Mydełko i Mike
1 maja Ewelina M. potocznie zwana Mydłem przestała nim być! Przynajmniej oficjalnie - dla nas zawsze nim będzie! :) To właśnie główny prowodyr zajść majowych, prowodyr tego, że nadal tu jestem zamiast grzać już od dawna kości w ciepłej Hiszpanii (ale o zgrozo coraz mniej chce mi sie na ten półwysep Iberyjski wyjeżdżać!) jestem tu a nie gdzie indziej! :) Jak już wcześniej wspomniałam na wesele pojechałam z moim odwiecznym psiapsiółem (czy to słowo kiedykolwiek, ktokolwiek zastosował w rodzaju męskim?) Elvisem, z Poznańskiej ekipy (jako, że Mydełko studjowała rok wyżej niż ja, ona rozkochała mnie w Granadzie gdy 4 lata temu u niej byłam na erasmusie, razem biegałyśmy, jeździłyśmy na rolkach i wspinałyśmy sie) był jeszcze Magic z JJ (doborowa ekipa) kilka osób ze ściany - Ula, Leszek i Rafał oraz ekipa z roku wyżej ze studiów i tu już tłocznie i imion nie pomnę! I jakby nie patrzeć, było to pierwsze wesele kogoś z naszych znajomych a nie rodziny. Uhuuu zaczyna się!
Część ekipy, jedni z moich najbliższych przyjaciół - JJ, Elvis i Magic
Impreza organizowana była w pałacu w Wojanowie, a sam ślub wyglądał niczym z amerykańskich filmów - ceremonia w ogrodzie, Panna Młoda wjeżdza konno, full romantic i wszystko bardzo autentyczne a to za sprawą ślubu humanistycznego jaki wzięli państwo młodzi. Wiele było och i ach zwłaszcza jeśli chodzi o piękną, prosta acz jakże urokliwą suknię Mydełka. Na imprezie latały pomidory, JJ dostał rykoszetem, Elvis dochodził o swoje z kuchnią (brak kalafiora na talerzu ;), Medzikowa podpijała w trakcie toastu, Leszek został okrzyknięty tancerzem numer 1 imprezy, jedyny "oryginalny" Szkot był prześladowany przez Megicową co nosi pod kiltem, bożyszczem był pan Krzyś i blondwłosa piękność a'la lata 20 Marysia ;) wszyscy tańczyliśmy, wygłupialiśmy się i było na prawdę rewelacyjnie!:)
Spokojnie, to zdjęcie jest pozowane :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz