5 września 2010

feliz cumple!


Zaczęło się... świętowanie. Ekipa wpadła równo o 12 w nocy, do Almediny, gdzie pracowałam tej nocy z pyszną sałatką pomarańczową, wbitymi w nią na słowo honoru świeczkami do zdmuchnięcia i ręcznie dzierganym przez Elvisa prezentem z kory palmy :) A pracując w knajpie w taki a nie inny dzień resztę sobie można dopisać... później zjawili się i inni i tak koło 2 w nocy kiedy przyszedł czas na zamykanie knajpy nas dopadło jakieś szaleństwo, zaczeliśmy puszczać ulubione kawałki, tańczyć, śpiewać (do miotły chociażby)... ciężko było stamtąd wyjść ale w końcu jakoś udało się, później impreze przenieśliśmy do jeszcze kilku klubów i tak nad ranem wylądowaliśmy w domu szczęsliwi z tego, że w końcu udało się spotkać wszyscy zusammen do kupy i spędzić na prawdę rewelacyjną noc. Ileż nas kosztowało poranne wstanie i wybranie się na zaplanowaną już wcześniej wycieczkę rowerową (kolejny post)...


Wieczorem, bo w Hiszpanii takie fiesty jak urodziny trwają nawet i kilka dni...zostaliśmy zaproszeni do Lary, capo jedynej tarifenskiej szkoły kitowej - Kite Local School. Lara słynie ze swoich paelli, kilka razy do roku jest oficjalnie oranizowana fiesta,gdzie Lara przed swoją szkołą gotuje ten tradycyjny hiszpanski przysmak, na który zaproszeni są wszyscy. Tymrazem była to mała, kameralna imprezka w gronie najbliższych znajomych. Gitara by Fede, spiew by Paula, materac na środku drogi, bowiem impreze oranizowaliśmy przed szkołą i na koniec policja, że jak zawsze zakłócamy cisze... ehhh. Dzieki wszystkim za te cudowne 24 godziny! :)

3 komentarze :

  1. ehhh... działo się! Niepływający elvis składający kitsurferskie przyrzeczenie, manufaktura mohito wytwarzająca kilkanaście drinków jednocześnie, niezapomniana Paella Lary no i policja rozganiająca imprezę... Wrażenia - bezcenne!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. za reszte zaplacisz mastercard :)

    OdpowiedzUsuń
  3. pod warunkiem, że będzie to karta kredytowa... :P

    OdpowiedzUsuń