Poniedziałki... wszystko zaczęło się od celebracji narodzin Luany, córeczki naszej brazylijki Bianki. Później ktoś powiedział, że najlepsze fiesty są w poniedziałek, bo pustoszeje całe miasto i pozostają tylko stali bywalcy a w kóncu ktoś (ja) wpadł na pomysł, że poniedziałki trzeba specjalnie celebrować zapraszając wszystkich znajomych na obiad w naszym cudnym patio. I tak się zaczęło... sporo już było tych poniedziałkowych obiadów, każdy inny, zawsze ktoś nowy się nawinie. Kiedy mamy za dużo nagotowanych pyszności wyruszamy na 5 minutowy kurs po mieście mijając zaprzyjaźnione miejsca - blanco i tomatito, gdzie zawsze znajdzie się ktoś głodny i chętny podzielić z nami trochę swego wolnego czasu. Nie trzeba oczywiście wspominać, że każdy żyje tu swoim czasem... wszyscy zaproszeni na 22, zaczynamy gotować o 23 a goście przybywaja koło 24 :) Nie ma wystarczającej ilości krzeseł, talerzy, zawsze brakuje krzeseł, sztućców, czasem zabraknie piwa lub rumu do mojitos wtedy kolejny kurs do Nonna z Tomatito i już mamy wszystko. Poniedziałkowe obiadki cieszą się coraz większą popularnością i zostały wpisane w tygodniowy harmonogram najbliższych znajomych :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz