2 lipca 2010

Dragon Pro Kite Centre

Tak, jedna z prac, którą mam w tym roku to praca w sklepie kitowym. Sklep nazywa się Dragon i jest połączony ze szkółką, chiringuito na plaży (bar na plaży, gdzie mamy cały sprzęt) a szkoła jest jedną z największych i najlepszych w Tarifie. I tu uwaga - w tak małej Tarifie działa około 60 szkół oferujących kursy kita, winda i surfingu ?!?! Zatem pracuje w sklepie, całkiem nowym, całkiem fajnym ze zdecydowanie rewelacyjna ekipą! Tym rewelacyjniejsza (czy takie słowo istnieje), że jest nas w sumie 3 dziewczyny i około trzy razy tyle całkiem niezłych facetów :) Ale tak na serio pracuje się rewelacyjnie, harmonogram pracy mam dość elastyczny i dostosowany do moich potrzeb, czyli drugiej pracy jaką mam i pływania! I otóż to - zdecydowanym "za" za pracą w sklepie był kurs kita, darmowe pływanie na sprzęcie ze szkoły i co w przyszłości może się przydać darmowy rescue boat, tudzież barco de rescate tudzież pomoc kiedy levante wywieje mnie wprost na otwarty ocean i nie mam jak wrócić :) Zatem jestem przeszczęśliwa mogąc pracować w tym miejscu i łączyć przyjemne z pożytecznym! :)
Na zdjęciu z Isabelle, moją współtowarzyszką pracy a także przyjaciółką. Niesamowita kobieta i spora różnica wieku (około 15 lat) bynajmniej nas nie poróżnia!

nocny longboarding


Longboarding dla niewtajemniczonych - to taka dłuższa wersja normalnej deskorolki, używa jej się zazwyczaj do downhillu lub slalomu. Moja przygoda z tym sprzętem zaczeła się już jakiś czas temu ale pewna noc zmieniła wszystko kategorycznie... :) Po pewnej kolacji wybrałam się ze znajomym z Austrii na jazdę na longboardzie. Mamy w Tarifie takie swoje ulubione miejsce... dyga się pod górę na obrzeża miasta jakieś 20 minut z przysłowiowego buta a póżniej się jeździ, jeździ i jeździ. Asfalt jest gładki, ulica biegnie przez osiedle jest lekko nachylona więc można rozwinąc niezłe (lecz w granicach rozsądku) prędkości. Zazwyczaj najlepszy czas na uprawianie tego sportu to późna noc (czytaj do domu wracamy koło 5 nad ranem), nie jeżdżą już auta, ludzie nie chodzą, miasto wydaje się opustoszałe, tak że można w końcu jeździć jego głównymi ulicami. Niekiedy tylko przyjedzie policja przepędzić nas, bo jest za głośno ale w końcu nikt nic złego nie robi. Grupa rośnie w siłę, w Tarifie okazuje się, że jest mnóstwo ludzi, którzy jeżdzą i niewiedząc nawet o sobie spotykają się przypadkowo w okolicach rzeczonego Lidla i tak już zostaje. Taka nasza mała kultura. Ja oczywiście stawiam pierwsze kroki ale strasznie mi się podoba. Przede wszystkim jest to sport który niesamowicie rozwija równowagę, pracują wszystkie mięśnie, tonus mięśniowy 100% i skupienie 200%! Rewelacja! 

kolacje poniedziałkowe

Poniedziałki... wszystko zaczęło się od celebracji narodzin Luany, córeczki naszej brazylijki Bianki. Później ktoś powiedział, że najlepsze fiesty są w poniedziałek, bo pustoszeje całe miasto i pozostają tylko stali bywalcy a w kóncu ktoś (ja) wpadł na pomysł, że poniedziałki trzeba specjalnie celebrować zapraszając wszystkich znajomych na obiad w naszym cudnym patio. I tak się zaczęło... sporo już było tych poniedziałkowych obiadów, każdy inny, zawsze ktoś nowy się nawinie. Kiedy mamy za dużo nagotowanych pyszności wyruszamy na 5 minutowy kurs po mieście mijając zaprzyjaźnione miejsca - blanco i tomatito, gdzie zawsze znajdzie się ktoś głodny i chętny podzielić z nami trochę swego wolnego czasu. Nie trzeba oczywiście wspominać, że każdy żyje tu swoim czasem... wszyscy zaproszeni na 22, zaczynamy gotować o 23 a goście przybywaja koło 24 :) Nie ma wystarczającej ilości krzeseł, talerzy, zawsze brakuje krzeseł, sztućców, czasem zabraknie piwa lub rumu do mojitos wtedy kolejny kurs do Nonna z Tomatito i już mamy wszystko. Poniedziałkowe obiadki cieszą się coraz większą popularnością i zostały wpisane w tygodniowy harmonogram najbliższych znajomych :)