Kurs taternicki jest nazwijmy to kolejnym etapem wtajemniczenia we wspinaczce. Najpierw zaczyna się jakąś przypadkową bądź nie - zajawką. Następnie są skały, następnie jakieś dalsze rejony wspinaczkowe, aż kiełkuje myśl - trzeba w końcu tą wiedzę usystematyzować i zrobić coś więcej niż kilkudziesięcio metrowe jurajskie skałki.
Na Mnichu tłoczno |
A czym w gruncie rzeczy jest kurs taternicki - jest lekcją pokory, zimnym kubłem na głowę, lekcją oczekiwania, wytrwałości, cierpliwości oraz - gdy w końcu uda się wyjść w góry z racji okna pogodowego - spełnieniem marzeń i najpiękniejszą nagrodą za to wyczekiwanie!
Na grani |
Ale po kolei - kurs taternicki przeznaczony jest dla osób, które miały już do czynienia ze wspinaniem, czyli są po kursach skałkowych, bądź speleo. Kurs przewiduje najmniej 9 akcji wspinaczkowych oraz 1 dzień przeznaczony na autoratownictwo. Kursy prowadzone są na Hali Gąsienicowej, w rejonie Morskiego Oka oraz w Dolinie Pięciu Stawów (jeżeli oczywiście mówimy o polskiej części Tatr) - czyli tam, gdzie Park wyraził na to przyzwolenie (dodatkowo w Tatrach można się jeszcze wspinać w Dolinie Lejowej i żlebie Jaroniec w Tatrach Zachodnich.
Na Zamarłej Turni - Lewi Wrześniacy |
Bazą szkolenia jest albo Betlejemka albo Szałasiska - czyli kultowe miejsca, gdzie nie ma ludzi przypadkowych, gdzie wieczorami lub podczas niepogody można posłuchać wielu ciekawych historii i zaczerpnąć bezcennej wiedzy od wyjadaczy bądź starszych kolegów. Pech chce, że w tym roku z powodu przeciągających się prac remontowych Betlejemka nadal jest zamknięta...
Kurs rozpoczynam z Riccim u znajomego instruktora, który działa również jaskiniowo, szkoli oraz zjadł zęby na ratownictwie górskim. Jednym zdaniem cieszymy się, że to właśnie on wziął nas pod swoje skrzydła. Kurs rozpoczynamy z początkiem lipca, a właściwie końcem czerwca i jest to poniekąd termin dość kontrowersyjny - bowiem to właśnie lipiec jest miesiącem z największą liczbą opadów w ciągu roku. Patrząc jednak na anomalia pogodowe ostatnimi czasy nie wiadomo, czy słusznym jest powołanie się na taką teorię przy wyborze terminu kursu.
Prawie jak blokersi |
Ze spraw logistycznych, które mogą przydać się komuś kto wybiera się na kurs - proponuję nie popełnić takiego błędu jaki zrobiłam ja - w ramach akcji odlekczanie zostawiłam swój ciepły śpiwór puchowy w domu na rzecz nie tak ciepłego syntetyka - rezultat - spałam w kurtce puchowej. Temperatury w nocy potrafią spaść na prawdę niewyobrażalnie - z resztą co tu dużo mówić - dwa razy w ciągu zaledwie 10 dni dopadł nas grad. Kaziu natomiast opowiadał - "z kroniki TOPR" - o wypadkach, gdzie w szczycie sezonu nastąpiło załamanie pogody - burza, śnieżyca i ze ścian ściągano skrajnie wyczerpanych łojantów... Stąd też pakując się na kurs niech nie zmyli nas pora roku :)
Ja nie wiem jak po takiej kiepskiej zimie może nadal leżeć tyle śniegu! |
Kolejna sprawa to jedzenie - warto zaopatrzyć się w szturm żarcie, dobre, bogate śniadania - natomiast jeśli chodzi o obiady i syte akcje górskie - odżałować sobie i wybrać się na przysłowiowego schabowego do schronu :) Pamiętać o tej zasadzie, gdy jest kilka dni niepogody (dupówy) i jak mantrę wmawiać sobie - dziś nie zasłużyłem na porządny obiad - nie było akcji, nie będzie obiadu w schronisku - lecimy na zupkach ;) Jest to dodatkowo niezły element motywacji.
Na stanowisku ciężka praca |
Buty... wspinaczkowe - ale nie te których używamy w skale, syczymy gdy je zakładamy, oddychamy z ulgą gdy je zdejmujemy. Nie dajmy się również zwieść przy kupnie nowych butów "znawcom" sklepowym wyznającym zasadę, że but musi być o pół numeru za mały - ot dla prezycyjnego wyczucia skały. Nic bardziej głupiego! But nie może być uniwersalny - na baldy, w skałki i w tatry - ten tatrzański musi bądź co bądź dawać nam choć namiastkę komfortu! Kilka godzin w ścianie, cienka skarpetka i... kolejne dni wspinu, gdzie nie możemy mieć skasowanych stóp. Na graniówki natomiast podobnież jak i łatwiejsze drogi w zupełności sprawdzą się podejściówki. Długo zastanawiałam się nad trekami, ale Kazio doradził by wziąć jednak jakieś lżejsze buty - i był to strzał w 10 - wspinanie z plecakim z ultralekkimi salomonami, a ciężkimi trekami robi różnicę :)
Chyba nie warto jest zbyt często patrzeć w dół |
Z rzeczy oczywistych, o których mało kto myśli jest wzięcie ze sobą woreczków śniadaniowych czy folii aluminiowej (co wyczytałam w jakiejś relacji z kursu). Ja do listy oczywistych oczywistości, które przez głowę mogą nie przejść dorzucę jeszcze preparat przeciwko komarom, muszkom i innym takim, które skutecznie zaatakowały nas pewnego dnia na taborze. Przyda się również jakiś długopis i kartki do rysowania szkiców dróg...
Lista jest jeszcze długaaaa lecz pokonanie trasy z tobołami do taboru skutecznie zweryfikuje nasz ferwor pakowania się!
Zima była kiepska, ale wiosną trochę dopadało i efekty wciąż jak widać się utrzymują... Bardzo fajny post, dużo ciekawych informacji. Przeczytałam z wielkim zaciekawieniem, mimo, że do wspinania się wciąż mi jeszcze jednak nie pod drodze. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńChyba przespałam tą wiosnę - albo już tak bardzo chciałam lata ;) Dziękuję za miłe słowa! Pozdrawiam! :)
UsuńJesteś już po kursie? Dużo dróg udało się zrobić? Zastanawiam się na ile pozwoliła pogoda :-)
OdpowiedzUsuńHej! Kurs miałam na początku lipca ale pogoda była absolutnie fatalna! Więc tak na prawdę zrobiliśmy cztery drogi... a na piątej dorwało nas załamanie pogody na 1 wyciągu! Także te brakujące akcje będziemy dorabiać z moim partnerem z kursu - a póki co korzystam z pogody i wspinam się tak czy siak ;)
OdpowiedzUsuń