31 maja 2024

Carolafelsen #instapoint w Szwajcarii Saksońskiej

Carolafelsen to niewątpliwie jeden z TYCH instapointów. Na zasadzie – widzisz zdjęcie w necie i chcesz tam być! Szczerze przyznam, że grzebiąc w mnogości informacji znajdujących się w sieci na temat Szwajcarii Saksońskiej w końcu zawęziłam swoje poszukiwania do ikonografiki. Co mi się spodoba, tam znajdę drogę. Wiele zdjęć zrobionych było jak się później miało okazać na Carolafelsen. To też świetna miejscówka na zachód słońca – będzie na nim przełom Łaby, skały centralnego masywu Szwajcarii Saksońskiej (nazwa jest umowna, wymyślona na potrzebę chwili – aczkolwiek osobiście twierdzę, że przy Bad Schandau, na prawym brzegu Łaby znajdują się najpiękniejsze i najokazalsze formacje skalne), majaczące jak wyspy na oceanie wystające ponad pola i lasy kolejne skupiska skał. No widok z tego miejsca jest obłędny!


Carolafelsen

Carolafelsen to odkryte wierzchołki skał, które górują nad okolicą. Nieporośnięte drzewami dają przepiękny widok! Nam akurat udało się tu dotrzeć – może i na zachód słońca – w totalnej zlewie, ale mimo to miejsce miało swój urok. Tajemnicze mgły i zero ludzi, co niestety w pogodny dzień jest tu niemożliwe.

Na szybką rundę wybieramy się późnym wieczorem z Dorotką. To akurat jedno z tych wyjść bez dzieci, co by szybko sprawę załatwić! I faktycznie 8,5 km malowniczy szlak z 400 metrowym przewyższeniem pokonujemy w dwie godziny. Startujemy z doliny Kirnitzschtal. Można dostać się tu albo autem, albo zabytkowym tramwajem z Parku Zdrojowego Kurpark w Bad Schandau lub w końcu autobusem. W tym miejscu mała dygresja – sieć komunikacji publicznej jest tu bardzo dobrze rozwinięta i zachęca do pozostawienia auta w domu/pensjonacie i poruszanie się autobusami. Jeżdżą praktycznie wszędzie, w związku z tym nie trzeba planować pętli wycieczkowych, można na spokojnie przedostać się między dolinami i miejscowościami. Co więcej przy zameldowaniu z automatu otrzymuje się bilet komunikacyjny.


Wilde Holle

Na Carolafelsen postanawiamy wbić przez Wilde Holle. Z głównej ścieżki Malerweg (Droga Malarzy) odbija oznakowany szlak na Carolafelsen i Wilde Holle. Z wygodnej szerokiej drogi wchodzimy w stosunkowo wąską ścieżkę, by za chwilę znaleźć się w gardzieli wąwozu. A ta robi wrażenie! Otaczają Cię wkoło wysokie ściany, nad głową dach jakiejś przewieszonej skały. Na dodatek mroczno, wąsko. Pojawiają się też drabinki, łańcuchy i parę chwytów, bo na bardzo krótkim odcinku musimy pokonać niezłą różnicę wzniesień. Trudno nie jest o czym może świadczyć, że przed nami jest para z pieskiem na smyczy. Tak – w Parku Narodowym Sachsische Schweiz widzieliśmy sporo piesków, szkoda że u nas niektóre parki nie są tak liberalne.


Wyjście na punkt widokowy – Carolafelsen


Odbijamy na szlak na tarasy widokowe Carolafelsen już w zupełnym deszczu. W takich momentach trzeba uważać na sztuczne ułatwienia, bo o ile piaskowiec daje świetne trzymanie o tyle drewniane stopnie, mostki mogą być okrutnie śliskie. Na szczycie żywego ducha… tylko widoki i deszcz. Ale nie jest on w stanie popsuć naszych odczuć – jest pięknie! Tym piękniej może, że podnoszące się mgły potęgują trójwymiarowość krajobrazu. Tu musi być obłędnie o każdej porze roku i dnia. Skaczemy jak kozice patrząc oczywiście pod nogi, żeby nie wpaść do jakiejś szczeliny. Po obfotografowaniu okolicy, z przelewającą się wodą w butach (a buty z membraną w domu osnuwane są kolejną pajęczyną) lecimy dalej w stronę Obere Affensteinpromenade. Po chwili włączamy się też w Malerweg. I tu znów stopklatka. Szlak malarzy to pętla 116 km opasująca całą Szwajcarię Saksońską po obu stronach Łaby. Nitka biegnie po najbardziej malowniczych zakątkach, absolutnych must have. Ten 116 kilometrowy szlak to też gotowy przepis na spędzenie wędrownego urlopu, z którego coś w kościach czuję skorzystamy prędzej czy później.






Podczas gdy wydawało nam się, że główną atrakcję mamy już za sobą szlak zejściowy okazał się oszałamiający! Brama skalna Kleines Prebischtor, Kleine Domstiege z obłędnymi widokami i szlakiem przyklejonym niemalże do skały, turnie i turniczki, wielkie ścianiska. Gdyby nie deszcz wpadający nam do oczu za każdym razem kiedy nosiłyśmy głowy zapewne zejście zajęłoby nam dużo dłużej! Kiedy doczłapujemy się do opuszczonej wcześniej wygodnej, szerokiej strady lecimy już na dół przed zapadającym zmrokiem. To był fantastyczny turbo spacer!


Nasza trasa.







1 komentarz :

  1. Super wyprawa i fajna klimatyczna tonacja :) Pozdrawiam i życzę kolejnych udanych wycieczek, nawet w deszczu :)

    OdpowiedzUsuń