4 stycznia 2011

backcountry in da mountain

Piękna zima, śniegu mnóstwo - czas zatem wyruszyć w góry by się trochę zmęczyć. Od kiedy mamy śladówki łażenie samo w sobie po górach traci trochę sens. Bo na co się zapadać po kolana, pas w śniegu skoro można sunąć na nartkach a z gór zjeżdżać dużo, dużo szybciej niż schodząc. Jedyny warunek sprawnego poruszania się po górskich szlakach to foki i jako-takie zdolności narciarskie - my niestety ani jednego, ani drugiego nie posiadamy :/ Zatem sfrustrowani naszą wyprawę rozpoczynamy od napicia się piwa "na odwagę" w schronisku na Obidzy.


 Później już wzdłuż granicy wpinamy się w narty. Szlak wiedzie przepiękną polana ciągnącą się na grani a rozdzielającą nasz kraj od naszych południowych sąsiadów Słowaków. Podążając dalej czerwonym szlakiem można dotrzeć do Szczawnicy. Bardzo miła i piękna dzienna wędrówka, a aby ją urozmaicić (bo przecież chodzenie jest nudne) można wsiąść na rower lub pokwapić się o narty śladowe, tak jak my to zrobiliśmy. W pewnym momencie odbijamy na Wielki Rogacz i tam już testujemy tutejsze szlaki narciarskie.


Wniosek - na ogół pokrywają się ze szlakami pieszymi - co na przykład zdecydowanie wzmaga poślizg i przyspieszenie, zwłaszcza na stromiznach ale... co jest zmorą - i to nie tylko nas narciarzy, ale i turystów pieszych - quady i skutery śnieżne... O ile te drugie oprócz produkowania spalin i straszliwego hałasu nie niszczą tak szlaków i zalegającego na nim śniegu, tak quady, a zwłaszcza nieumiejętnie poruszający się na nich nowicjusze boksują tak kołami, że mimo kilkunasto/kilkudziesięcio centymetrowej pokrywy śnieżnej tu i ówdzie leżą kamienie, ziemia od boksujących w miejscu kół. Także co jak co ale quadom w miejscach takich jak to mówimy zdecydowane nie. I nie to, że jestem przeciwko tej formie aktywności, wręcz przeciwnie. Wydaje mi się tylko, że popularność tych maszyn zdecydowanie przerosła wszelkie oczekiwania i często władze lokalne nie potrafią sobie poradzić z jakąkolwiek kontrolą tego ruchu, nie ma wyznaczonych tras, jednoznacznej formy kontroli. No cóż...


Ale ja tu gadu, gadu o quadach - a tak na prawdę nasza przeprawa - o zgrozo - przez góry do Piwnicznej do bankomatu zakończyła się po kilku godzinach i kilkunastu przemierzonych kilometrach. Zmęczenie dało w kość. W zupełnych już ciemnościach zjeżdżaliśmy do samego centrum Piwnicznej. Kilka godzin do sylwestra a my zmęczeni, przepoceni, głodni, brudni ale z uśmiechami na twarzach! A po cóż nam fryzury, piękne ubrania i elegancja na ten wieczór?! Sami swoi przecież! Grunt, żeby się dobrze bawić!

1 komentarz :