Gdy myślisz sobie kurort, tak
przynajmniej mam ja, na pierwszą myśl przychodzą mi stragany z tandetnymi
pamiątkami, kakofonia muzyki różnej i dźwięków pobocznych, skaczące do rytmu
myszki miki albo szczekające pluszowe pieski fikające w powietrzu przewrót w
tył. Kurort na miarę morskich miejscowości albo głównej ulicy Zakopanego.
Aż tu przyjeżdżamy do Arslanbob,
absolutnego must see w Kirgistanie, osławionego kurortu u podnóży skalistych
szczytów, z imponującymi wodospadami oraz lasami orzechowymi i co… I nawet nie
ma gdzie zjeść obiadu! Nie to, żebyśmy narzekali. Miasteczko podbija serce
swoją autentycznością, przyjaznym klimatem i przesympatycznymi ludźmi. Po pobycie
w górach chłoniemy jego atmosferę.
W lokalnej agencji, coś na wzór
informacji turystycznej, bookujemy sobie noclegi u Kirgizów oraz wycieczkę
nazajutrz na łoszatach. Rozmawiający doskonale po angielsku właściciel
przybytku opowiada nam, co warto zobaczyć na miejscu. Z podziwem patrzę na
zbiór fotografii i map, a wśród nich plansza z trasami freeridowymi i ofertą heliskiing
– faktycznie – trafiliśmy do narciarskiego eldorado – choć w promieniu setek
kilometrów nie ma tu żadnego wyciągu. Zainteresowanie zatem skupione jest
głównie na freeridowych freakach i skiturowcach.
Region słynie na skalę kraju jako
idealne miejsce na trekking, przejażdżki konne oraz wypoczynek pośród hektarów
lasów orzechowych. Najczęściej odwiedzanymi miejscami są dwa malownicze
wodospady – nazwane niezbyt finezyjnie – mały i wielki wodospad. Ciągną do
niego tłumy zarówno localsów, jak i przyjezdnych. Oba robią spore wrażenie,
podobnie jak wiszący nad rwącą rzeką niby – mostek przez który trzeba przejść
by się pod niego dostać.
Punktem obowiązkowym na liście
jest lokalny jarmark, gdzie chłopcy zastanawiają się jak sprawdzić dojrzałość
melona, a ja próbuję coś co przypomina pomidora, jednak po przegryzieniu
okazuje się zbójczo ostrą papryczką. Obiad jemy w knajpce z localsami, gdzie na
straganie obok do smaku wisi mięso, jęzory, łoje tłuszczu i łby bydlęce, a nad
wszystkim latają muchy.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz