendu pogoda zaczęła się klarować, a Olcia z właściwą sobie dozą optymizmu, energii i uśmiechu zakomunikowała - "hejże koleżaneczko jedźmy w góry!" - przekonywać do zmiany planów nie było trzeba!

Lądujemy w Koninkach, wcale nie tak wcześnie bo jest około godziny 11. Biorąc pod uwagę, że o 16 już się ściemna wybrałyśmy szlak najkrótszy, a przy tym okazuje się całkiem przyjemny - niebieski biegnący z Koninek wprost do schroniska na Turbaczu. Auto zaparkowałyśmy poniżej hotelu na parkingu, tuż za Natalką - która już od rana trenuje biegu w tutejszych pagórach.

Podejście zajęło nam dwie godziny, choć szłyśmy tempem mocno rekreacyjnym większą uwagę poświęcając na pogaduszki niż trzymanie kroku. No ale o to właśnie chodzi - jesteśmy tu dla przyjemności! Śnieg zalega od pewnej wysokości, błyszczy się i mieni, odbija promienie słoneczne. Jest jak na patelni - przysłowiowy liść (których przecież nie ma już bo jest 6 grudnia!) ani drgnie. Jest cudownie!

Kto choć raz wchodził od tej strony w dzień pogodny i bezchmurny zapewne pamięta jakim jest odczuciem dojście do schroniska, a właściwie wyjście za przełamanie i ujrzenie jedynego w swoim rodzaju widoku - Tatr na wyciągnięcie ręki! Wiedziałyśmy, czego możemy się spodziewać, w końcu byłam tu całkiem niedawno na wintercampie, jednak gdy z Olcią wyszłyśmy przed schronisko niemal pisnęłyśmy z radości! Taki widok porusza... onieśmiela... zamurowuje. 

Nie wiem co jest w tym magicznego, nie potrafię tego wyjaśnić. Siedzimy z oczyma wbitymi w góry jak sroka w gnat, obok nas inni. Tatry hipnotyzują, wyłaniają się śmiale z mgieł (smogu?!) spowijających niziny.

Wzroku nie możemy oderwać... ciężko nam odkleić oczy, obrócić się na pięcie i zacząć schodzić. Więc jak dzieciaki machamy do gór i żegnamy się z nimi - do zaś! Jakoś tak łatwiej odejść...

Na zejściu stosujemy metodę zbieganio/ześlizgiwania. Mijamy zorganizowane hordy gnające pod górę. Po niespełna dwóch godzinach jesteśmy przy samochodzie. Buźki się cieszą, zmrok zapada - teraz na spokojnie możemy wrócić do Krakowa i udać się na Festiwal. 

Nel blu di pinto di blu


Gorczański Park Narodowy - jako głosi tablica

Czoło Turbacza - taka to geograficzna nazwa tego miejsca.

Ci na Babiej Górze, też mają widoki!


Jest pięknie!

Schronisko na Turbaczu

Sroka....

...w gnat

Zdjęć końca nie było

i nawet jak wchodziłyśmy na herbatę do schroniska to trzeba się było jeszcze obrócić i strzelić focię

Odpowiednie obuwie i najnowsze, innowacyjne stuptuty zintegrowane ze skarpetą

Ach te nasze długie nogi...

Kanionada

Chatka w górach – za oknem płot, polana, las i długo, długo nic. W górach śnieg, w dolinach zima dopiero nadchodzi. Ciepło bijące od kominka, magnetyzujący wzrok widok ognia, drewniana chata wypełniona gwarem i śmiechem przyjaciół. Jest coś w tej chatce na Adamach magicznego, że właściwie już od pierwszej wizyty człowiek czuje się jak w domu.


Materace na podłodze, oglądanie zdjęć i filmów z wyjazdów, wypraw. Pyszny żur gotowany na kilkudziesięciu osób w dwóch olbrzymich garach i geriatryczny spacer na Jałowiec. Znajome twarze, stąd, z inąd, niekiedy całkiem nawet z daleka – ot taka nasza rodzina z wyboru. Cudownie jest spędzać czas razem, zdawać sobie sprawę, że minął tydzień, miesiąc, rok od ostatniego spotkania i że znów tu czy gdzie indziej za tydzień, miesiąc czy rok znów się spotkamy.

Śnieg za oknem, pomysł na zabawę, czekolada - i przepis na szczęście gotowy. (fot. R. Wyszyński)

Pierwsza bitwa na śnieżki w tym sezonie (fot. R. Wyszyński)

Masterzy zrobili sobie trening biegowy. (fot. R. Wyszyński)

Klasyczna "samojebka" w wykonaniu Rafałeckiego (fot. R. Wyszyński)

Szczęście! (fot. R. Wyszyński)

"Robi się" żur (fot. B. Dutkiewicz)

Chatkowa kuchnia przyciąga najwięcej ludzi (fot. w końcu moja! :)
Na temat tej toalety powstawały nawet wiersze...

zima!

Jest cudownie!

Garść informacji o chatce ze strony oficjalnej.

Studencki Schron Turystyczny „Pod Solniskiem” – Lachowice 263 – Polana Adamy

Chatka to drewniana chałupa pełniąca funkcję schroniska. Nominalnie nasza chatka mieści 40 osób.
Chatka położona jest na północnych stokach Opuśnioka (819 m n.m.p.) w Paśmie Jałowieckim należącym do Beskidu Żywieckiego. Najbliższe miasta to Sucha Beskidzka i Żywiec.

Chatka otwarta jest non-stop podczas wakacji (od końca czerwca do końca września) i ferii (szkolnych śląskich oraz ferii Politechniki Śląskiej). W innym czasie czynna jestw każdy weekend od piątku od godziny 22.00 do niedzieli do godziny 14.00. Możliwe są inne terminy i godziny otwarcia dla grup powyżej 15-20 osób po wcześniejszym uzgodnieniu.

Chatka ma prąd elektryczny, ogrzewanie piecem i kominkiem, wodę prosto ze źródła. Osoby nocujące w chatce powinny zabrać ze sobą co najmniej śpiwór, buty zmienne i jedzenie. 

Dla gości dostępne są:
  • 3 pomieszczenia sypialne wieloosobowe z posłaniami na materacach (18, 18, 4)
  • kuchnia samoobsługowa z pełnym wyposażeniem do dyspozycji
  • salon z kominkiem, gitarą, biblioteczką i grami planszowymi 
  • łazienka z ciepłą wodą, prysznicami i toaletami wewnątrz budynku
  • spiżarnia z lodówką
  • ogród z kręgiem ogniskowym