Stoimy nad blisko 1000 metrową
przepaścią i zastanawiamy się ilu samobójców przyciągnęło to miejsce a ilu
kolejnych runęło z impetem w dół na skutek choćby zawrotu głowy… Kjerag bo o
nim mowa jest mekką BASE jumpingu. Pierwszy skok oddano tu w 1994 roku i od
tamtej pory skakało z niego blisko 41 tysięcy śmiałków. Nie wszystkim udało się
wyjść z tej przygody bez szwanku. Tylko do roku 2005 zanotowano co najmniej 76
wypadków, a 9 skoczków pogoń za adrenaliną przypłaciło życiem. Danych o zwykłych
śmiertelnikach, jak my robiących sobie zdjęcie na Kjeragbolten niestety nie
udało mi się pozyskać.
|
Takie wanty zawsze budzą jedno pytanie - jak długo jeszcze powiszą? |
Kjeragbolten do charakterystyczny
krągły głaz zblokowany między skałami nad blisko kilometrową przepaścią. Gdzie
sięgnąć wzrokiem wszędzie skaliste góry, a właściwie skaliste pagóry, w dole
natomiast Lysefjord odbijający blask słońca i błękit chmur – lazurowa,
krystalicznie czysta woda wśród wysokich skalnych murów. To jest widok który
zostaje w pamięci na długi, długi czas.
|
Kjerag w całej swojej krasie |
Gdy rano wpływamy do Lysefjordu
naszym oczom ukazuje się spektakl zapierających dech w piersiach widoków,
przepływamy pod imponującym mostem, mijamy po lewej stronie Preikestolen –
kolejne kultowe turystyczne miejsce. Preikestolen (Pulpit Rock) to „taras” o
wielkości 25m x 25m z najpiękniejszym widokiem na świecie. Przewieszona na 600
m nad wodą skała ściąga mnóstwo turystów – nic dziwnego – widok zapiera dech w
piersiach! Następnie mijamy wodospady, których bryzę czuć aż na środku fiordu –
spadając z kilkuset metrów gdzieś w połowie znikają, ich rozproszone krople
gnane są przez podmuchy wiatru pod postacią lekkiej mgiełki. W końcu po 6
godzinach dopływamy do Lysebotn, skąd rozpoczniemy naszą wędrówkę na Kjerag.
|
Know how czyli przewyższenia trasy |
|
Know how czyli mapa trasy |
|
I w reszcie know how "bójcie się" czyli opis trasy. |
Z Lysebotn można dojechać
autobusem aż do punktu, gdzie zaczyna się szlak, czyli restauracji nomen omen Kjerag.
Stąd straszą potencjalnych piechurów łańcuchy – ale spokojnie tylko straszą.
Moim zdaniem szlak nie jest wymagający, a spacer na górę zajmuje przewodnikowo
2,5 godziny. My zrobiliśmy go w podobnym czasie po drodze robiąc zdjęcia,
filmy, wygłupiając się, nawiązując kontakt z jachtem, siedząc, skakając i
ogólnie wachlując się. Różnica wysokości między początkiem szlaku a szczytem
wynosi 570 m. Jest pewne ale... gdy jest mgła można nieźle się zakręcić... gdy spadnie deszcz kamole mogą być śliskie i wtedy łańcuchy będą jak znalazł, a gdy wszystko zetnie mróz to lepiej w ogóle tam nie wychodzić bez przygotowania. Kolejnym ale jest lęk przestrzeni czy wysokości. W pewnym momencie ścieżka biegnie równolegle do przepaści - oczywiście w mega bezpiecznej od niej odległości - jednak osobom o słabych nerwach może w głowie kilkukrotnie się zawrócić. Zapasy wody można kilkukrotnie uzupełniać po drodze, warto jednak pamiętać, by nie czerpań never ever wody z wód stojących! I kolejna rzecz - biwakowanie dozwolone (oczywiście takie bezszkodowe, nienachalne, ze smakiem - poszanowaniem dla natury).
|
klasyczne oznaczenie szlaku - za pomocą kopczyka lub litery T |
|
sporadycznie drogę wyznacza drogowskaz |
Gwoździem programu jest wspomniany już Kieragbolten czyli kultowa skała pojawiająca się chyba w każdym folderze turystycznym dotyczącym Norwegii. Oczywiście obowiązkowo każdy musi przełamać strach, przetrawersować wąską ścieżką do przepaści nad którą wepchnięty i zblokowany (chyba solidnie) jest kamień, wykonać głęboki wdech i długi krok, by znaleźć się na jego czubku. Zdjęcie, powrót i znów można oddychać pełną piersią. Mnie osobiście urzekło bardziej miejsce znajdujące się ciut wcześniej – ogromne pionowe urwisko – gdzie wystawiwszy głowę można było zobaczyć podstawę ściany.
Emocji jest sporo – są piski, wrzaski, ekscytacja i te świdrujące oczy i uśmiech od ucha do ucha. Biegamy mam wrażenie jak gromada dzieciaków wypuszczonych do ogrodu z przedszkola :)
|
czuć przestrzeń! |
|
nieśmiało wychylamy głowy za krawędź - i choć się wspinam - widok mrozi mi krew w żyłach |
|
podobnie ten widok mrozi moją krew... |
|
a to z dedykacją dla Ricciego, który ma już plan na rozwój kanioningu w Skandynawii :) |
Gdy już wszystkie zdjęcia zostały
zrobione, wszelkie ujęcia wykorzystane z Wojtkiem wskakujemy w biegowe ciuszki
i rozpoczynamy trening. Nasza trasa wiedzie stąd aż po samo Lysebotn, czyli
jakieś 14 km. W tych okolicznościach przyrody - czysta przyjemność! Moglibyśmy
oczywiście iść na łatwiznę – BASE zajmuje zaledwie 15 sekund w dół, 15 sekund swobodnego
lotu – no ale… może kiedyś. Że tak powiem – tego jeszcze nie grali. Póki co
zostańmy przy bieganiu…
|
Pustka... |
|
i radość z biegania :) |
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz