Taaak. Tysiąc myśli na raz. Ja mówię - nie nadaję się do tego. On - idealnie się nadajesz. Ja - nie trenuje, owszem jeżdże od kiedy pamiętam, ale pierwszy raz w górach na rowerze byłam dopiero w tym roku! On - nie jesteśmy profesjonalistami. Ja - jestem za stara na trenowanie, nie chce mi się. On - pogadamy jak wystartujesz :) Potrzebujemy dziewczyny do teamu i ostatnio rozmawiałem z chłopakami i przeforsowałem już nawet Twoją kandydaturę. Zobaczysz spodoba Ci się :) No i co tu można odpowiedzieć na takie argumenty? Zdecydowałam raz kozie śmierć. Impreza odbywa się 17 kwietnia we Wrocławiu na trzech dystansach:
- haro (mini) od 15 do 40 km (w zależności od edycji)
- mega (średni) od 40 do 70 km (w zależności od edycji)
- giga (długi) od 70 do 100 km (w zależności od edycji)
Dla przypomnienia z początkiem kwietnia jest IV Dąbrowski Półmaraton... Zatem - jeśli przeżyję kwiecień, przeżyję wszystko. Oficjalnie zostałam już wcielona do teamu bikehead a o szczegółach będę rozmawiać z Kamilem pewnie lada dzień. Więc żeby życie miało smaczek zaczęłam ostatnio rowerować.
Spostrzeżenia, rezultaty, skutki - w błocie od stóp do głów, moja zielona kurtka przeznaczona tylko na takie eskapady, heavy duty green jacket, wymaga całościowego czyszczenia, zmieniła się w mundur moro. Moim zdaniem do masy błotnej zalegającej w lasach poza roztopami i dość wczesnymi przejawiami wiosny przyczyniły się quady (pe...ły!).
Po zrobieniu około 25 km, przy sporym wietrze i mimo wszystko chłodnym, jeszcze gryzącym nieco powietrzu do domu trafiłam conajmniej zmęczona i baaardzo głodna. (Kiepsko z formą, kiepsko!).
Po roztopach w lasach pełno śmieci - ręce opadają. Kiedy ludzie nauczą się w końcu kultury zabierania po piknikach pozostałości po sobie! Nie mówiąc już o nielegalnych wysypiskach w okolicach Pogorii IV...
I ostatnie przemyślenie. Możliwe, że był to jeden z ostatnich jak nie ostatni wypad na moim starym sprzęcie. Moim cudownym authorze, który służył mi przez wiele lat :) Czekam na nowe cudeńko, które w tym momencie przechodzi full serwis. Przed maratonem stwierdziłam też, nauczona jazdą w górach, że czas najwyższy zakupić "espedeki" i nauczyć się w tym diabelstwie bezpiecznie jeździć ... przed startem we Wrocławiu :) Pozatym w końcu będzie okazja, żeby kupić sobie licznik rowerowy. W moim przypadku z licznikiem jest tak jak z jakimś dobrem prawie nieosiągalnym... od wielu lat już jeźdżę a jakoś nigdy po drodze nie było mi do sklepu rowerowego celem zapoznania się z ofertą tego sprzętu. W końcu będę wiedzieć realnie ile przejechałam a nie domyślać się, szacować i obliczać na mapach. Mała rzecz a już cieszy!
No więc dzieje się, dzieje się. Ja osobiście bardzo się cieszę, bo zawody jakiekolwiek by nie były zawsze mobilizują do wcześniejszego potrenowania, zawsze ma się jakiś cel a jak już dojedzie się do celu, nie ważne na którym miejscu, ma się taką dziką satysfajcję - odwalenia kawału dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty! :)
Po zrobieniu około 25 km, przy sporym wietrze i mimo wszystko chłodnym, jeszcze gryzącym nieco powietrzu do domu trafiłam conajmniej zmęczona i baaardzo głodna. (Kiepsko z formą, kiepsko!).
Po roztopach w lasach pełno śmieci - ręce opadają. Kiedy ludzie nauczą się w końcu kultury zabierania po piknikach pozostałości po sobie! Nie mówiąc już o nielegalnych wysypiskach w okolicach Pogorii IV...
I ostatnie przemyślenie. Możliwe, że był to jeden z ostatnich jak nie ostatni wypad na moim starym sprzęcie. Moim cudownym authorze, który służył mi przez wiele lat :) Czekam na nowe cudeńko, które w tym momencie przechodzi full serwis. Przed maratonem stwierdziłam też, nauczona jazdą w górach, że czas najwyższy zakupić "espedeki" i nauczyć się w tym diabelstwie bezpiecznie jeździć ... przed startem we Wrocławiu :) Pozatym w końcu będzie okazja, żeby kupić sobie licznik rowerowy. W moim przypadku z licznikiem jest tak jak z jakimś dobrem prawie nieosiągalnym... od wielu lat już jeźdżę a jakoś nigdy po drodze nie było mi do sklepu rowerowego celem zapoznania się z ofertą tego sprzętu. W końcu będę wiedzieć realnie ile przejechałam a nie domyślać się, szacować i obliczać na mapach. Mała rzecz a już cieszy!
No więc dzieje się, dzieje się. Ja osobiście bardzo się cieszę, bo zawody jakiekolwiek by nie były zawsze mobilizują do wcześniejszego potrenowania, zawsze ma się jakiś cel a jak już dojedzie się do celu, nie ważne na którym miejscu, ma się taką dziką satysfajcję - odwalenia kawału dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty! :)
przechodzi full serwis u najlepszego mechanika w tej części województwa :)
OdpowiedzUsuńupgradeują mojego kochanka :)
OdpowiedzUsuń:) z tym upgradowaniem to będziesz musiała uważać, bo to wciąga :P Ja powoli zaczynam już kombinować jak upgradować swoją kochankę, której nawet jeszcze do końca nie spłaciłem :P
OdpowiedzUsuńTrenuj ostro, ja wybrałem się dwa lata temu na bikemaraton krakowski. W zasadzie bez trenowania. Po pierwsze miałem groźny wypadek. Może to tez jego skutek, ale dojechałem prawie godzinę za moim synem i pod koniec dopadły mnie straszne skurcze. A co do licznika, polecam PathFinder Logger Zapuść w google, bo są różne modele. Owszem to taki drogi licznik, ale możliwości ogromne. Wkładasz do kieszeni, a potem w domu wiesz gdzie jechałaś z jaką prędkością, na jakiej wysokości. Wszystko.
OdpowiedzUsuńSpoko przeżyjesz kwiecień a w maju będziesz się z tego śmiała i czekała na następne zawody;) Koleżanko z teamu ;) jeżeli masz jakieś pytania co do sprzętu, ubioru itp jak najbardziej podzielę się swoją wiedzą bo widzę że przygotowania pełną parą.
OdpowiedzUsuńwymiękam. Jesteś niesamowita. Czytając o tym, ile i co robisz, człowiek ma uczucie, że jest starym nudziarzem. serio.
OdpowiedzUsuń