5 kwietnia 2010

VXT

Drugi dzień świąt, Lany Poniedziałek i stało się... zapowiadane chmury deszczowe spowiły całe niebo. Mieliśmy iść na rowery ze znajomymi i cały misterny plan wziął w łeb, tak przynajmniej mogłoby się wydawać do czasu otrzymania smsa (tak... znów przez smsa wszystko się zaczyna):  "Zastanawiam się jak bardzo boimy się deszczu i czy ewentualnie deszcz wystraszy się nas". Sms bardzo dyplomatyczny bo nic w nim nie było pewne do końca... a jako, że nie lubię mówić że pękam, czy wymiekam zatem obstawiłam na opcje numer dwa. Deszcz nam nie straszny!
Deszcz... o śniegu nikt nic nie wspominał. Podobnie jak o destynacji, gdzie jedziemy. Miała być niespodzianka i takaż też była. Kierunek Szczyrk - plan zjazd ze Skrzycznego przez Malinowską Skałę, Przełęcz Salmopolską z powrotem do Szczyrku. Kiedy wjechaliśmy na drogę wporst do Bielska zapytałam tylko..."chyba nie jedziemy w góry?". Zatem pięknie zaczynamy sezon rowerowy, trzecie wyjście z prawdziwego zdarzenia i od razu góry. Elvis rozdziewiczał swój nowy rower (obiekt licznych kontrowersji) a ja miałam okazję drugi raz w zyciu obcować z rowerem pt full-wypas :)
Trasa rewelacja - na początek wjazd wyciągiem krzesełkowym na Skrzyczne (dziwne spojrzenia ludzi zjeżdzających z góry w przeciwnym kierunku, kiedy się mijalismy oraz Pani, kiedy zapytaliśmy w kasie czy za rowery jest dodatkowa opłata). Usadowiliśmy się wygodnie i jazda w górę. Przez myśl tylko mi przeszło, że niespełna dwa tygodnie temu zasuwaliśmy na takich wyciągach we Wloszech z deskami a tu proszę - znów góry, znów wyciąg, znów śnieg tylko zamiast desek - rower.

 into the great wild open

Metr po metrze pogoda zaczęła się psuć, na początek gęsta jak mleko mgła i czysty surrealizm sytuacji (co ja tu robię?!) a następnie śnieg (uups tego nie było w planie). Na szczycie Pan z obsługi kolejki postraszył nas, że warunki są ciężkie, na ścieżkach zalegają zwalone konary drzew i ogólnie już kilka osób się zabiło (gadanie...). Zatem to jest to co lubimy najbardziej! Wiatr szaleje, śnieg z deszczem sypie i ruszamy! Ze Skrzycznego niebieskim szlakiem po grani do Malinowskich Skał. Błoto, topniejący śnieg, rowy, woda. Po zaledwie niecałym kilometrze oblepieni jesteśmy już doszczętnie błotem, śnieg milionami igełek naparza w polika ale dajemy! Krótkie podejście w kopnym śniegu do Skał, krótka przerwa na banany i czekoladę i zjazd! Najpierw czymś co przypominało koryto rzeki, tyłek obowiązkowo wyżej niż głowa, manewrowanie po lodzie i ścieżynce szerodości 30 cm a następnie szeroka przecinka w lesie i pełną petą na dół. W tym momencie jedyne czego nam zabrakło to okulary... w oczach czy ustach pełno piachu, deszczu i innej breji spod kół.


ja na grani

Elvis ze swoim nowym nabytkiem zakopany w pierwszej zaspie

Z Salmopola już długi, bowiem około 10 km zjazd na sam dół do Szczyrku. Woda przelewa się w butach, leje jak z cebra ale całą eskapadę kończymy w jeszcze lepszych humorach niż ją zaczeliśmy. Endorfiny jak zawsze uderzają do głowy! Zdaje mi się odkryłam nowe nieznane mi dotąd oblicze gór :)
W ten sposób wracamy do domu cali umorusani, wyczerpani nie tyle wysiłkiem co emocjami i zziębnięci - zasłużyliśmy na leżakowanie na kanapie i porządny kawał świątecznego ciasta!
Gwoli wyjaśnienia tytułu - VXT - nieformalna grupa z ograniczoną odpowiedzialnością wywodząca sie jeszcze z czasów licealnych - Elvis Extreme Team.

El segundo dia de la Pascua decidimos a pasar en la manera un poquito diferente. Un mensaje de mi mejor amigo y la respuesta - no tengamos miedo de la lluvia, mejor si esa lo tiene! Vamos, la destinación es sur de Polonia, las montanas maravillas algunos 80 km de nuestra casa. Cogemos bicis para montarlo pero eso que vemos alli es demasiado! Arriba en el pico queda todavia monton de nieve, hay chorros con agua, monton de barro. Nuestras ruedas se paran en los huecos enormes llenos de lodo. La aventura es increible, primero porque es mi tercera salida con bici este ano, ademas he montado la bici en montana solamente 3 veces en mi vida. Pero nunca con nieve y el tiempo asi fatal! :) Pero no pasa nada! No somos de azucar, no vamos a desolver! :) Ademas este tipo de deporte me encanto... y por eso temo! Ya basta, demasiado! Porque bicis asi no cuestan menos...? :)


5 komentarzy :

  1. Przepiękna świąteczna opowieść. Piękna proza ukazująca niesamowite epickie oblicze autorki. Wspaniała narracja. Aż żal, że to tylko opowieść. Może doczekamy się powieści? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. jeszcze dwa wypady więcej i biorę się za pisanie trylogii! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. w takim razie Polly będziesz mogła zacząć pisać trylogię już na początku maja :) Przed nami Jura by Bike i rowerowo-weselna Kotlina Jeleniogórska :) a zaczynamy już za niecałe 3 tygodnie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. taaa... to może w międzyczasie napisze jeszcze jakiś dramacik pt: "półmaraton - czyli o konsekwencjach raz podjętej dezyzji"

    OdpowiedzUsuń