Kolejny raz wspin w Betis. Tymrazem wybieramy się z Mazzim, Ale i Elvisem a po drodze dołącza do nas Juan i Nico. Dziś na wspin wybieramy południową skałę z piękną ekspozycją. Drogi V i VI długie, z dużą ilością chwytów - żyć nie umierać. Dziś wspina mi się wiele lepiej niż ostatnio. Mam nawet wrażenie, że przez tych kilka metrów, które oddzielają skały (poprzednia i obecną) od siebie zupełnie zmienił się ich typ. W tej wspina mi się jak w wapieniu, liczne stopnie, dobrze trzymajace na tarcie, małe krawądki i dziury na palce. Ostra skała szybko podowoduje podrażenienia skóry ale widok ze szczytu rekompensuje wszystko. Bowiem z wysokości około 500 metrów obserwujemy całą zatokę Valdevaqueros, Tarife w dali, bezkres oceanu i przesmyk Gibraltaru i złowieszcze skały Afryki.
Ogólnie spędzamy bardzo piękny i chilloutowy dzień. Zwłaszcza Elvis - niczym oliwka dogorewa pod drzewem w cieniu w gaju oliwnym obrastającym strome stoki San Bartoleo. A wszystko za sprawą polskiej wódki i rozpoczynającej się wczoraj ferii. Faceci generalnie poszli w długą, przychodząc do domu wraz ze wschodem słońca. A później to ja byłam tą złą, wyrodną nie pozwalającą się wyspać w spokoju tylko ciągnącą w jakieś skały :)
wcale nie wyszłaś na tą złą :) Przynajmniej zabraliście mnie na śniadanie i miałem możliwość wyspania się na bardzo wygodnym kamieniu :D
OdpowiedzUsuń