Longboarding dla niewtajemniczonych - to taka dłuższa wersja normalnej deskorolki, używa jej się zazwyczaj do downhillu lub slalomu. Moja przygoda z tym sprzętem zaczeła się już jakiś czas temu ale pewna noc zmieniła wszystko kategorycznie... :) Po pewnej kolacji wybrałam się ze znajomym z Austrii na jazdę na longboardzie. Mamy w Tarifie takie swoje ulubione miejsce... dyga się pod górę na obrzeża miasta jakieś 20 minut z przysłowiowego buta a póżniej się jeździ, jeździ i jeździ. Asfalt jest gładki, ulica biegnie przez osiedle jest lekko nachylona więc można rozwinąc niezłe (lecz w granicach rozsądku) prędkości. Zazwyczaj najlepszy czas na uprawianie tego sportu to późna noc (czytaj do domu wracamy koło 5 nad ranem), nie jeżdżą już auta, ludzie nie chodzą, miasto wydaje się opustoszałe, tak że można w końcu jeździć jego głównymi ulicami. Niekiedy tylko przyjedzie policja przepędzić nas, bo jest za głośno ale w końcu nikt nic złego nie robi. Grupa rośnie w siłę, w Tarifie okazuje się, że jest mnóstwo ludzi, którzy jeżdzą i niewiedząc nawet o sobie spotykają się przypadkowo w okolicach rzeczonego Lidla i tak już zostaje. Taka nasza mała kultura. Ja oczywiście stawiam pierwsze kroki ale strasznie mi się podoba. Przede wszystkim jest to sport który niesamowicie rozwija równowagę, pracują wszystkie mięśnie, tonus mięśniowy 100% i skupienie 200%! Rewelacja!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz