Dzielnicę, w której mieszkam teraz poznawałam w sumie od bardzo dawna. Długie spacery z babcią na wiadukt oglądając przejeżdżające (sporadycznie - bowiem było to lekko z 20 kilka (?!?!) lat temu) auta, wypady na mistyczne piramidy, czyli dąbrowską mekkę wspinania sprzed 10 lat... no może zaraz po transformatorze pomiędzy Pogorią II a I, który nawet był nieźle obity jak pamiętam (cóż... dziś mamy dwie oficjalne ściany wspinaczkowe w mieście i 3 nieoficjalną)...
Było też zapuszczanie się rowerem za tory i wyprawy na pobliską górkę zwaną gołonoską - jedne z piękniejszych miejsc w Dąbrowie...
I po tylu latach, tylu wspomnieniach, eskapadach - okazuje się, że człowiek nie zna własnej "dzielni!". Że chodzi wytartymy szlakami, najwygodniejszymi, najszybszymi.
W ramach przygotowania do półmaratonu chociażby zagubiłam się skutecznie gdzieś pomiędzy Hutą Katowice a Strzemieszycami...
Dziś natomiast poszłam na spacer do lasu, właściwie można powiedzieć tuż za domem. Lasu, który z różnych przyczyn był dla mnie stumilowym, nieprzetartym, niepoznanym, tajemniczym i upiornym lasem - i co się okazało?
Że odkryłam eldorado biegowe! Strome górki, leśny dukt, jeziorko, które nazwałam Pogorią V, wijące się ścieżki, podbiegi... cud, miód i orzeszki! I naraz ten złowieszczy las odkrył przede mną nowe oblicze. Rewelacyjnego (acz niestety zaniedbanego) miejsca na mapie mojego miasta, miejsca które mam właściwie na wyciągnięcie ręki, a które w dobie pierwszych promieni słonecznych po panującej mam wrażenie przez pół mroku ciemności jest pozbawione spacerujących rzesz ludzi, tabunu rowerzystów, rolkarzy i czego tam jeszcze.
Podlesie - zapraszam :)
moje tereny:-) też mile wspominam wspinaczkę na piramidki:-) a w jeziorku/bagienku w zerówce topiło się Marzanne a potem goniło za żabami :Ð
OdpowiedzUsuńBUNKRY W LESIE! JEEEE
OdpowiedzUsuń