27 lipca 2016

Złoty Półmaraton na Dolnośląskim Festiwalu Biegów Górskich, czyli biegam w górach

Nie wiem od czego zacząć ten wpis. Może od...

... tego, że kolejny raz mimo wcześniejszych postanowień regularnych treningów startuję w półmaratonie z przeświadczeniem, że nie jestem odpowiednio przygotowana i jedyne o co powalczę, to zmieszczenie się w limicie czasowym.

... tego, że zaczęły mnie nudzić biegi uliczne i pierwszy raz w moim życiu zdecydowałam się na bieg górski, a myśl ta kiełkowała we mnie od pierwszego Zimowego Ultramaratonu Karknonoskiego, gdzie znajomy przekonywał mnie, że biegi górskie są dużo łatwiejsze i przyjemniejsze od biegów ulicznych - co nie mieściło mi się w głowie.

... tego, że skoro chodzę po górach, jeżdżę po nich na rowerze, a zimą przemierzam je na skiturach naturalną koleją rzeczy wydaje się być również bieganie po nich!?

... tego, że będąc w Hercog Support Teamie, czuję się zobowiązana do doświadczenia takiej dziedziny sportu jak biegi górskie, by jeszcze dotkliwiej i z jeszcze większym niedowierzaniem przeżywać górskie starty i osiągnięcia Hercmistrza!

Ilekolwiek motywacji by nie było, chciałam pochwalić się, że swój pierwszy bieg górski mam już za sobą i to na dystansie 21 km podczas Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich :)

Wystartować w nim zapragnęłam już rok temu, kiedy to na punkcie odżywczym na Orłowcu kroiłam właśnie 40 arbuza w niemiłosiernym upale. Stwierdziłam wtedy, że za rok koniecznie muszę wystartować na jedynym słusznym dla mnie dystansie - 21 km i tym samym utożsamić się z setkami biegaczy, które przez wszystkie dni festiwalu biegowego chodzą niby o swoich nogach, ale zupełnie jak na szczudłach mniej lub bardziej kontuzjowani po dłuższych lub krótszych biegach (najdłuższy bieg ma 240 km (!!!), a najkrótszy 100 m (dla dzieciaczków). W półmaratonie startuje sporo znajomych twarzy, jednak kompanką wyścigu i prowodyrem zajść jest Olcia - to z nią wybiegam na trasę i wbiegam na metę (nieopatrznie o 4 setne sekundy szybciej?! - Olciu - moim zdaniem to niedoskonałość systemu pomiarowego). Półmaraton pokonujemy pod szyldem #Biegnę żeby Kanion nie musiał, #Pomoc mierzona w kilometrach, #Zbieram kilometry dla Kaniona - czyli nic innego jak "walka" o medal dla Wojtka, który niestety w swoim wyścigu na 130 km musiał zejść po 60 kilometrze. Akcja spotkała się z takim uznaniem wśród biegających znajomych, że zebraliśmy dla niego medal na lekko 240 km! :)

Bieg startuje w Lądku Zdroju w Parku Zdrojowym pod Wojciechem i następnie przez Trojak, Karpiak pnie się na grzbiet, którędy wiedzie granica Polsko-Czeska, by po zatoczeniu pętli znów wrócić do Lądka (track z półmaratonu, nota bene fajnej wycieczki znajdziecie tu). Na początku gasi nasze emocje start mocno pod górę, który okazuje się być dla mnie totalnym hardcorem - zadyszka, przyspieszone tętno - bieg musimy zamienić na marsz, bo inaczej totalnie się wypompujemy. Przyjmujemy też taktykę, że pod górę nieustająco, żwawym krokiem podchodzimy, a na płaskim i z górki biegniemy. Momenty podejścia wykorzystujemy również na napicie się wody i zagryzienie np. jakiegoś żelu. Po 10 km na Przełęczy Lądeckiej znajduje się punkt odżywczy, gdzie można uzupełnić napoje, przegryźć owoce albo żelki, ale przede wszystkim gdzie czeka ekipa nas dopingująca - Wojtek, Kakusia i Dżusta oraz ekipa Poco-Loco. Już wiem, co znaczy biec z perspektywą, że na punkcie czy na mecie ktoś na Ciebie czeka, ktoś Cię dopinguje :) Biegnie się wyśmienicie. Na pewno jest to sprawką pięknie wyznaczonej trasy, niesamowicie różnorodnej. Ponadto atmosfera jest bardzo przyjemna. Sporą część trasy pokonujemy z Basią i Maćkiem - jest więc okazja do porozmawiania sobie, wymiany uwag, zrzuceniu z barków trudów biegu i ostrzeganiu przed czyhającymi na nas korzeniami czy śliskimi kamieniami.

Półmaraton kończymy czasem 2h 57 minut, choć naszym pierwotnym założeniem było zmieścić się w limicie czasowym 4 godzin. Nie śniłyśmy nawet, że możemy zejść poniżej 3 godzin! Atmosfera towarzysząca nam na mecie i na ostatnich metrach jest wprost nie do opisania! Mimo zmęczenia nogi niosą same! Ludzie dopingują, klaszczą, krzyczą, zagrzewają do dalszego biegu - rewelacyjnie! Wraz z nami kończą swoje dystanse osoby z 240 km, 110 km oraz pewnie 68 km - rozróżniają ich odmienne kolory na numerach startowych i narastające wraz z dystansem zmęczenie.

Gdybym miała do wyboru w kolejnym biegu startować w półmaratonie asfaltowym, bądź górskim bez wahania wybrałabym tą drugą opcję! Dlaczego? Odpowiem słowami Daniela, który już trzy lata temu przekonywał mnie do startu w biegu górskim, a którego słowa przez trzy lata trawiłam nie mogąc sobie wyobrazić, że bieg górski jest "łatwiejszy" od biegu ulicznego. Nie jest tak jednostajny (tempo różni się na podbiegach i zbiegach i nawet jak przejdziemy do marszu to łatwiej nam będzie ruszyć z kopyta, niż gdy zastaniemy się gdzieś w biegu ulicznym) i nie jest tak monotonny (bądź co bądź mijane miejsca, krajobrazy czy nieprzewidywalność terenu w postaci błota, korzeni, ściółki, żwirku, głazów, kamieni i bóg wie czego jeszcze powoduje, że zamiast skupiać się na dystansie do przebycia skupiasz się na tym, by nie wybić sobie zębów! Zatem czy jest to początek nowej przygody, konieczności wygospodarowania kolejnego weekendu wolnego na wycieczki biegowe? Kto wie... jest to wielce prawdopodobne, tym bardziej prawdopodobne, że dedykacja od Natalki Tomasiak w jej książce biegowej brzmi: do zobaczenia na górskich ścieżkach.

#biegnę żeby Kanion nie musiał czyli #rodzinazwyboru zbiera kiliemetry dla Kanionka :)

Natalka ze swoją książką - Przez polskie góry - przewodnik biegacza - oraz dedykacja dla nas :)
  
W obiektywie Łukasza Buszki
Gęsi wyścigowe #PolciaIOlcia w obiektywie Marty Erwin

Piękny zbieg, idealnie wyznaczona trasa - Basia, Olcia i Polcia
ostatnie metry przed finiszem

Gęsi wyścigowe nadciągają na metę, a tam najlepsi kibice ever - #rodzinazwyboru

Ten pomysł ze skakaniem należy do Olci - dla mnie jako nielota wizja podskoku po ponad 20 km biegu była zabójcza

Radość jest wielka!

Udało się! Mój pierwszy górski bieg pokonany - dzięki Olcia!

#ciałkówbezwałków! Czyli przed Zdrojem Wojciech po odebraniu pakietów startowych, w przeddzień zawodów


2 komentarze :

  1. Serio to Twój pierwszy górski półmaraton? �� Mój również górski taki i już mam ochotę wystartować w dłuższym dystansie, szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać.
    Jeszcze raz serdecznie gratuluję pięknego wyniku ��
    Pozdrawiam, Maciek (ten o którym wspomniałaś w swoim tekście ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heeej! :) Tak to był mój pierwszy - i póki co jedyny - półmaraton górski. Ale to nie moje ostatnie słowo!

      Usuń