25 maja 2018

Rakoń, Grześ i Wołowiec od słowackiej strony czyli Velka Belka w Zapadnych Tatrach

Po ostatnim babskim spędzie nazwanym na cześć słownika w moim telefonie Velką Belką tym razem imprezę przeniosłyśmy na Słowację! Wow! Międzynarodowy zasięg! Gospodarzem jest Jana, która mam wrażenie zęby zjadła na okolicznych szlakach i ad hoc w głowie kalkuluje czasy przejść, kombinacje szlaków i różnice poziomów.

My jak to my pojechałyśmy w ciemno. Na tyle w ciemno, że spakowałyśmy się na trekking z całym dobytkiem - ograniczonym oczywiście do minimum. Po czym okazało się, że chata w Zverovce  znajduje się na końcu drogi, gdzie podjeżdża się autem. Jana ugościła nas jak u siebie w domu! Nim padły pierwsze uściski i zaczęły się powitania na dzień dobry wjechały obłędne malinowo-czekoladowe babeczki i specialite de la maison - nalewka taty z  čučoriedky (jagód).

Ach cóż to za wspaniały wieczór był. Nieco bardziej kameralnie niż ostatnio ale za to "aż" trzy dni i ambitne plany na trekking!

Startujemy rano - po niezbędnych ceremoniałach - kawie, gorącej czekoladzie z suszonym robalem (omg!), prostowaniach i falowaniach włosów. Cel - nomen omen graniczne szczyty: Rakoń, Grześ i Wołowiec. Wszystko na luzie, spokojnie w myśl zasady - po pierwsze to się nagadać! Do przodu wyrywa tylko Natalka, która trenuje do zawodów biegowych, a którą nasze tempo by wykończyło. My ruszamy powoli Doliną Rohacką przed siebie. Aż po schronisko przy Tatliakovym Jazerze ciągnie się asfalt, gdzie dopuszczony jest ruch rowerowy. Super opcja zwłaszcza na zabranie przyczepki z commandogroszkami. Stamtąd szlak odbija na przełęcz Zabrat skąd tylko 40 minut granią dzieli nas od Rakonia.

W trekkingu po Tatrach Zachodnich odnajduję wielką radość. Po pierwsze dlatego, że minął prawie rok od kiedy nie byłam w Tatrach. Ostatnim razem ledwo dotoczyłam się do Popradzkiego Plesa, więc na wyższe partie mogłam sobie jedynie popatrzeć. Po drugie Tatry Zachodnie od słowackiej strony są zdecydowanie bardziej dostępne. Takie szczyty jak Wołowiec, Rakoń czy Grześ są nie lada wyprawą zaczynając wycieczkę na początku Doliny Chochołowskiej (nudnej jak flaki z olejem - ok raz w życiu trzeba ją przejść. Za drugim razem już złapaliśmy na stopa pług x lat temu). Ze strony słowackiej temat jest znacznie krótszy i przyjemniejszy.

Zdobywszy Rakoń gremialnie stwierdziłyśmy, że idziemy na Wołowiec. Kopulasty szczyt jest wart uwagi choćby z tego powodu, że łączą się tu trzy granie. W związku z tym roztaczające się praktycznie w każdym kierunku widoki są obłędne. Pogoda była dla nas również łaskawa. Ciągnące chmury raz po raz odsłaniały nam kolejne widoki, a burzowo-granatowe niebo plus słońce malowały niezwykłe barwy. Ach ile my zdjęć narobiłyśmy! Tego nie zrozumiały żaden facet - tak tylko można na babskiej wyprawie. Po chwili odpoczynku i odpaleniu bitej śmietany - miała być do gorącej czekolady ale nie dotrzymała - stwierdzamy, że kolejnym celem niechaj będzie Grześ. Więc z powrotem na Rakoń i heja dalej na Grzesia. Szlak cały czas prowadzi granią skąd roztaczają się cudowne widoki. Popołudniu meldujemy się na szczycie już w komplecie. Natalka obleciawszy wszystkie okoliczne szczyty przystała na nasze warunki marszowe. Na Grzesiu popas, komunikacja z krakowsko-warszawską ekipą dobijającą do nas i zejście Łataną Doliną do Zverovki. Ogółem 20 kilometrów bez 500 metrów, 1072 metry podejść i z jakieś 200 zdjęć per capita.

Niedziela jako, że rano wybitnie nam się nie spieszyło upłynęła nam na jeszcze wolniejszym trekkingu Rohacką Doliną w stronę wodospadów w dolinie Spalonej. Jako, że ta forma krajobrazu była nam nowa na tym wyjeździe oczywiście trzeba było zrobić sesję fotograficzną, łącznie z wchodzeniem niemalże w linię spadku wody.

Ach z jakim ciężkim sercem się wyjeżdżało. Niebieskie niebo i słońce, góry z resztkami śniegu w żlebach, wyborowe towarzystwo i to słodkie zmęczenie po górskich eskapadach. Jednak jak na organizatorki przystało znalazłyśmy conajmniej parę kolejnych godnych naszej uwagi miejsc. Więc Velka Belka vol. 3 cooming soon!


Wołowiec
Wołowiec


W stronę Rakonia

ido...

i ido...

i gadajo...

urokliwe Tatry Zachodnie

Przełęcz Zabrat

Podejście na Rakoń od słowackiej strony

Zwalisty szczyt Wołowca

Dzień dobry z Wołowca

Tego dnia chmury zrobiły robotę...

Velka Belka!

Wyżnia Spaleńska Siklawa

Ahoj!

Cmentarz symboliczny w Zverovce

Widok z Grzesia ku Tatrom Zachodnim


1 komentarz :

  1. Cześć
    My również w Maju wybraliśmy się na Wołowiec przez Grzesia i Rakoń od Doliny Chochołowskiej.I faktycznie na odcinku Siwa Polana -> Schronisko jest monotonnie. Ale jak już dojdziemy do PTTK to polecam szlak na Grzesia i potem przez Rakoń na Wołowiec tam widoki rekompensują wszystko. Nie polecam wejścia ani zejścia Wyżnią Chochołowską Doliną. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń