3 stycznia 2011
to be on time
Tak to jakoś jest, że choć Sylwester to noc jak każda inna - bo ani krótsza, ani dłuższa to i tak wszyscy dostają małpiego rozumu, skaczą, płaczą, cieszą się, całują i ściskają, dzwonią i piszą - oooo brawo, brawo. Słusznie ujął całokształt zajść Panicz - "nie ma sensu sztucznie przedłużać tej nocy, tylko dlatego, że jest sylwestrowa - idę spać". I miał w tym pełną rację - po całym dniu jazdy, pobycie na świeżym powietrzu każdy był strasznie już zmęczony kiedy nadeszła upragniona 12 w nocy i zmiana kodu z 2010 na 2011. Jeszcze w ostatni dzień roku, wieczorem udało mi się odwiedzić wujostwo, które mieszka na Kosarzyskach zaledwie kilka domów wyżej. Ugoszczono nas cudownie, świątecznym bigosem, pysznymi ciastami i mnogością wyrabianych w domowym zaciszu alkoholi. No cóż... musze przyznać, że na naszą imprezę wparowaliśmy na kilkanaście minut przed północą trochę już oszołomieni wujowymi procentami :)
Hmmm Nowy Rok - przez chwile, gdzieś w tam ciszy gór naszły mnie jakieś przemyślenia - tyle się wydarzyło w przeciągu ostatniego roku, tyle miejsc, tylu ludzi...trochę tu, trochę tam - w Anglii, Włoszech, Hiszpanii, Portugalii, na Węgrzech, w Polsce... Każdy szuka gdzieś swojego miejsca. Co będzie w tym roku - hmmm to chyba ciężko przewidzieć - życie zaskakuje na każdym kroku. Zarówno Wam jak i sobie życzę zrealizowania planów i sięgnięcia po najśmielsze marzenia - nie bójcie się ich realizować. Na koniec gwoli pompatyzmu niniejszego posta pozwolę sobie przytoczyć cytat P. Coelho : "Gdybyśmy czekali na odpowiedni moment zapewne nigdy nie ruszylibyśmy z miejsca" niech zatem ta myśl przyświeca nam w Nowym Roku. Ole! ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz