Biegniesz wertepami gdzieś w lesie, po górach jednym okiem rzucając na mapę, drugim na ścieżkę by nie wybić sobie zębów. Obracasz ją, dopasowujesz to co widzisz, do tego co jest na mapie, naginając czasoprzesteń i mocno wierząc, że jesteś właśnie w tym miejscu, w którym chciałbyś być.
Rajdy na orientację, bo to o nich mowa to jedna z najpiękniejszych dyscyplin sportowych. A rajdy organizowane przez Monikę i Tomka to tylko potwierdzenie tej tezy. Jeżeli ktoś z Was miały okazję wystartować kiedyś w ich rajdzie gorąco polecam - super atmosfera, mili ludzie i iście rodzinny klimat rajdów. To niewątpliwie tylko namiastka tego co już rok temu mnie zauroczyło w tej imprezie.
Ponadto biegi na orientację to wielki come back do starych licealnych czasów, kiedy to startowaliśmy namiętnie z ekipą we wszelkiego typu rajdach na szczeblu miejskim, wojewódzkim i ogólnopolskim.
W sobotni ranek mkniemy do Porąbki, gdzie podobnie jak rok temu odbywa się rajd na orientację - Beskidzkie Korno. Z wielu tras, głównie rowerowych - enduro, rekreacyjnej wybieramy bieg na orientację na dystansie 30 km.
Na starcie przyjmujemy taktykę, że po płaskim i na zejściach biegniemy - natomiast na podejściach, by zbytnio się nie forsować podchodzimy. Można powiedzieć, że plan prawie się udał. Z 30 km trasy zrobiła nam się nagle trasa 35 km z 1290 metrami przewyższeń. Udało się zebrać wszystkie punkty w całkiem niezłym czasie, co koniec końców pozwoliło na zgarnięcie w moim przypadku 1 miejsca, a Wojtka 4.
Skrupulatnie zbieramy kolejne punkty |
Trasa nawigacyjnie bardzo łatwa, gorzej było z przewyższeniami i walką z niemocą gdzieś między 20 a 25 km. |
I ślad naszych sobotnich harców po Beskidzie Małym. |