25 stycznia 2011

Droga Pienińska - idealne miejsce na biegówki


Pieniński Park Narodowy -  Przełom Dunajca. Jeden z piękniejszych górskich parków narodowych w Polsce. Powstał juz w 1932 roku w celu ochrony wapiennych pasm Pienin z ich unikatową fauna i florą oraz przepiękny Przełom Dunajca. Przełom ten rok rocznie pokonywany jest przez wielu turystów na łodziach flisackich. Czyli nic innego jak małe czółna połączone ze sobą i sterowane przez dwóch flisaków co rusz opowiadających ciekawostki i żarciki. Taki fun dla turystów. Teraz jednak zima, łodzie i tak nie pływają więc zapuszczamy się w park drogą, która biegnie ze Szczawnicy do Czerwonego Klasztoru na Słowacji na... biegówkach.


Ale słów kilka o samej drodze. Mianowicie wije się ona wzdłuż Dunajca. Idea jej budowy powstała już lata temu, jednakże drogę w pełni przygotowaną dla turystów pieszych jak i tych poruszających się na rowerach otwarto dopiero w 2007 roku. Tym samym można pokonać cudowny, malowniczy szlak około 10 km spokojnym, spacerowym tempem. Mijamy po drodze olbrzymie wapienne skały, cudowne wodospady, szczyty na których czubkach ku nam zerkają małe karłowate sosny i cały czas podążamy z biegiem, a właściwie pod prąd Dunajca raz płynącego spokojnie innym znów razem wartkim nurtem.


Dzień w którym uderzamy na Słowację właśnie wzdłuż Dunajca jest ciepłym, słonecznym dniem stycznia. W sumie stosunkowo mało śniegu. Jakoś ostatnio nie napadało go wiele, choć nocą niskie temperatury trzymają. Pierwszy raz kiedy tu byliśmy, w sumie dwa dni wcześniej, miałam wrażenie jakby lepiej to trochę wyglądało no ale cóż nie ma to tamto! Ruszamy przed siebie, 11,5 km do pokonania ze Szczawnicy do Czerwonego Klasztoru! Plus jeszcze droga z powrotem. Szybko dobiegamy do miejsca, które ostatnim razem było naszą destynacją - Leśnica, gdzie jedliśmy pyszny ser pieczony i opijaliśmy się słowackim piwem :)


Droga w jedną stronę zajmuje nam koło 2 godzin. Niestety momentami musimy zdjąć biegówki, bo na drodze mnóstwo kamieni. Oczywiście co rusz stajemy, zadzieramy głowy, robimy zdjęcia, komentujemy. Drga powrotna mija znaczeni szybciej. Po pierwsze bo drogi powrotne zawsze mijają szybciej, po drugie jest już chłodniej i zaczyna nam doskwierać zimno, po trzecie jesteśmy głodni bo w Czerwonym Klasztorze oprócz Klasztoru nie było NIC! Po ostatnie zaś bowiem jesteśmy coraz bardziej zmęczeni i włącza się tryb - wzrok wbity na metr przed nartę i machine, machine :) Mijamy jeszcze dwójkę podobnych nam świrów. Ci jednak w odróżnieniu od nas wyglądają full profesional. Udo jednego ma chyba taką miarę jaką ja mam w pasie. Pozdrawiają nas ochoczym "Ahoj" i biegną w swoją stronę.


Do przystani w Szczawnicy docieramy lekko zmęczeni. 23 km na biegówkach zimą robią swoje. Dziwne uczucie jak na mrozie człowiek się poci. Hmmm uderzamy na obiad do pierwszej lepszej knajpy i po ciepłym piwie z sokiem w oczekiwaniu na obiad zaliczamy zjazd. Nie ma to jak odwalić kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty. Przemyślenia z dnia dzisiejszego - cały tydzień na nartach nie zmęczy tak jak kilkanaście kilometrów na biegówkach w solidnym biegowym tempie. Zatem przygotowania do półmaratonu dąbrowskiego uznaję oficjalnie za otwarte!

1 komentarz :

  1. Bardzo ładne miejsce i piękne zdjęcia. Ostatnio tam byłem i polecam odwiedzić każdemu. Podrzucam też drugą stronę, która może pomóc innym podróżnikom.

    OdpowiedzUsuń