12 stycznia 2016

środa dzień loda - czyli o wspinaniu w lodzie

Maciej pięknie podsumował ten dzień - ponad 300 km w aucie, kilka godzin, niemal nieprzespana noc, a wszystko po to, by 20 minut powspinać się w lodzie i 10 minut pomoczyć w gorących, termalnych wodach Słowacji. Patrząc na to z boku, faktycznie można stwierdzić, że mamy coś nie równo pod kopułą. Ale trzeba poznać towarzystwo, by jednak stwierdzić, że jest to na porządku dziennym, gdy: 
  • Minęły dwa dni, a my najwyraźniej stęskniliśmy się za swoim towarzystwem.
  • Jest wolny od pracy dzień – nic, że w środku tygodnia i w zimnym styczniu. 
  • Jest pogoda!
Pakujemy się zatem wcześnie rano do hiroadone i mkniemy do Małej Fatry. Tam, w kamieniołomach wcześniej już załojonych wszerz i wzdłuż przez Wojtka i jego znajomych z KW Gliwice, urządzamy sobie istne przedszkole lodowe. Wojtas na tą okoliczność popełnił nawet artykuł w górach - o tu klik. Jest to idealny teren, wielka ściana lodowa opadająca tarasami, łatwa dostępność i coś fajnego na nowicjuszy – dogodna asekuracja i możliwość powieszenia wędek z rosnących drzew.

Najpierw wybieramy mały lodospad na rozwspinanie i ogarnięcie przez nowicjuszy know how. Później przenosimy się piętro wyżej i level wyżej. Długa droga, którą prowadzi Wojtek, wieszając wędkę dla pozostałych.

Cóż… nie powiem – ciekawe doświadczenie. Zwłaszcza z bicia dziaby lewą ręką w twardy lód, który rozpryskuje się na prawo i lewo, leci na twarz do oczu. Potem roztapia się, nawet nie wiem kiedy całą twarz mam mokrą, a do dłoni prawie nie dopływa krew ze względu na kurczowe trzymanie dziab. Oczywiście stawiającemu pierwsze kroki ciężko przetłumaczyć, że tutaj obowiązują te same zasady co przy wspinaniu – głównie pracują nogi! Tymczasem ja czuję, że nogi w ogóle nie trzymają, a cały mój ciężar opiera się na tych dwóch centymetrach żelastwo – jako-tako wbitych w lodową ścianę.

Poziom doznać – level hard. Chyba zbyt mocny jak dla mnie. Chyba lepiej się czuję, bądź co bądź z lufom pod nogami ale trzymając się pewnie jakiegoś chwytu i stojąc na stopniu. Nie mniej jednak sportu nie przekreślam.

Rafałecki rzeźbi w lodzie (fot. M. Sokołowski)
z jelonkiem (fot. M. Sokołowski)
jelonek (fot. M. Sokołowski)
w Tatrach kiepsko wychodziło mi bicie haków młotkiem, nie inaczej jest z dziabami (fot. M. Sokołowski)

błysk w oku... (fot. M. Sokołowski)
....i mądrość na twarzy (fot. M. Sokołowski)
Wojtas na prowadzeniu. (fot. M. Sokołowski)
nieśmiały? (fot. M. Sokołowski)

Olcia w akcji (fot. M. Sokołowski)

All pics by niezawodny Don Sokolone.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz