20 grudnia 2010

Rycerzowa

ó...zasypiam w drewnianym schornie, na ostatnim piętrze, na poddaszu, na łóżku tuż przy oknie. W wielosobowej sali wszyscy jak jeden mąż dają nocny koncert chrapań, sapań, oddechów. Zasuwam się w śpiworze po same oczy, obracam w stronę otwartego okna, wdycham głęboko zapach świeżego, górskiego powietrza pomieszanego z zapachem palonego drewna, z dołu dochodzą niskie dzwięki gitary i uśmiechając się do siebie zasypiam...
...pierwsza pobudka to śnieg sypiący na twarz przez uchylone okno. Mało miłe a conajmniej dziwne uczucie. Druga pobudka to Elvis - zanim zdążyłam go zabić tylko jednym otwartym okiem pokazał tylko palcem na okno, powiedział Polly popatrz, a później uciekł. A Polly wyjrzała i tak w tym wyjrzeniu została przez chwil parę - bo od takiego widoku oczu oderwać nie można...


Zaśnieżone szczyty Beskidu Wysokiego, strojne choiny i niczym sznur korali - Tatry na horyzoncie a zza nich czerwona poświata zapowiadająca rychły wschód słońca. Gdyby taka pobudka spotykała każdego z nas choć raz w tygodniu - życie byłoby piękniejsze!
Po szybkim śniadaniu udajemy się na obchód okolicy, czyli "figle" w puchu i naukę Elvisa jazdy na nartach. Tak, tak - bo Elvis to osoba niepływająca ale surfująca, nie jeżdżąca na ani nartach, ani snowboardzie, ani biegówkach ale udająca się od razu na skitoury. I cóż wylądował kilka razy w zaspie ale chyba mu się spodobało :) 


Zjeżdżając do bacówy gorąco wita nas cała załoga a na stół wjeżdża śniadanie na miarę śniadania świątecznego. Stół niemal ugina się pod naporem rarytasów. Skoro uczta to uczta - grzane wino, piwo, ciacha - dostaliśmy nawet wałówę do domu (pierogi i krokiety) a Basri urzekł załogę i obdarowany został nawet kilkoma prezentami. Poranek wprost cudowny, aktyny acz leniwy, w promieniach słońca z widokiem na tatry wylegiwaliśmy się jak stare koty. 


Koło południa czas jednak zwijać żagle - czarnym szlakiem zjeżdżamy do Soblówki. W międzyczasie ekipa się rozdziela i tu każdy na swoja rękę przeżywa jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny zjazd. Las znów wygląda jak zaklęty a hulający dziś wiatr zrzuca kolejne czapy z drzew. I mimo, że jest gorąco najlepiej się jak najszczelniej zapakować, by jakaś część tego śniegu przypadkowo nie wylądowała za kołnierzem.



Jakimś cudem znów spotykamy się wszyscy na dole, w składzie powiększonym o parę Torunsko-Łódzką. Pakujemy się do busa i przeprowadzamy bilans zysków i strat - Elvis i Basri - kolano, ja palec roztrzaśniety o skałę i udo, które zpadło na krawędź narty, jednakże wszyscy w jednym kawałku, Elvis otrzymał (może nawet i w nadmiarze) bodźce do nauki nowego sportu, Basri zobaczył kawałek naszych cudnych gór a ja w końcu wróciłam do miejsca za którym tak tęskniłam, do naszych cudnych, małych pogórów. Stwierdziliśmy też zgodnie, że następnym razem, kiedy GOPR jednak zamknie jakieś szlaki to przed wyruszeniem przypomnimy sobie naszą nocną walkę (gwoli wyjaśnienia zimowy czas przejścia od Przegibka do Rycerzowej to około 5h, pokonaliśmy go jednak w jakieś 2 więc nie jest źle). I tak... teraz siedzę w ciepłym domu, na fotelu, dodatkowo laptop grzeje mnie w kolana i myślę sobie jak niewiele trzeba, by ruszyć się z miejsca i wyjść na czoło nowym przygodom :)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz