Guadalquivir de Triana
I nadszedł czas, jak z bicza trzasł... nie wiedzieć kiedy upłynęło kilka miesiący od kiedy się wprowadziliśmy do Sevilli a tu juz proszę państwa czas pakować manatki. Oczywiście wszystko na ostatnią chwilę, łącznie z tym, że do godziny 16 miałam zaledwie 20 euro, po godzinie 16 odczułam nagły przypływ gotówki (wynajęcie pokoju i wypłata). Pakowanie się... do dwóch pleacaków i jednego pudła, do którego spokojnie zmieściłaby sie Wero. I powiem tak... nie wiem w jaki sposób ale rzeczy się rozmnażają! Przyleciałam tu zaledwie z 25 kilogramami (w tym prostownica i suszarka do wlosow, i shaker, mikser tudzien batidora z czego wszyscy nadal się śmieją) a teraz ledwo się mieszcze w rzeczonych dwóch plecakach i pudle wielkości Wero... Szybki sprint to pare upominkow, kilka opakowan roqueforda (uzaleznilam sie od niego a w PL jest strasznie drogi), queso de cabra (nasz nowy wynalazek, ser z mleka koziego, palce lizac) i na lotnisko!
I coz... jak to Wero napisała tak ładnie...nie bedzie już "chupito na barze (będzie coś jeszcze gorszego Wero!!!), batido ze wszystkiego (teraz ja mam batidore, hehe), serów w lodówce (no fakt nie bedzie), tuńczyka pod kołdrą (znalazlas go w koncu? To ten ostatni?), porozrzucanych fatałaszków (z tego, że bedzie czysto myśle ze sie najbardziej ucieszy Vale), wypadów na tapasy (tez mi tego bedzie brakowało) i do banku (taaaa pozdrowienia dla Pana z banku), gubienia się na mieście (od tego tośmy są specjalistki), niusy o Marcach - dalej się gubię, który jest kim i gdzie ( no przeciez jest tylko trzech! I kazdy ma swoja ksywe zebys ich rozrozniala), stale obecną głuchotę (co?! Yyyyyy?)".
No cóż... jednym słowem było cudnie, pięknie... ale nie zamykam żadnego rozdziału w moim życiu, po prostu robie sobie małą przerwę :) Ot taką do 9 maja :)
La esencial del post - os quiero mi familia!!!! :*
Y toda la gente que han pasado por mi ultimo ano!!!
Muak, muak! :*
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz