W: Puniuuuuu... jakie jest najwyższe wzniesienie w Dąbrowie?
P: yyyyy aaaa eeee.... ( w międzyczasie wujek google radzi) ... najwyższe wzniesienie mierzy 390 metrów, mieści się w dzielnicy Łosień i jest... nienazwane!
W: błysk w oku (już zna dąbrowiskie trójmiasto - Łosień, Łęka, (Ł)Okradzionów - bez chwili wahania mówi - Łeverest!
P: szelmowski uśmiech - należy zorganizować ekspedycję na szczyt i nazwać to, co nienazwane.
Kilka tygodni po fakcie, w trakcie świąt Bożego Narodzenia Olcia odchodzi od stołu, ku zaniepokojeniu rodziny - do ręki bierze lutownicę (wyżynarkę, zwał jak zwał - narzędzie do wypalania w drewnie) - i robi tabliczkę - Łeverest.
Na szczyt ruszamy 26 grudnia 2015 roku. To data, która zapisze się w historii polskiego himalaizmu. Grupa śmiałków, którzy zjechali ze wszech stron na to wydarzenie, wczesną porą obmyśla logistykę i taktykę akcji. Planujemy iść w stylu fast and light, poręczując całą wschodnią ścianę Łeverestu, po drodze zakładając jeden tylko obóz w celu aklimatyzacji.
W skład ekipy wchodzą sławy, wybitni ludzie, którzy już zapisali się w środowisku górskim. Kierownikiem jest Kanion - zdobywca wielu szczytów, nie koniecznie najłatwiejszymi drogami - wlazł na niezdobyty dotąd szczyt w Tien-Shanie. Załoił Denali drogą Cassina oraz Fitz Roya drogą Franco-Argentina.
Krok w krok podąża za nim nasz chart wysokogórski, wybitny wspinacz - Artman. Będzie on podporą i w razie osłabnięcia ekipy poprowadzi największe trudności.
Kolejną personą jest Beno, słynny w świecie górskim dzięki przejściu trawersu Denali - w zespole pełni funkcję lekarza wysokościowego oraz fizjoterapeuty wyprawy.
Kierownikiem sportowym wyprawy jest Mistrz Hercog, którego przedstawiać nie trzeba. Czołówka światowych biegów górskich, osoba którą typujemy jako pewniak do wejścia na szczyt. Wraz z nim Gosia z dwójką łącznościowców.
Jest z nami również Olcia, urocza Olcia, która jest frontmenką wyprawy i to dzięki jej urokowi osobistemu udało nam się pozyskać sponsorów na wyprawę.
Ekipę uświetnia Klops - motywator, pośpieszać, dobry duch czuwający, by wszystko było dopięte na ostatni guzik.
Na koniec - last but not least - fotograf światowej klasy, właściciel szczytu w Beskidzie Żywieckim o wysokości 1111 m n.p.m. - Rafałecki oraz operator kamery i spiritus movens - Polly.
Łącznie pokonujemy 30 metrów przewyższenia oraz około pięćset metrów podejścia. Po drodze zakładamy obóz celem aklimatyzacji i posilenia się. Warunki pogodowe okazują się przychylne, w związku z tym podejmujemy decyzję o atakowaniu szczytu bez zbędnej zwłoki.
Na szczycie stajemy około godziny 11.30. Jest pięknie! Unosimy ramiona w geście zwycięstwa, ronimy łzy, cieszymy się jak dzieci. W szczyt wbijamy tabliczkę Łeverest, zostawiając po sobie ślad oraz uwierzytelniając nasz sukces!
|
I obóz aklimatyzacyjny |
|
Tuż przed wejściem we wschodnią ścianę - jeszcze jesteśmy nieświadomi trudu wędrówki |
|
Mistrz Hercog toruje drogę, zawieszając ekspresy |
|
fragment zaporęczowanej liny |
|
sukcesem wyprawy jest wspólne działanie |
|
chwila na rest |
|
Kierownik wyprawy wskazuje kierunek |
|
pamiętamy o dobrej asekuracji |
|
Beno i Klops spoglądający w kierunku kopuły szczytowej |
|
chwila przerwy i trudne decyzje - odpocząć czy atakować? |
|
Nie wiedząc co nas czeka zabieramy ze sobą namiot bazowy |
|
To już 15 minuta marszu - doskwiera nam zwiększające się wyczerpanie organizmu |
|
po chwili odpoczynku ruszamy dalej |
|
wiatr stawia opór, boimy się, że utracimy nasz namiot bazowy |
|
w jego transport zaangażowane są aż dwie osoby |
|
mało brakowało, a porywisty wiatr zdmuchnąłby go z powierzchni ziemi |
|
Beno |
|
(nie serio to zdjęcie jest tak absurdalne, że nie wiem co napisać:) Dodam - Panie z urzędu :) |
|
toast na szczycie |
|
wbicie tabliczki |
|
łzy szczęścia, zmęczenie wymieszane z euforią, jesteśmy na szczycie! |
Post scriptum
Szczyt od strony pólnocno-wschodniej zdobyli również Majka z Elvisem, przy supporcie nestora rodu oraz Leona. Pominęliśmy w opowieści ten wątek, ponieważ wcześniej wspomniani na szczyt wjechali na rowerze - co mogłoby zaszkodzić piarowi naszej wyprawy ;) ... a na pewno zbagatelizowałoby nasz wyczyn
Głównym problemem były nader ciepłe i nieadekwatne do pogody ubrania.
All the pics by Rafał Wyszyński - expedition photo maker and camera owner
Naprawdę? Hehehe! No to zimowe wejście bez śniegu. Uwielbiem biegać po tych krzakach i to przede wszystkim jak jest masa śniegu. Mam nadzieje, że do lutego ta tabliczka dalej tam będzie. To sobie foto dla lansu strzele; d
OdpowiedzUsuńooo to poproszę o przesłanie zdjęcia! :)
Usuń...widzę, że co poniektórzy mieli nawet uprzęże kanioningowe... ;-) hehe, świetna akcja, gratulacje pomysłu :-)
OdpowiedzUsuńz domu braliśmy co było - ale uprzężą jaskiniową wzgardzili :/
Usuń:)
OdpowiedzUsuńKażdemu jego Everest! :D
OdpowiedzUsuńŚwietny opis. Byłem dziś (24.09.2016) i tabliczka stoi 😀
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wooooow! Super! Gratuluję wyczynu!
UsuńZgłaszam wyczyn w postaci wjazdu z sakwą, na rowerze trekkingowym, bez amortyzatorów po przejechaniu Dąbrowa Highway (od strony Wzgórz Trzebiesławickich). 30 grudnia 2016 r. tabliczka wciąż stała na miejscu :)
OdpowiedzUsuńTabliczkę trzeba było na nowo wbić bo ktoś poważył się na jej wyrwanie i rzucenie w krzaki. Samo wejście to nie taki wyczyn jak zimowe zdobycie szczytu ale i tak fajnie było :-)
OdpowiedzUsuńSuper, że jest taki blog!!!
OdpowiedzUsuńŚwietna akcja
SZUKAŁEM WŁAŚNIE NOWEJ MIEJSCÓWKI NA EDIT ROWEROWY I SIĘ WYBIORĘ JUTRO!!!
OdpowiedzUsuńszukałem miejsca na edit rowerowy i się chyba wybiorę !!!
OdpowiedzUsuńEEE ja tam rowerem wjeżdżam :D
OdpowiedzUsuńto naprawdę szacun za łydę! :D
UsuńEkipa przygotowana jakby to było zimowe wyjście w Tatry :) Fajny pomysł. Powodzenia w dalszych wspinaczkach :)
OdpowiedzUsuń