11 października 2016

petroglify i balbale


Za plecami szczyty przedgórza Tien Shanu, przed nami spokojna toń Issyk Kulu – azjatyckiego odpowiednika jeziora Titicaca. Nic dziwnego, że w tym właśnie miejscu i w takich okolicznościach natury i przejawu jej potęgi pełno jest miejsc kultu w postaci porozrzucanych głazów z petroglifami, kamiennych kręgów, czy w końcu czegoś co ujęło mnie najmocniej – balbali, czyli wyrytych w skale figurek rzeźbionych na podobieństwo człowieka.

Wyryte w skale petroglify przedstawiają jelenie, sarny, wilki, strzelających z łuku do zwierzyny, czyli dzień powszedni z życia lokalnej ludności przed 3500 laty. O dziwo pierwszy kamień przy wejściu prezentuje się najokazalej zachęcając tym samym do pohasania między polem wielkości czterech boisk piłkarskich, gdzie niby wyznaczone są jakieś ścieżki ale kto by je tam widział.


Miejsce dawnych wierzeń zaklętych w kamienie


Balbale - nie słodkie?

Złowrogie chmury nad Tien Shanem

Nieprawdopodobne, że sztuka ta  może pochodzić nawet i z 1500 r p.n.e.

muflon?


7 października 2016

Arkady Paweł Fiedler po drodze w Dąbrowie Górniczej



Nie trzeba chyba mówić jak inspirujące bywają spotkania z podróżnikami. Tym bardziej, gdy jest się po lekturze książki prelegenta, wspólnie ma się tych samych znajomych, a o wyprawach dziadka i ojca słyszało się i podziwiało zdjęcia i eksponaty w urokliwym muzeum zatopionym wśród lasów Puszczykowa. Mowa tu o spotkaniu i prelekcji z Arkadym Pawłem Fiedlerem, wnukiem słynnego Arkadego Fiedlera. Biorąc pod uwagę iż jest to już trzecie pokolenie podróżników można śmiało wysnuć tezę, że żyłka do podróży przekazywana jest w genach.

Ale – o czym była prezentacja i o czym jest książka… O niczym innym jak przeprawie Fiatem 126p przez całą Afrykę z północy na południe. O pokonywaniu kolejno stepów, lasów tropikalnych, wysokich przełęczy w górach Etiopii, szutrowych prostych dróg ciągnących się kilometrami i piaszczystych połaci zarośniętej już z lekka lecz nadal pustyni Kalahari.

O samym projekcie na swojej stronie autor pisze tak:

Projekt PoDrodze zrodził się w mojej głowie w 2008 roku, powstał z pasji podróży samochodowych, sentymentu do Małego Fiata i potrzeby spełnienia osobistych bardzo subiektywnych pragnień poznawania świata.

W 2009 roku zrealizowałem pierwszą podróży z cyklu PoDrodze - Małym Fiatem wzdłuż granic Polski. Wyprawa została udokumentowana filmem, który można zobaczyć na moim kanale YouTube.

W kolejną podróż zabrałem Małą Maszynę do Afryki, którą przejechaliśmy z Egiptu do RPA w 2014 roku. I tym razem towarzyszyła mi ekipa filmowa, dzięki której powstał materiał do filmu który będzie miał premierę w 2016 r. Trzymajcie kciuki :)

Następnym wyzwanie dla mojego Małego Fiata będzie projekt PoDrodze Azja. 17000 km z Puszczykowa do Władywostoku przez Turcję, Gruzję, Azerbejdżan, Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgistan, Kazachstan, Mongolię i Rosję :) Ruszam 4 czerwca 2016 roku spod Muzeum Arkadego Fiedlera.

źródło: http://www.podrodze.com/
źródło: http://www.podrodze.com/
źródło: http://www.podrodze.com/

Podpisywanie książek po zakończonej prelekcji

A może tak Afryka kolejnym razem...?

 

4 października 2016

Kalwaria Zebrzydowska na rowerze



Przy okazji wojaży rowerowych po okolicy, zaraz po Lanckoronie ląduję w Kalwarii Zebrzydowskiej – kolejnym miejscu „odkryciu” o którym pewnie każde z nas słyszało już wiele razy, a Wierzbicka dopiero je odkryła :)  A wstyd, bo wpisane na listę Światowego Dziedzictwa, położone zaledwie półtorej godziny od Dąbrowy, a jakoś zawsze nie po drodze. Wraz ze mną jest tu mnóstwo turystów oraz pielgrzymów. Część modli się żarliwe przy kaplicach wkomponowanych w pagórkowaty krajobraz Kalwarii, a część tak jak ja zwiedza i robi foty temu cudowi architektonicznemu w jesiennej scenerii.

Kalwaria Zebrzydowska jako zabytkowy zespół architektoniczno-krajobrazowy i pielgrzymkowy - Bazylika, Klasztor OO. Bernardynów i Dróżki - będący unikalną wartością kulturową, przyrodniczą i kultową, został jako jedyna na świecie kalwaria, a jest ich w całej Europie ponad tysiąc, wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa 1 XII 1999 r. na posiedzeniu Komitetu Światowego Dziedzictwa UNESCO w Marrakeszu (Maroko) pod nazwą: „Krajobrazowy Zespół Manierystycznego Parku w Kalwarii Zebrzydowskiej”. Certyfikat wpisu na prestiżową listę Sanktuarium otrzymało 9 V 2000 r. podczas specjalnej uroczystości z rąk przedstawiciela UNESCO.

Zespół kaplic i kościołów odwzorowuje topografię Jerozolimy przekazaną na kartach Ewangelii. Obecnie w skład tego sanktuarium wchodzi bazylika Matki Boskiej Anielskiej, klasztor bernardynów oraz zespół 42 kapliczek i kościółków kalwaryjskich położonych między górami Żar i Lanckorona.

Kalwaria Zebrzydowska to obok Jasnej Góry najważniejszy cel pielgrzymów w Polsce, którzy modlą się wędrując po tzw. dróżkach, oraz nawiedzają łaskami słynący obraz Matki Bożej Kalwaryjskiej. Można tu otrzymać te same łaski i odpusty, co podczas dalekiej podróży do prawdziwej Jerozolimy.

Na liście Światowego Dziedzictwa znajduje się 1052 obiekty z całego świata - niepowtarzalne dzieła człowieka i przyrody, które powinno się ocalić od zapomnienia. W Polsce jest czternaście miejsc wpisanych na listę Światowego Dziedzictwa: Zabytkowe Centrum Krakowa (1978), Kopalnia Soli w Wieliczce (1978), Obóz Koncentracyjny w Oświęcimiu (1979), Puszcza Białowieska (1979-1982), która jest obiektem wspólnym z Białorusią, Stare Miasto w Warszawie (1980), Stare Miasto w Zamościu (1992), Średniowieczne Miasto Toruń (1997), Zamek Krzyżacki w Malborku (1997), Krajobrazowy Zespół Manierystycznego Parku w Kalwarii Zebrzydowskiej (1999), Kościoły Pokoju (luterańskie) w Jaworze i Świdnicy (2002), Szlak Architektury Drewnianej (2003), Park Mużakowski (2004), Hala Stulecia we Wrocławiu (2006) oraz drewniane cerkwie w polskim i ukraińskim regionie Karpat (2013). Na świecie są to m. in.: Jerozolima, Watykan, Pałac w Wersalu, Pałac Cesarski w Pekinie i inne.


























2 października 2016

Lanckorona - małopolski Kazimierz Dolny

Lanckorona od dłuższego czasu była na "liście" miejsc do zobaczenia. Oczywiście z różnych przyczyn, zazwyczaj spiesznych wyjazdów w góry i powrotów, kiedy byliśmy totalnie sponiewierani zwiedzania miasteczka nigdy nie uskuteczniliśmy. Trzeba było dopiero zmęczenia miesięcznymi wojażami, przesytu górami po Kirgistanie, złotej polskiej jesieni i słońca, by spontanicznie spakować rower do bagażnika i udać się do Małopolski.

To zaskakujące, bowiem dziś Lanckorona jest małym miasteczkiem na Pogórzu Wielickim, przedgórzu Beskidu Makowskiego, lecz korzenie jej sięgają średniowiecza, kiedy to uzyskała prawa miejskie! (By w 1934 r. je utracić). Przechadzając się kilkoma uliczkami na krzyż można poczuć wyjątkowy klimat. Nic dziwnego, że na  Lanckoronę najeżdżały kolejne watahy artystów szukających tu inspiracji. Część z nich została i dziś pełno tu klimatycznych galerii czy sklepików z rękodzielnictwem. Klimat przypomina mi trochę Kazimierz nad Wisłą, z tym że Lanckorona jest zdecydowanie bardziej kameralna.

Największą chlubą i wizytówką Lanckorony jest drewniana zabudowa na rynku - dachy kryte gontem, głębokie podcienia, a wszystko zachowane w spójnej wizji i choć odbudowane po pożarze w XIX wieku nawiązujące do pierwotnego układu urbanistycznego i zabudowy pochodzącej z czasów lokacji.

Na miejscu warto poszwędać się niespiesznie po uliczkach, najlepiej z aparatem fotograficznym w ręku. Wypić kawę w jednej w wielu klimatycznych kafejek, czy w końcu udać się na spacer jedną z przewrotnie nazwanych alejek prowadzących na górujące nad miastem wzniesienie, z którego roztaczają się obłędne widoki. Aleja Zakochanych, czy Cichych Szeptów same mówią za siebie - nie trzeba ich reklamować :)

Ja docieram tu z Kalwarii Zebrzydowskiej na rowerze, ale po drodze mijam mnóstwo osób, które podążają piechotą łącząc te dwa punkty w jedną, około 6 km wycieczkę.




















29 września 2016

Osz - miasto starsze od Rzymu

Osz... kurcze. Gdzie ja jestem! I to jeszcze sama!

Ulice szerokie jak Wisła na wysokości Torunia, masa aut które nie zwracają raczej uwagi jakie światło aktualnie się świeci. Ludzie chodzący w te i we wte, małe kramiki uliczne oferujące usługi szewskie, zakłady totalizatora sportowego czy doładowanie konta w telefonie komórkowym. Na dodatek poukrywane bazary, w które wchodząc próżno szukać wyjścia, okazują się bowiem plątaniną wąskich rzędów, ścieżek i skrótów.

Przez dwa dni z przewodnikiem w ręku i aparatem na ramieniu zagłębiam się w zakamarki miasta. Jestem ostatnim niedobitkiem z naszej ekipy, który ostał się jeszcze w Osz - drugim co do wielkości mieście Kirgistanu.

Docieram do pięknego parku miejskiego z Diabelskim Kołem, licznych fontann, kościołów wszystkich chyba wyznań oraz kilkumetrowego pomniku Lenina. I choć samo miasto liczy ponad 3000 lat (!!!) na prawdę mało jest tu zabytków i nie ma co nastawiać się ściśle li tylko na zwiedzanie miasta.

Diabelski młyn

Kirgistan na jednym z domostw

wariacja na temat dzwonów

meczety, kościoły prawosławne i katolickie...

...stoją niemalże ścianą w ścianę

Zamiast pomnika w parku miejskim takie coś...




Popiersia zapewne osób ważnych, w parku miejskim

Pomnik Lenina na głównym placu miasta


Meczet u stóp góry Sulajmana



perełki motoryzacji


Widok na Osz z Sulajman Too, miejsca kultu, znajdującego się na światowej liście dziedzictwa UNESCO

Spacerując po świętej górze

można natknąć się na piękne miejsca

i panoramę miasta - szkoda, że dziś chmury wiszą nisko - w przeciwnym razie widać byłoby na horyzoncie przedgórze Pamiru

Strojne meczety


U stóp Sulajman Too


misternie zdobione drzwi meczetu


ot, taka architektura ogrodowa