Mają wychodne, czyli próbują w jeden weekend nadrobić cały "stracony" sezon. I tak padło na Tatry Zachodnie, a dokładniej Rohacze – o których myślałam już od liceum ale nigdy jakoś nie było mi z nimi po drodze. Chcieliśmy wbić się na nie od słowackiej strony ale woleliśmy nie ryzykować wjazdu do naszych południowych sąsiadów w piątek, by na przykład w niedzielę dowiedzieć się że z powodu COVIDu nie możemy wrócić do kraju lub musimy odbyć obowiązkową kwarantannę. Postanowiliśmy tym samym wbić się na szlak od strony polskiej, a dokładnie od Doliny Chochołowskiej.
Na dwa dni przed wyjazdem planner
mapy.cz wskazał blisko 35 kilometrów marszu i ponad 20 godzin w drodze. Ale po konsultacji z innymi kozicami górskimi stwierdziliśmy, że przecież kto jak nie my i szlak ten pokonamy w szybszym tempie (haha).
Nasze ultracamino rozpoczęliśmy zielonym szlakiem z Chocho na Przełęcz Zawracie, skąd już dwoma skokami dotarliśmy na
Wołowiec.
Meldujemy się na nim koło 8:00 – idealnie bo nie ma jeszcze zbyt wielu ludzi. Wędrówkę umiliła nam Zośka, która stwierdziła że przed pracą przebiegnie się na Wołowiec. Tym samym mozolny spacer pod górę przeplatała ciekawostkami z Tatr, które przygotowując się na egzamin przewodnicki ma w jednym paluszku! Na Wołowcu zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie i dzida na dół do Jamnickiej Przełęczy. Przed nami maluje się piękna panorama dzisiejszej wędrówki – Ostry Rohacz, Płaczliwy Rohacz, Trzy Kopy, Hruba Kopa i Banówka. Po drodze czekają nas liczne odcinki z łańcuchami dlatego zależy nam, by przelecieć to w miarę szybko i uniknąć tym samym korków w trudniejszych miejscach.
Szlak ten często porównuje się do naszej Orlej Perci. Owszem, jest on miejscami dość powietrzny natomiast na osobach przyzwyczajonych do ekspozycji nie wywiera jakiegoś powalającego wrażenia. Łańcuchy okażą się nieocenione podczas trudnych warunków pogodowych, śliskiej czy nawet zalodzonej skały. Natomiast w suchy i pogodny dzień stokroć lepiej korzystać jest z naturalnych chwytów i stopni skalnych. W porównaniu jednak do naszych szlaków w Tatrach Zachodnich słowacki odcinek specjalny potrafi zaskoczyć! Pierwsze łańcuchy zaczynają się już na podejściu na Ostry Rohacz. Swoją drogą jego 200 metrowe ściany opadające na zachodnią stronę ku Dolinie Rohackiej robią imponujące wrażenie. Rohacz Płaczliwy jest zdecydowanie bardziej kopulasty i daje większy komfort psychiczny osobom, które nie są obyte z przestrzeniami. Można tu odpocząć i rzucić okiem na rozległą panoramę Tatr wszelakich – Zachodnich, Wysokich i Niżnych.
Wyczerpującą wędrówkę góra dół można zakończyć już na etapie Smutnej Przełęczy skąd niebieskim szlakiem zejdziemy wprost do Doliny Rohackiej. My jednak czując pulsujący pod skórą niedosyt i ciśniemy dalej. Bardzo miłe zaskoczenie – jakoby po Rohaczach już nic ciekawego miało się nie wydarzyć – stanowią Trzy Kopy. Obfitują w eksponowane przejścia i długie łańcuchy. Powoli zaczyna doskwierać nam słońce i brak wody. Ta mimo sporych zapasów niknie w oczach! Na dodatek morale nam trochę opadają kiedy wchodzimy na Hrubą Kopę, bo oto zapomnieliśmy, że po drodze musimy wejść jeszcze na Banikov (Banówkę). A jedynym mokrym prowiantem jaki mamy jest jogurt pitny. Dobre i to... byle do pierwszego źródełka!
Z wielką ulgą na przełęczy Banikowskiej wypijamy ostatnie zapasy i puszczamy się w dół po osypującym się kamieniami szlaku. Patrząc za siebie podziwiam upór ludzi, którzy gramolą się tu tak mozolnym podejściem. Wytyczona wcześniej pętla kieruje nas na Rohackie Stawy. Kolejne podejście... ale widoki wynagradzają wędrówkę. Po drodze udało nam się napełnić butelki aż po korek więc wstąpiły w nas nowe siły. Znów można robić zdjęcia i tracić energię "na rzeczy niepotrzebne".
