W czwartek po pracy wspin na
Birowie i konsekwentne koszenie dróg od prawej do lewej przy Szarej Płycie, w
piątek Mirów przy jaskini, który obecnie przeżywa renesans w mojej działalności
skałkowej. Ostatnio obito tu sporo fajnych, długich dróg, odchwaszczono teren.
W tym miejscu warto przypomnieć wszystkim, którzy chcą się wspinać w Mirowie,
że koniecznym jest wpisanie się do „książki wyjść” przed akcją.
O co w tym chodzi i dlaczego jest to ważne?
O co w tym chodzi i dlaczego jest to ważne?
Zamek w Bobolicach pewnie znacie
i jego remont, toczący się na przestrzeni ostatnich lat… Ten sam właściciel jest
również w posiadaniu całej Grzędy Mirowskiej oraz bratniego zamku w Mirowie.
Jednym słowem jest gospodarzem udostępniającym swój teren gościnnie wspinaczom.
Choć ciężko w to uwierzyć naprawdę tak jest i fakt, że skały nie zostały
jeszcze zagrodzone świadczy o chęci współpracy właściciela terenu ze
środowiskiem wspinaczkowym, którego
podstawą jest rzeczona książka wyjść.
Wpisujący się do książki wyjść znajdującej
się u sołtysa deklarujemy iż mamy odpowiedni sprzęt i kwalifikacje do
uprawiania wspinaczki oraz, że wspinamy się na własną odpowiedzialność.
A teraz jak tam dotrzeć - na jedynym skrzyżowaniu w Mirowie skręcamy w
stronę przeciwną od zamku i jedziemy w stronę lasu, aż po lewej stronie przy
najbardziej wypasionej bramie we wsi zobaczymy krzesełko a na nim zielony
zeszycik – ot co :)
źródło: wspinanie.pl |
Ale wróćmy do clou postu –
mianowicie Kobylej Skale w Wiśle, czyli jednym zdaniem – wspinamy się z
Kanionem w górach! ;)
Wspin w Wiśle wyszedł trochę
łapu-capu jednakże jak się miało okazać idealnie wstrzeliliśmy się w
czasoprzestrzeń kapryśnej trochę pogody długoweekendowej, spędzając w Wiśle
bardzo aktywne 5 godzin życia.
Malownicze skałki na stoku
Kobylej, jak się okazuje pozostają tajemnicze nawet dla rdzennych mieszkańców
Wisły.
Rejon wspinaczkowy nazywany w
skrócie „Kobyla” znajduję się pomiędzy Wisłą Dziechcinką, a Wisłą Łabajów. Jest
to piętrząca się nad stromym stokiem poprzecinana licznymi szczelinami i
bruzdami skała (piaskowiec) o wysokości od 3 do 13 metrów, czyli jak za starych
dobrych czasów „duże to, to nie jest ale podobnież jeszcze nie robione”. Drogi
są obite, natomiast do zjazdów dobrze jest mieć karabol i pętle, bowiem w większości
stanowiska zjazdowe robi się z drzew.
Mimo, że skała wysoka nie jest
miejsce i wspinanie jest tu w jakiś sposób magiczne, może za sprawą cudownego
widoku roztaczającego się z naturalnego tarasu widokowego, może za sprawą kolorowych
krzewów. Tutaj też pokonujemy najtrudniejsze (choć powinnam mówić w 1 osobie)
4+ swojego życia, które ochrzciliśmy 4+ przez dach. Polecam to miejsce – może nie
tak jak w naszym przypadku na główną destylację wspinaczkową, ale na pewno jako
miłe dopełnienie wyjazdu w te strony.
Fajne skałki. Super miejscówka :)
OdpowiedzUsuńTo jest 4+? Wow ale mocne!
No ja byłam rozanielona jak Wojtek mnie tam zabrał i pokazał to miejsce.
UsuńWspin bardzo fajny, specyficzny ale na prawdę nie mogliśmy uwierzyć, że to jest tylko IV+! Może z przyzwyczajenia do jurajskich dróg po prostu ciężko pomieścić w głowie fakt, że na tak łatwej drodze wyrasta nagle taka przewiecha!
Wow, zawsze fascynowała mnie wspinaczka, ale nigdy nie pomyślałem o tym, żeby wdrapać się na Kobylą Skałę! Może następnym razem spróbuję zrobić coś odważniejszego niż wspinanie się po schodach.
OdpowiedzUsuń