Lengyel, magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát.
Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki.
Wiele osób (łącznie z moimi rodzicami) rozprawiało nad pięknem Węgier a szczególnie ich stolicą - Budapesztem. Wiele też mówiło, że Węgrzy są przemiłymi ludźmi o strasznie pozytywnym nastawieniu do Polaków. W sumie wcześniej poznałam tylko jednego Węgra (tak Aga mowa o Twoim facecie i moim żółtym Authorze) i faktycznie bardzo miła persona :) Wiele też słyszałam o języku, o wąskiej grupie języków ugrofińskich, które to nijak rozgryźć, ugryźć, przetrawić, zrozumieć, odpowiedzieć itd. I zaledwie pięć dni pozowoliło mi stwierdzić, że wszystko to o czym mówią moi znajomi, czy rodzina jest prawdą - Budapeszt zachwyca, ludzie są niesamowicie życzliwi i mili a kwestię języka pozostawmy językoznawcom!
Dunaj rozdzielający bądź łączący Peszt (po lewej) i Budę (po prawej)
Pierwszego dnia Budapeszt nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, może przez to że przyjechałam do niego sobotnim popołudniem, gdzie tu i ówdzie rozkręcały się imprezy, po chodnikach chodzili dziwnie ubrani ludzie (coś między dresami a'la ukrainski styl i mocno wyuzdane panny), pełno śmieci, szumu i chaosu. Wieczór uwieczniła wielka biba w towarzystwie argentyńsko-hiszpańsko-rosyjsko-węgiersko-czeskim i impreza z muzą bałkańską w tle. Na swój sposób doznałam szoku kulturowego a rozmowy z rosjanami utwierdziły mnie w dziwnym przekonaniu, że zamiast w Budapeszcie jestem w Kijowie. Czułam się, jakby czas się zatrzymał, jakby kraj nie wyszedł jeszcze z socjalistycznej opoki wszechmocnej Rosji. Wszystko takie wielkie, monumentalne jednynie ludziom brakowało złotych zębów (tak jak jest to powszechne w Rosji czy na Ukrainie). Cóż za dziwne wrażenie miałam tej nocy. Na dodatek Baldo - Sewilczyk (ależ to brzmi) no po prostu Hiszpan - na dodatek wszytsko wymieszał mi w głowie rozmawiając ze mna po Hiszpansku. Pierwszy dzień stanowczo zamieszał mi w głowie i juz sama nie wiedziałam gdzie jestem i co ja tu robię?! :)
Jednakże każdy kolejny dzień oczarował mnie czymś nowym, niezwykłym, cudnym i magicznym. Długie przechadzki po mieście - romantycznej i pięknej Budzie usytuwanej pomiędzy 7 wzgórzami, monumentalnym i nowoczesnym Peszcie, cudownej odysei zieleni - wyspie Małgorzaty oczarowały mnie do reszty. Samo miasto rozciąga się wzdłuż Dunaju, linia brzegowa jest rewelacyjnie zagospodarowana, po dwóch stronach można odbywać długie spacery podziwiając widoki - np Parlamentu w Peszcie czy zamku i cytadeli w Budzie. Niesamowite widoki rozciagają się równiez z Cytadeli wznoszącej się majestatycznie nad miastem. Wspaniałe kawiarenki z pyszną kawą, cudowne zakątki, uliczni grajkowie nadający niepowtarzalny klimat miastu. I jeszcze jedna rzecz, która tak urzeka - termy - to część kultury Węgierskiej także temu tematowi postaram się poświęcić więcej miejsca :)
Zachwyca także kuchnia Węgierska (przynajmniej mnie, bo Baldo wydziwiał, że ponad kuchnię Hiszpanską żadna inna i nigdy się nie wzbije) - zachwyca zatem leczo, ostra zupa gulaszowa, kiełbasa z miasta Gyula bądź węgierskie salami, pyszny Tokaj czy mocna Palinka, a na deser zawijane ciasto Vegyes Rétes :) O tak! Pozać kuchnię jakiegoś kraju to jak poznać połowę jego kultury!
wzgórze Cytadeli - widok wpisany na Światową Listę Dziedzictwa Kulturowego UNESCO
Jedyne co mnie zaskoczyło to ceny - Węgry nie należą bynajmniej do tanich krajów. Ceny są porównywalne a niejednokrotnie droższe niż w Polsce. Faktem jest też, że byłam większość czasu właściwie w stolicy, a jak to zawsze bywa stolice są zawsze najbardziej de pijo y lujo (najdroższe). Waluta - forint HUF - mniej więcej 1 zł to 150 forintów, zatem ceny szokują zwłaszcza gdy za piwo płacimy sumy 3 cyfrowe :) Kwestia przestawienia się ;)
Koniec końców po pięciu dniach opuszczam to miasto w zupełnie innym nastroju niż tu przybyłam - z dnia na dzień zaskakując mnie swoim pięknem powoli podbijało skutecznie moje serce. Jest to miejsce gdzie historia łączy się z nowoczesnością, gdzie starówka to nie jeden plac i kilka kamienic wokół ale długie kilometry urzekającej architektury i mieszanki wielu stylów. Warto tu z całą pewnością przyjechać, tymbardziej, że dla mieszkańców południa Polski to kwestia zaledwie 4/5 godzin w aucie czy autobusie.
Como se nota que pereza tengo! De vez en cuando me parece que nadie lo sigue (mi blog) y cuando temine de escribir en ingles u espanol (que no es nada facil para mi) de repente se nota voces diciendome - pero en polaco no se comprende nada! :))) Baldo - tu lo sabes todo! :) Me encanto Budapest! Pero para los demas que hay que traducir algo mas - Mucha gente me dijo que hay algo increible en Budapest, que es una cuidad maravillosa, llena de historia, de edificios bonitos, muy romantica por razon de su locacion (entre 7 collinas) y el rio que divide la ciudad entre Buda y Pest. Pero no es todo por edificios y razones historicos. La ciudad encanta tambien por su cultura y la gente. En Polonia (y tambien Hungaria) se dice que nosotros dos, el Polaco y Hungaro son como hermanos y es absolutamente verdad. Hemos encontrado monton de la gente super amable que siempre reaccionaron muy bien cuando habian encontrado que soy de Polonia. Por supuesto vale la pena ver Hungaria y tomar algo tipico como las salchichias muy ricas, variedad de alcoholes tipicos o gulash - bueno, era algo que yo me interese solamente. Baldo decidio que no es nada espeacial y la cocina espanola es mucho mejor! ;) Despues estos algunos dias la capital de Hungaria me encanto aunque al principio me senti como en Ucrania (ni idea por que) puede ser un poquito por la gente paseando por las aceras la noche de sabado cuando llegue, puede ser por todos los edificion super grandes estilo comunista en centro de ciudad, pero con la luz del dia puedo decir que me enamore en este lugar!