13 lipca 2014

Spina na wspinie czyli Lewi Wrześniacy na Zamarłej Turni

Dzień później znów stajemy pod ścianą. Tym razem jesteśmy tu dużo wcześniej i będziemy ścigać się z czasem, bowiem pogoda nie daje za wygraną - znów ma padać, znów mają nadciągać burze.

Dzisiejszy stan psychofizyczny nie jest najlepszy - noc spędziliśmy w Schronisku w Pięciu Stawach - i zdawać by się mogło, że powinniśmy być wyspani, wypoczęci, najedzeni - rzeczywistość okazuje się jednak zgoła odmienna. W Pięciu Stawach poznajemy sporo ludzi - jest to wyjątkowe schronisko, które mam wrażenie jakoś zbliża do siebie ludzi - wieczorem wszyscy zasiadają przy stołach w jadalni i rozmawiają popijając piwo. Nie inaczej było z nami :) Zawiązane jednak wieczorową porą przez Ricciego znajomości procentują rano, gdy głodni i bez kasy (a właściwie bez kasy dla zasady-jedzenia przecież mamy pod dostatkiem w równoległej dolinie, na taborze) dostajemy od jednych pasztet, od drugich chleb, od trzecich kanapki. Ricci za każdym razem wkracza dumny z siebie z darami w rękach. Ścisła reglamentacja jaką wprowadzamy na ten dzień procentuje faktem, że wspinam się ze szturm żarciem, litrem wody i nawet nie dotykamy tego w ścianie...

Ricci w zjeździe z Lewych Wrześniaków

Ale po kolei - dzisiejszym celem są Lewi Wrześniacy na Zamarłej Turni - w końcu konkret wspinanie :) Dziś idę na drugiego - prowadzi Ricci - i byłoby pewnie wszystko ok gdyby nie mokre miejscami chwyty po wczorajszej zlewie, mega ekspozycja z wizją pięknego lotu krajoznawczego w razie czego i... zlewa na ostatnim wyciągu. Droga ma cztery wyciągi - robimy ją podobnie jak poprzednie w zespole trzyosobowym. Moim zadaniem jest dziś czeszczenie drogi ze szpeju zostawionego przez Ricciego i ogarnięcie stanowiska tak by nie schłamić lin - czyt. moja ostatnia specjalność.

Zamarła Turnia w tle - przerażająca adekwatna nazwa do tego miejsca

na podejściu jest jeszcze sporo śniegu - ale nie tylko tutaj - wiele szlaków jest jeszcze zasypanych, z czego niektórzy turyści niestety nie zdają sobie sprawy

Skupienie podczas asekuracji

na stanowisku jest fajnie :) W oczekiwaniu z Kaziem na skalnej półce na roznoszące się echem "chooooodź"

no i trzeba opuścić bezpieczne stanowisko i iść...


i iść...

i dalej iść....

i ciągle w górę...

raz po raz spoglądając za siebie...

Na szczycie - jak zwykle powierzchniowo mega obszernym, tak że nogi można przewiesić przez grań na dwie doliny - ulewa, lina się plącze... dobrze, że nie wali piorunami.

w zjeździe oczywiście już słońce - suszymy się.

Sweet focia - bo jakby inaczej - Ricci - bohater dnia dzisiejszego

i Kaziu na zjeździe, podczas którego uczym się jak najszybciej i najsprawniej opuszczać ścianę.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz