rest przed otworem
Na akcję wyruszamy wcześnie rano. Chcemy uciec przed duchotą dnia, koszmarnymi upałami i podejściem przez Kobylarz w pełnym słońcu. Dzielimy się na ekipę szturmową, której celem jest zejście do dna jaskini, oraz na nazwijmy to "lajtową" która dociera do suchego biwaku i pomaga deporęczować metry lin zostawionych w jaskini. Zeszłotygodniowa akcja mimo chęci nie powiodła się, ale udało nam się zostawić w depozycie liny na dalsze poręczowanie Nad Kotlin. Stąd też w tym tygodniu ruszamy z pełnym sprężem i ambitnymi planami.
|
wskakujemy w kombajny |
Na grań docieramy po niespełna 3 godzinach marszu, uzupełniamy zapasy wody w Źródle Ratuszowym i docieramy do ekipy, która już wskakuje w kombinezony i szykuje się do zejścia. Pogoda i widoczność są doskonałe. Jak nigdy tutaj nie wieje wiatr, jest spokojnie, a słońce tak grzeje, że właściwie ciężko wyobrazić sobie, że trzeba wskoczyć w polarowe wnętrze, zewnętrzny kombinezon, cały niezbędny szpej i wleźć do jaskini, gdzie zimno, mokro i ciemno.
12 osób jest już przede mną w jaskinii, jadę jako przedostatnia gdy nagle z dołu dobiega mnie informacja mrożąca krew w żyłach - abyśmy zostali na linach bo nasz znajomy miał wypadek i nie wiadomo, czy nie trzeba będzie uciekać szybko do góry by powiadomić TOPR. Od tej chwili każda minuta dłuży się i wydaje się jakby była wiecznością. Z dołu cisza, żadnych informacji a my zawieszeni na 80 metrowej studni patrzymy to w dół w jej bezkres, to w górę . W końcu nie mając żadnych informacji zjeżdżamy na dół. Jak zza światów słychać głosy - znak, że nie idą dalej i coś się dzieje. Dzielimy się zatem - idę sprawdzić co dokładnie się zdarzyło i czy faktycznie potrzebujemy wzywać ratowników - na miejscu zostaje dwójka znajomych, by w razie czego wywspinać szybko do góry studnię zjazdową i zawiadomić ratowników.
Niestety po pokonaniu kolejnej studni i dojściu do kolegi dowiaduję się, że nasz znajomy spadł z 6-7 metrowego prożka, jest przytomny ale nie może wstać. Zostają z nim Aga, Krzysiu i Falcon, którzy przez cały czas do chwili dotarcia TOPRowców ogrzewają Darka, rozmawiają z nim, sprawdzają czy nie doszło do większych obrażeń. W międzyczasie Madzia z Jamalem informują resztę ekipy o wypadku i dalsza akcja jaskiniowa zostaje zaprzestana.
wyciąganie noszy z otworu |
O 13:40 Arek jest już przy otworze i wzywa TOPR. To było najszybsze wyjście, niemalże sprint. Na powierzchni uprzątneliśmy miejsce przy otworze, zrzuciliśmy kombinezony, odnaleźliśmy plecak Darka pozostając w kontakcie z ratownikami. Już po niespełna godzinie zbliża się do nas śmigłowiec. Przyjmujemy go umówionymi znakami - choć i tak pewnie nasze kolorowe ubrania odróżniają się idealnie poza szlakiem pośród hal. Dźwięk śmigła w Tatrach nieodmiennie powoduje gęsią skórkę i dreszcz na plecach. Niestety tym razem lecą do nas...
nasz kolega otoczony jest fachową opieką TOPRowców |
Podsumowując akcję brało w niej udział 23 ratowników, z czego większość odwaliła kawał dobrej, na prawdę dobrej roboty zakładając pod ziemią systemy do wyciągnięcia noszy z poszkodowanym kolegą. Trzeba dodać, że warunki w jaskiniach nie należą do najkorzystniejszych. Pozostając w bezruchu człowiek szybko się wychładza. Stąd też zanim zaczęto transport zapewniono im wszystko co niezbędne i co daje jakiekolwiek ciepło. Począwszy od ogrzewaczy, namiotu, skończywszy na podaniu ciepłego napoju. Po niespełna czterech godzinach z jaskini wyłania się znajoma twarz - obolała ale uśmiechnięta. Rozmawiamy z Darkiem - widać że jest w szoku, zdezorientowany ale świadomy tego, co się stało. TOPRowcy jak mrówki uwijają się z wyciąganiem całego sprzętu z jakini, ale zanim to zrobią kolejny raz podlatuje do nas śmigłowiec, gdzie na wyciągarce na pokład wciągane są nosze z ratownikiem. Darek trafia do szpitala w Zakopanem, gdzie jeszcze tego dnia w nocy jedziemy go odwiedzić.
desant ratowników ze śmigłowca |
Tak zwane szczęście w nieszczęściu, że nic Darkowi się nie stało. Fatalnie pomylił zejścia - i zamiast wbić się w zaporęczowany trawers prowadzący do zjazdu poszedł narzucającą się drogą na wprost, gdzie niestety prawdopodobnie próbując schodzić poślizgnął się i poleciał. Na pewno każdemu z nas, jakkolwiek nie próbowaliśmy odreagować tej akcji głupimi żartami czy śmiechem, ten wypadek dał wiele do myślenia. Mieliśmy okazję porozmawiać również z TOPRowcami na temat ich akcji ratunkowych - co tu dużo mówić - raporty na ich stronie sugerują, że akcje ratunkowe w jaskiniach są bardzo sporadyczne, należą jednak do jednych z cięższych ze względu na wielogodzinne, wyczerpujące, długie akcje w skrajnych acz stabilnych warunkach.
w akcji brało udział 23 ratowników |
W tym miejscu jeszcze raz chciałam napisać, że akcja została przeprowadzona błyskawicznie, z pełnym poświęceniem i profesjonalizmem za co serdecznie, serdecznie dziękujemy i mamy nadzieję, że mimo wszystko w podobnych okolicznościach już nie będziemy musieli się spotykać.
A jeśli jest jeszcze ktoś, kto czytając tego posta zastanawia się czy zna numer do TOPR proponuję od razu zapisać - 601 100 300 bądź 985.
przerażający dźwięk odbijający się echem od skał |
Wpis czytałam z gęsią skórką na rękach. :)
OdpowiedzUsuńI plus za nowy image bloga! Tylko jeszcze czcionkę po prawej stronie trzeba zmienić i w ogóle będzie cacy. :)
Zmieniona! Dzięki!
UsuńPozdrawiam!
Współczuje doświadczeń. Całe szczęście, że wszystko z kolegą dobrze. Mam zapisany numer TOPR w telefonie i w rozliczeniu już kilkakrotnie wspierałem ratowników 1%, do czego namawiam innych. Co prawda bardzo amatorsko, ale też lubię góry i różne dziury w ziemi.
OdpowiedzUsuńO tym właśnie miałam napisać... o przemyśleniach związanych z TOPR:
OdpowiedzUsuń1) akcja ratunkowa, podobnie jak w Tatrach Słowackich powinna być płatna, a turyści ubezpieczeni wychodząc w góry. Na Słowacji to działa!
2) Jeśli są one bezpłatne warto, na prawdę warto wspierać TOPR, czy GOPR - to niesamowici ludzie, doświadczeni, narażający swoje życie niosąc pomoc innym. Słynna akcja "śmigło dla Tatr" - dzięki helikopterowi mogli szybko do nas (i do wielu innych poszkodowanych) dotrzeć. Gdyby nie śmigło akcja spokojnie wydłużyłaby się o jakieś 4 godziny!
Mnie tam całkiem podoba. Ta cave rzuciła mnie WYZWANIE.
OdpowiedzUsuńTo się nie liczy! W Twoich żyłach płynie speleokrew!
OdpowiedzUsuńDobrze, że koniec końców skończyło się na strachu, ale nic poważnego się koledze nie stało. Tak to już bywa w górach, każdemu może przytrafić się coś podobnego, czy to na szlaku, czy w jaskini. Numer TOPR wyrecytowałabym z pamięci nawet jakby mnie ktoś w środku nocy obudził i o to zapytał, nie czekając aż do końca oprzytomnieję :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Najważniejsze, że Darkowi nic się nie stało.
OdpowiedzUsuńOby następne wypady były bardziej udane!
Wielki szacun dla TOPR-owców za to co robią!
pozdrawiam!
To nie tylko numer TOPR to numer ratunkowy dla wszystkich polskich gór - a oprócz TOPR-u na pozostałym terenie działa GOPR - numer automatycznie przekierowywany jest do właściwej centrali pogotowia górskiego.
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej wypadki w dziurach sie zdarzają..a kolega miał szczęście że spadł "tylko" z 6 metrowego prożka i to nie daleko od zlotówki... aż strach myślec co by było gdyby to się stało na denku....
po wszystkim spekulowaliśmy, że jemu po prostu nie chciało się schodzić z Kobylarza!
OdpowiedzUsuńNatomiast fakt faktem, miał sporo szczęścia!