Właśnie 7 kwietnia Tomek obchodziłby swoje urodziny... chcieliśmy ten dzień uczcić w szczególny sposób i... chyba nam się udało. Chyba dobrze by się bawił, gdyby znienacka przyszedł i zobaczył jaką imprezę niespodziankę przygotowaliśmy dla niego.
Ponad 230 biegaczy nie tylko z Dąbrowy, lecz również okolicznych włości wliczając Kraków, Oświęcim, ba! Nawet Suchą Beskidzką! Kolorowy tłum który zgromadził się by wraz z nami - znajomymi, przyjaciółmi, rodziną Tomka w taki sposób uczcić jego urodziny, a tym samym zapoczątkować - jak to ktoś po biegu napisał - nową, świecką tradycję.
Idea biegu narodziła się już wcześniej - aczkolwiek swoje szlify przechodziła w mojej jadalni (która nie wiedzieć czemu jest kuźnią dobrych nowin, wylęgarnią pomysłów, miejscem snucia planów). Tu pochyleni z Serkiem i panią Alicją myśleliśmy nad miejscem, datą, formą i wszystkie drogi prowadziły do wieczornego biegu, wzorowanego na biegu
stowarzyszenia Sera - Biegu Świetlików. Data - nie mogła być inna choć od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie to zaledwie dzień po dąbrowskim półmaratonie. Ale jak się okazało, nie przeszkodziło to przybyłym na bieg by ponownie - z zakwasami, bólami kolan wystartować. Godzina - idealna - gdy słońce kładzie się już za horyzont, a w mroku jedyne światło daje Ci czołówka... lub czołówka sąsiada biegnąca tuż obok :)
Bardzo szybko ukonstytuowała się również grupa wsparcia logistycznego w postaci znajomych twarzy z klubu speleo, ze środowiska rowerowego, biegowego, liceum, podstawówki, pracy, harcerstwa, rodziny, rodzin przyjaciół - słowem - druzgocąca moc i milion pomysłów i energia do organizacji co najmniej imprezy biegowej o randze krynickiego Festiwalu Biegowego!
Energia, która wytworzyła się gdzieś w trybikach tej maszyny towarzyszyła nam już do samego końca. Napływające do biura zawodów nowe twarze, i te znajome, i te nie widziane przez lata - ale wszystkie promienne, uśmiechnięte sprawiły, że dostaliśmy mega kopa!
Bieg wystartował o 19.30, a trasa wiodła wokół Pogorii III, w związku z czym do przebiegnięcia było 6 km. Niby to nic ale na starcie pojawiło się wiele osób, które nosiły jeszcze rany po wczorajszej walce w półmaratonie lub takie, które pierwszy raz w życiu miały zmierzyć się z takim dystansem. Najważniejsze jest jednak to, że wszystkie te osoby wyszły z domu w poniedziałkowy wieczór, w środku tygodnia by spędzić wspólnie ten czas, by zrobić coś dla siebie i by być może od tej chwili przewartościować coś w swoim życiu.
Po biegu na wszystkich czekały babeczki (domowej produkcji - za co wielki SZACUN) z powtykanymi wykałaczkami sentencjami, które widziałam wiele osób wzięło ze sobą do kieszeni lub do serca.
Ciepłym wieczorem, po biegu zasiedliśmy na ławkach do filmu o Tomku - dla wszystkich tych którzy go nie poznali, oraz dla nas którzy dzięki tym 40 minutom mamy wrażenie jakbyśmy znów z nim zdobywali szczyty, wyli do gitary, imprezowali... Czadu dał też nasz przyjaciel, który przygotował autorski program artystyczny.
Chwile wzruszenia, wspólny ogień, poczucie, że bliskie osoby są na wyciągnięcie ręki - to był magiczny wieczór. Wyjątkowy bieg...
Słowa podziękowania za nakręcenie atmosfery biegu raz jeszcze należą się rodzinie Tomka, przyjacielom, wszystkim, którzy stanęli na linii startu (...i mety), wszystkim wolontariuszom (ta nazwa tu nie pasuje - bo to po prostu bliskie osoby, które nawet nie czekały na telefon tylko same wyrwały się do pomocy), Centrum Sportu i Rekreacji za udostępnienie obiektu i mega organizatorowi - Serowi (Grandeeee Seruuu!)
I na koniec jeszcze babeczkowa sentencja - "Czasami samo podjęcie wyzwania jest już olbrzymim sukcesem"
|
przed biegiem |
|
joga na rozgrzewkę |
|
mega kolorowo, mega pozytywnie |
|
...i poniekąd romantycznie ;) |
|
babeczki |
|
a na filmie mam wrażenie było jeszcze więcej osób! |
Zdjęcia autorstwa
Krzysztofa Gawrona.