9 września 2014

Grań Świnicy - czyli podniebny spacer

Scenariusz jak zawsze. Jest hasło, jest akcja - a za nią reakcja. Plany Gerlachowe nie wychodzą ze względu na niestabilne warunki pogodowe więc decydujemy się na grań. Granie są miłe, przyjemne są... po dniu wspinania rzekłabym może nawet nieco spacerowe. I takie właśnie moje lajtowe podejście mnie szybko wpuściło w maliny - czyli słów kilka o Grani Świnicy.

Zadanie na spostrzegawczość - prócz Michała na zdjęciu jest jeszcze jeden zespół :)

Na grań wybieram się ze Struną, Michałem i Szymonem. Dzielimy się na zespół damski i męski. Faceci lecą pierwsi a my ruszamy w ślad za nimi. Grań zaczynamy od wierzchołka północno-zachodniego czyli taterniskiego szczytu Świnicy, na który docieramy z czerwonego szlaku odbijając w lewo ku górze za pierwszymi łańcuchami. Z duszą na ramieniu, by nie zrzucić kamieni na turystów poniżej docieramy po chwili na szczyt. Tu we względnym pokoju grupujemy sprzęt, przywdziewamy cieplejsze ubrania bowiem pogoda jest niewyraźna. Po niespełna kilkuset metrach dochodząc do Świnicy śmiejemy się, że zaraz nasza heroiczna akcja górska zakończy się na szczycie, w pełnym rynsztunku taternickim wraz z pierwszymi opadami deszczu. Te jednak odpuszczają nam dając popalić dopiero w Kuźnicach, już po zejściu z gór.

Całą grań opisaną w doskonały sposób na blogu Tomka i Moniki przechodzimy ściśle trzymając się grani. Nie robimy obejść, przez co przeprawa staje się bardziej emocjonująca. Jak już wpomniałam idziemy w dwóch zespołach na lotnej. Nasz babski zespół dysponuje liną 60 m. Składamy ją na pół i skracamy do 15 metrów bowiem tarcia i przełamania są tak spore, że nie ma sensu iść na dłuższej żyle.

Cała grań wyceniona jest na II poza nielicznymi IV fragmentami. W jednym trudniejszym miejscu na grani, na płycie umieszczony jest hak, w który można się wpiąć. Niebieska Turnia, o której naczytałam się sporo śledząc relacje poprzednich przejść jest wyposażona w dwa stanowiska zjazdowe. I choć zjazd nie jest długi -zusammen 35 metrów to i tak warto jechać na dwa razy, unikniemy w ten sposób zaklinowania się liny między kamolami przy zjeździe. Drugie stanowisko zjazdowe znajduje się na półce skalnej - przy zjeździe musimy kierować się lekko w lewą stronę i tam go poszukiwać.

Trudności i ekspozycja na grani zaczyna się tak na prawdę dopiero na Gąsienicowej Turni.Oczywiście istnieje wariant obejścia gzymsów II drogą - no ale po co rezygnować z fanu? :) Koniec grani stanowi Zawratowa Turnia, gdzie można spokojnie już się rozszpeić i szukać zejścia - ewidentnej ścieżki - na stronę doliny Pięciu Stawów Polskich, a dokładniej na przełęcz Zawrat skąd już pędzimy do schronu na popas i popój :) 

Dziwi nas, że zejście Zawratowym Żlebem, który poprowadzony jest szlak wydaje się stokroć bardziej niebezpieczne niż nasza wyludniona grań. Pełno tu ludzi, co chwila ktoś strąca z góry kamienie, skała jest wyślizgana, z  nieuwagi można podeptać komuś dłonie, lub... zostać podeptanym.

W schronisku jak zwierzęta korzystamy z wodopoju. Ja jeszcze po wczorajszej akcji czuję odwodnienie. Nie dziwi zatem fakt, że litr soku pochłaniam prawie na raz. Faceci robią podobny manewr z piwem.

Jakie przemyślenia po przejściu drogi? Że dwójkowej graniowej drogi w Tatrach absolutnie nie należy lekceważyć!


Wschód słońca prawie jak na równinie Serengeti.

Chyba najdłuższe podejście pod ścianę, czyli z Zako, przez Boczań, Halę Gąsienicową, Przełęcz na taternicki szczyt Świnicy.

Witają nas kozy

Szpejenie - radosna twórczość własna.

I po szpejeniu - gotowi do staru - zespół męski - Michał, Szymon i zespół babski - Struna i Polly

Widok z taternickiego szczytu Świnicy na Świnicę - śmiejemy się, że heroiczną akcję górską skończymy po tych kilku metrach na Świnicy z powodu deszczu.

To niesamowite jak w zaledwie 15 min taki piękny widok są w stanie zasłonić chmurska.

Ale nawet te - robią to w wyrafinowany artystyczny sposób. Grań zamazuje widoki Hali Gąsienicowej.

Zejście z Gąsienicowej Turni - chyba najbardziej mnie zaskoczyło i zniszczyło psychicznie.

Michał na drugiego.

chwila odpoczynku z widokiem na dolinę Pięciu Stawów

Przed zjazdem w czeluść - Niebieska Turnia

Grań praojców jak na dłoni

Majestatyczna Niebieska Turnia - w tą stronę podobnież 4 droga.

Schodząc z Zawratu i fraternizując się z łazikami :)

4 komentarze :

  1. Super! Super! Super! :) Mi się marzy w końcu jakaś pierwsza II graniówka w tym roku, tylko nie wiem czy zdążę z tą pogodą w Tatrach, bo na razie to jest taka seee.. ;) Pozdrowienia dla męskiego i babskiego zespołu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękujemy, dziękujemy za pozdrowienia - odpozdrawiamy! To dopiero moja druga grań ale na prawdę - zupełnie inne doznania niż podczas wspinu i myślę, że WARTO! Miejmy nadzieję, że pogoda dopisze jeszcze w Tatrach i jesienią będzie można coś podziałać.

      Usuń
  2. "Nie dziwi zatem fakt, że litr soku pochłaniam prawie na raz. Faceci robią podobny manewr z piwem" no taaaak :D Fajna relacja i bardzo ładne zdjęcia. A na Zawratu od tej strony to ja lubię tylko i wyłącznie wchodzić. Pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ale powiem Ci, że jak już zeszliśmy i spojrzałam za siebie, i zobaczyłam Zawrat niemalże w chmurach, wijącą się ścieżkę to pomyślałam - padłabym tu a nie podeszła! :) Pozdrawiam!!!

      Usuń