Chcąc nie chcąc by przebić się przez flankę gór do Polski musimy zejść na dół do Tatliakovej Chaty. Tutaj wychodzą z nas "Janusze" turystyki – nie mamy przy sobie ani pół euro, a jedyne pieniądze to 20 złotych w papierku. Przy złodziejskim kursie 1 euro - 5 złotych udaje nam się kupić kofolę i radlera, którymi wznosimy toast za swoją głupotę. Z nową energią ruszamy zatem przez Zabrat na Rakoń.
Po drodze mijamy ostatnich ludzi i na grani jesteśmy praktycznie sami jak okiem sięgnąć. Mimo iż jest późne popołudnie nie spieszy nam się. Pogoda jest cudna więc planujemy jeszcze romantyczną kolację
Lyofoodową na szczycie Grzesia. Nieoczekiwanie dzielimy ją ze spotkanym wędrowcem w słusznym wieku lat 80. A spotkanie to będziemy pamiętać bardzo długo, bo kolejny raz życie nam pokazało, że na tym świecie bez względu na losy, wiek, miejsce zamieszkania – wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni. I tylko ktoś tam na górze ciągnie za sznurki i sprawia, że ludzie – nieraz w tak nieoczekiwanych okolicznościach jak ten – na siebie wpadają.
Całość – jakże miłej i męczącej wycieczki ostatecznie wyniosła 27 kilometrów i zajęła nam 14 godzin. Z przewyższenia natomiast wyszło, że z palcem w nosie tego dnia moglibyśmy zrobić Gerlach zaczynając od poziomu Bałtyku. Well done. Kawał dobrej i nikomu niepotrzebnej roboty!
|
Widok z Płaczliwego Rohacza na Ostry Rohacz i w dali kopułę Wołowca.
|
|
Poranne mgły w drodze na Wołowiec |
|
Obłędne poranne widoki z Wołowca |
|
Zapowiada się idealny warun – gdybyśmy mieli ze sobą sprzęt pewnie wbijalibyśmy się już w ścianę. |
|
Rohacz Ostry i Płaczliwy, a także Nogawica (Nohavica) z Jamnickiej Przełęczy. |
|
Jedno z wielu miejsc z lufą pod nogami |
|
Ostry Rohacz – chyba wiemy czemu zawdzięcza swoją nazwę
|
|
Na szlak który robimy zwykło się mówić Orla Perć Tatr Zachodnich. W sumie jest coś w tym. |
|
Na szczycie Rohacza
| W dole widać Rohackie Stawy - tamtędy będziemy wracać przez Tatliakową Chatę na Zabrat, Rakoń, Grzesia i w doliny
|
| Po zachodniej stronie grani rozpościera się imponująca skalna galeria. |
|
|
Płaczliwy Rohacz – jako głosi tabliczka na szczycie |
|
Krzyż z nart i kijków opasany liną na szczycie Hrubej Kopy. Tatry Zachodnie, a w szczególności dolina Żarska są mekką narciarstwa skiturowego.
|
|
Szlak obfituje w liczne łańcuchy, które przydadzą się zapewne podczas trudnych warunków kiedy skała jest mokra lub co gorsza oblodzona. W innym przypadku wygodniej używać naturalnych chwytów. |
|
Jedno z wielu eksponowanych miejsc
|
|
Wołowiec, Ostry i Płaczliwy Rohacz, Nogawica, Smutna Przełęcz i ścieżka na Trzy Kopy. |
|
W takich miejscach doskonale jest uczyć się topografii. Całe Tatry na wyciągnięcie ręki. |
|
Trzy Kopy oferują bardzo fajne widoki przestrzenne. Takie szlaki lubimy – lufa tu, lufa tam. |
|
Trzy Kopy |
|
Z widokiem na Banikov
|
|
Rohackie Stawy – urokliwe miejsce idealne na niezbyt forsowną wycieczkę |
|
Rohacze z zielonego szlaku w Dolinie Smutnej |
|
W drodze na jeden z pipantów na Długim Upłazie.
|
|
A słońce chyli się powoli ku zachodowi. W dole dolina Rohacka. |
|
Polana Zadniej Doliny Łatanej na tle naszego dzisiejszego wyczynu. |
|
Długi Upłaz w drodze na Grzesia |
|
Spektakl chmur i popołudniowego słońca nad Tatrami Zachodnimi. Widok z Grzesia. |
|
Zachód słońca na Przełączce pod Grzesiem
|
|
Oraz profil trasy również z map turystycznych.
|
|
Na koniec jeszcze przebieg naszej traski na mapach turystycznych.
|
Fajnie tam :) Byłem tam już jakiś czas temu, ale po tych zdjęciach stwierdzam, że muszć się tam wybrać jesienią ;)
OdpowiedzUsuńJesienią kolory Tatr Zachodnich zachwycają. Oj zdecydowanie – jeśli masz możliwość go for it!
Usuń