2 stycznia 2011

Wierchomla - snowboardin'


Nie ma to tamto - pierwsze wyjście w tym sezonie na deske! Znalezienie jej w garażu wiązało się z przekopaniem go - bo o zgrozo mało brakowało a w góry pojechała bym ze swoją deską do kitesurfingu, która spakowana była w pokrowiec wraz z butami snowboardowymi. Choć w okolicy są inne mniejsze stoki my decydujemy się uderzyć na Wierchomlę.  12 km od Piwnicznej ale jakie waruny! Wspaniale przygotowane stoki, sztucznie dośnieżane, wspaniałe widoki i możliwość zjazdu do Muszyny z drugiej strony góry. Normalnie jak w Alpejskim kurorcie. Sporo wyciągów, w tym dwa krzesełkowe, które szczególnie ukochali sobie nasi snowboarderzy mniej lub bardziej zaawansowani. Panicz okrzyknął orczyk wytworem szatana i rzucając nań focha, wypiął się z wiązań i stok w górę postanowił pokonać pieszo przeklinając się, że następne dni spędzi na kanapie, biernie wyjeżdżając pod górę. I w sumie ma racje, bo dla snowboardzistów orczyki to nic ciekawego, zwłaszcza te w Polsce, wlokące się powoli, w nieskończoność po muldach, nie równych podjazdach bądź nie daj boże takich, gdzie trzeba jeszcze krawędziować by nie wylecieć z trasy.


Jeździmy całą ekipą, dlatego wcześniej czy później spotykamy się na stokach. Jednak naszym ulubionym miejscem już wkrótce staje się drewniana chatka po środku stoku z żywym ogniem, pysznym winem grzanym bądź herbatą. To tu przyklejeni do ścian komina rozmarzamy po 8 godzinach jazdy. Cudownie! Warunki bajeczne, stosunkowo mało osób, po godzinie 15 zdaje się, że wszyscy uciekają na obiad więc na dobrą sprawę kolejek nie ma. Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdyby nie gry i zabawy w śniegu - a jak :)

W tym miejscu wspomnę o Elvisie, który jako osoba nigdy nie kosztująca sportów zimowych, w tych dniach stawia swoje pierwsze kroki z deską i o dziwo idzie mu całkiem nieźle. To co mi imponuje najbardziej to prędkość z jaką (jak na osobę początkującą) przemierza stoki. I jako "guru" snowboardu wysuwam dość śmiałe wnioski - jak nie zredukuje prędkości nie nauczy się kantować na palce. Naukę wziął sobie chyba do serca, przynajmniej na chwil kilka, do czasu zaliczenia kilku mocnych gleb po czym stwierdził, że jeździć będzie po swojemu. Znam ja dobrze jak ciężkie są początki - zbity tyłek, kość ogonowa, nadszarpnięte nadgarstki - a niech robi co chce! Prędzej czy później i tak sam na to wpadnie!
Zatem suma sumarum -  polecam Wierchomle!

2 komentarze :

  1. hasło z wynalazkiem szatana jest moje :P

    OdpowiedzUsuń
  2. haha :) jakbym czytala o sobie z sezonu sprzed 2 lat :) deska pierwszy raz na nogach, stoje, nastepnie ucze sie hamowania na tylną krawedz i jazda! ucz sie! nabieralam takiej predkosci ze wiatr we wlosach! nikt nie mogl uwierzyc, ze deske zalozylam pierwszy raz na nogi zaledwie godzine wczesniej. i od tamtej pory UWIELBIAM. od poniedzialu bialka tatrzanska w formie tygodnia miodowego z moim mezem :D relaks, deski i sesja slubna na stoku :) nie moge sie doczekac :)

    OdpowiedzUsuń