5 listopada 2018

Dolinki Podkrakowskie i Ojcowski Park Narodowy rowerowo z dziećmi

Brandysówka  - to tutaj meldujemy się na weekend, który mimo początku listopada zapowiadać się ma stosunkowo ładnie. Już sam fakt dojechania na miejsce w piątek w krótkim rękawku i spodenkach łamie stereotyp buro-ponurego listopada. Jesteśmy w samym sercu Doliny Będkowskiej, tuż przed schroniskiem dumnie wznosi się Sokolica - najwyższy Ostaniec Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Z przymróżeniem oka nazywamy ją tutejszym El Capitanem. Cóż... po wizycie w Yosemitach przez długi czas nic nie jest w stanie zaskoczyć człowieka... Mimo wspomnianego listopada na rozgrzanej w słońcu ścianie wspinają się dwa zespoły. Ktoś nawet bez koszulki. W głębi duszy myślę sobie - chwilo trwaj! Niech będzie tak ciepło przez cały okrągły rok!

Pogoda zmienia się w sobotę. Gęsta mgła zasnuwa doszczętnie wszystko. Ma to swoje plusy, bo można sobie wmówić, że gdzieś tam za nieprzeniknioną bielą jest... cokolwiek! Czego tylko chcemy. Poranne zbieranie z 4 małych dzieci do szybkich nie należy. Startujemy zatem na szlak koło południa i kierujemy się do Ojcowskiego Parku Narodowego. Mimo założonej wcześniej trasy kapitulujemy dość szybko, bo oto okazuje się, że terenowy szlak, którym planowaliśmy jechać uprzednio spłynął w czasie powodzi, a teraz przy każdym deszczu jest to błota po pachy. Udajemy się zatem asfaltami do kontynuacji niebieskiego szlaku - Warowni Jurajskich - tuż za DK94.

I to jest strzał w dziesiątkę! Mgła w lesie bukowym wygląda obłędnie! W międzyczasie pogoda uległa polepszeniu. Mgła nie skrapla się już na kasku jak wcześniej. W wyborowych nastrojach docieramy do bram parku, gdzie widnieje wielki napis - zakaz ruchu dla rowerów. Nasz plan zjechania niebieskim szlakiem wprost do Bramy Krakowskiej spełza na niczym. Zostajemy pokierowani na czarny szlak rowerowy, który pięknym asfaltem - zamieniającym się na chwilę w bruk - prowadzi wprost do parku.

Nie wiadomo kiedy dzień nam się skrócił do 16:00 więc jedyne co mieliśmy okazję zwiedzić w parku, to jedna z pstrągarni. Wybór okazał się doskonały bo commandogroszki wcinały rybę, aż się uszy trzęsły.

Niedziela nie zaskoczyła nas zmianą pogody, jak to się w prognozach odgrażano. Mimo to, z lepszym już timingiem wybraliśmy się - tym razem na podbój Dolinek Podkrakowskich. Najpierw stromy podjazd z Będkowskiej przez Czarcie Wrota idealnym asfaltem do Będkowic, skąd już wprost do Doliny Kobylańskiej. Tutaj na naszą przyczepkę czekały z lekka hardcorowe warunki - kilkukrotne brodzenie w strumyku i błoto po pachy. W pewnym momencie te kilogramy błota przyczepione do opon niosły rower jak chciały. Na szczęście Thulacz jest wysoko zawieszony i najczystsi po tej przeprawie byli chłopcy! Dolina Kobylańska mam wrażenie, że nic się nie zmieniła od 15 lat kiedy wspinałam się tam ostatni raz. No może poza tym, że wapień jest już na pewno wyślizgany na maksa!

Z Kobylan kierujemy się do Bramy Bolechowickiej strzegącej wstępu do kolejnej doliny - Bolechowickiej. Już nie chcemy powtarzać błotnych przepraw dlatego zostajemy na czerwonym szlaku rowerowym. Chcemy przejechać jeszcze przez Dolinę Kluczowody ale zgodnie stwierdzamy, że czas zatoczyć pętlę i wrócić do Brandysówki.

W sumie przez 2 dni robimy 50 kilometrów. Nie jest to zbyt wiele, ale jak na terenowe przeprawy z 14-miesięcznymi bliźniakami to już całkiem nieźle.

Wyjazd z doliny Będkowskiej

Na szlaku Warowni Jurajskich
Na szlaku Warowni Jurajskich

Wjazd do Ojcowskiego Parku Narodowego czarnym rowerowym szlakiem

Ojcowski Park Narodowy

Olcia i Wojek oraz pogoda - cały dzień bez zmian

W zaczarowanym lesie

Jak widać - Brandysówka w Dolinie Będkowskiej

Czarcie Wrota

Piękna droga!

Złota polska jesień

Dolina Kobylańska

Tak, mamy takie góry...

Brama Bolechowicka

Czerwony szlak rowerowy w stronę Kluczowody
Track - Będkowska - Ojcowski PN

Track - Dolinki Podkrakowskie

2 komentarze :

  1. Bardzo fajne wycieczki i po mojej okolicy :) Dobrze, że nie zjeżdżaliście niebieskim od groty Łokietka. Tam schody na pół metra. Czarny (rozwidlenie) też ma schodki, ale na tyle przyzwoite, że ja co rusz próbuję nimi wjechać. Kluczwoda, jak sama nazwa wskazuje poprzecinana strumieniem chyba z dziesięć razy. No i na wstępie górka po lesie. Kiedyś było przejście/przejazd przez dno doliny. Jakieś 20 lat temu ktoś tam jednak dom zbudował. To została wam jeszcze druga strona. Mnikowska, Brzoskwini i oczywiście mekka boulderowców Zimny Dół. Polecam też od Dubia - Racławki. Piękna dolina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooooo super! Na pewno będziemy tu przyjeżdżać bo od nas to zaledwie 45 km, tyle co mamy na naszą jurę północną - którą odwiedzamy bardzo często!
      Co do niebieskiego szlaku to tak właśnie pamiętałam, że łatwy nie był jak ostatni raz jakieś 15 lat temu go robiliśmy ;) Teraz w ogóle postawili tam zakaz wjazdu dla rowerów.

      Usuń