Tegoroczna zima jaka jest, każdy widzi. Deszcz, wiatr, śniegu jak na lekarstwo. Właściwie w górach więcej można znaleźć lodu, powodującego raz po raz tragiczne w skutkach wypadki, niźli białego puchu. Oj marnie z nartami, marnie z turami, jeszcze gorzej z biegówkami. 
My jednak odczarowujemy aurę i uderzamy do narciarskiego raju w Europie (choć Wojtek przekonuje mnie, że sporo jeszcze przede mną do zobaczenia) - mianowicie doliny Zillertal w Austrii. Zarówno ta nazwa jak i Hintertuxer Gletscher nie były mi obce, jednak to co zastaliśmy na miejscu przebiło moje najśmielsze oczekiwania!
Jeszcze jesienią  padła propozycja wyjazdu. Długo się nie zastanawialiśmy - Alpy, narty, domek z przyjaciółmi - czegóż więcej chcieć! W mig wszystkie wspomnienia studenckich wyjazdów na narty, całodziennej szwędaniny po stokach i imprez do późnych godzin nocnych. Przyznacie chyba, że narciarskie wyjazdy rządzą się własnymi prawami!
Zatem jak zwykle - akcja/reakcja i na trochę ponad tydzień przed świętami ruszamy na spotkanie poznańsko-dąbrowskiej ekipy w uroczym drewnianym domku, gdzieś w dolinie Zillertal.
Zillertal być może nieco na wyrost nazywany jest - die aktivsten Berge der Welt. Coś racji w tym jest bo ośrodki składające się na całą dolinę: Zillertal Arena, Kaltenbach, Mayrhoffen-Hippach oraz Hintertux oferują aż - 665 km tras! Jest to absolutna abstrakcja i nie sposób tego zjechać! Nasz karnet - 6 dniowy (315 euro) pozwolił nam na każdorazowo eksplorację innego regionu. Wszystkiego nie byliśmy w stanie zjeździć! Doskonale przygotowane trasy - naśnieżane, wyratrakowane. Szybkie wyciągi, podgrzewane kanapy oraz największa gondola, w której dane było mi jechać - tzw. 150er Tux - olbrzym mieszczący naraz 150 narciarzy! Tym sposobem można by jeździć od bladego świtu po zmierzch! W te 6 dni udało nam się przejechać jakieś 235 km sądząc po śladach z sunciaka. Przy czym można by było pojeździć znacznie więcej...
My jednak mieliśmy jeszcze inne priorytety - codzienne rytuały saunowe oraz poranne niespieszne śniadania ze stołem uginającym się od dobrodziejstw. Chill jakich mało!
  | 
| Hintertuxer Gletscher | 
  | 
| Puste nartostrady - trafiliśmy na idealną porę! | 
  | 
| góry, góry po horyzont góry | 
  | 
| Hintertux | 
  | 
| Puste stoki i lampa - czego można więcej chcieć? | 
  | 
| Jeździmy! | 
  | 
| Lodowiec w swojej niebieskości | 
  | 
| Kaltenbach | 
  | 
| puch się robi! | 
  | 
| świst, świst | 
  | 
| nieograniczone pole do popisów freeridowych i skiturowych | 
  | 
| fading in the mist | 
  | 
| kobiety były w mniejszości | 
  | 
| ostatni dzień, jeden z ostatnich zjazdów... nostalgia | 
  | 
| Mayrnoffen | 
  | 
| Frauenwand | 
  | 
| Wandspitze | 
  | 
| prawie cała ekipa | 
 
Obejrzałam i przeczytałam z wielkim niedowierzaniem. Super spędzony czas. Moje pierwsze w życiu skitury, stoją oparte o ścianę od listopada i czekają na śnieg w Polskich górach. ;)
OdpowiedzUsuńA śnieg tuż, tuż! Nadciąga od Alp - potwierdzona informacja!
Usuń