3 czerwca 2014

XX mistrzostwa Polski w technikach jaskiniowych

Wojcieszów - góry Kaczawskie - kamieniołom Gruszka - to tutaj znajduje się arena zmagań grotołazów startujących w mistrzostwach Polski. W Wojcieszowie znajduje się również przeurocza chata - baza Speleoklubu Bobry z Żagania, która jest dla nas domem przez cały weekend - dosłownie i w przenośni, bo klimat chaty już po przejściu progu wita niesamowicie miłym, domowym klimatem.

Sporo znajomych twarzy, można powiedzieć z roku na rok i z imprezy na imprezę więcej. Są kluby właściwie z całej Polski, twarze które raz po raz widuje się w górach. Niesamowity klimat! 

W sobotę przychodzi dzień startu, który chciałoby się odwlec jak najdalej w czasie. Jeszcze poprzedniego wieczoru dowiadujemy się, że organizatorzy przewidzieli niespodziankę, czyli konkurencję pt. autoratownictwo. Mrozi mi to krew w żyłach, stąd słysząc tylko hasło oddalam się od epicentrum tematu. Na dodatek okazuje się, że ratować będziemy 76 kg manekina, wokół którego narasta wiele spekulacji. Nic to - po raz kolejny przechodzi mi przez głowę myśl towarzysząca każdemu startowi - co ja tu robię?! I zaraz później refleksja - się powiedziało A to trzeba powiedzieć B!

I oczywiście co? Na pierwszy strzał idę na autoratownictwo! Ale po kolei...

Organizatorzy przygotowali dwie trasy - jedna sprint - czyli dyganie po linach w górę, most linowy, zjazd przez zacisk z opony oraz czołganie się w ubłoconym meandrze z niewspółpracującym nic a nic worem jaskiniowym oraz druga - czyli tyrolka - 60 metrów do góry, zjazd, poręczowanie na złodzieja z niesamowicie złośliwą liną, która zdyskwalifikowała sporo konkurencji. Rzeczone autoratownictwo - Józia jak szybko został ochrzczony manekin, szlag trafił na zjeździe, stąd trzeba było podejść do delikwenta, przepiąć się na niego i bezpiecznie zjechać z nim na dół. Koniec końców okazało się, że współpraca z manekinem jest zdecydowanie przyjemniejsza niż z człowiekiem - Józio nie wywraca oczami, nie jojcy, można go deptać, siadać na nim i w najgorszym przypadku nie przepięcia rolki przez vertaco (co też się zdarzało) dupnąć porządnie o ziemię! Ot co!

Na koniec jakby tego było mało sprint na 30 metrów. Pech chciał, że byłam pierwszą startującą w sprincie i zdarzyło się, że jakoś tak sędziowie się zagapili stąd każda z dziewczyn musiała robić dodatkowe 5 metrów.

Ogólnie? 

W szranki staje 24 mężczyzn oraz 12 kobiet (wszakże 1 po drodze gdzieś ginie, bo ostatecznie startuje tylko 11).

W mistrzostwach startujemy jako reprezentacja Dąbrowy Górniczej oraz SDG:  Włoska, Iza, Madzia i ja, we wspinaniu M&M'sy (czyli Maro i Madzia, która posiada niespożyte chyba pokłady energii). Dziewczyny absolutnie mega wymiataczki, mega niesamowite zajmują całe pudło! Iza o 4 sekundy przegania Agę zgarniając tytuł Mistrzyni Polski. Mistrzem zostaje Emce, który o zgrozo całość robi w zawrotnym czasie 15 minut - czyli mniej niż ja robiłam tyrolkę! Że tak powiem - wyniki nie zaskoczyły chyba nikogo :) Ja nie zostałam zdyskwalifikowana, co już uważam za mega sukces, zajęłam 6 miejsce.

Wieczorem brać spotyka się przy ognisku, Tomek robi fenomenalny pokaz i warsztaty tańca na rurze, brać szaleje z podziwu! Są tańce, rozmowy, snucie wspólnych planów, opijanie sukcesów i o zgrozo - znów tańce, opijanie sukcesów, powietrzny trawers sufitu z zaciskami w sali kominkowej, śpiewy i... znów tańce do śpiewów bo muzyki zabrakło...

Nazajutrz ciało rumieni się kolorami siniaków - pytanie tylko czy bardziej człowiek wyobijał się podczas nocnych harców wspinaczkowo-jaskiniowych czy na mistrzostwach? :)

Zacznijmy oczywiście od sweet foci bo jakby inaczej z najlepszymi speleodziewczynami w PL!
Dobra mina do złej gry - czyli mierzenie wzrokiem Józia. fot. S. Oboda
i ściąganie delikwenta na dół.

gonienie się po ścianie kamieniołomu 

Madzia na sprincie - przyczajony tygrys.
Iza śmiga tyrolkę do krawędzi kamieniołomu - Kaziu ratuje nas z opresji pożyczając dreslera.

Iza nasza mistrzyni. 

narada wojenna, czyli wymiana doświadczeń i instruktaż po przebytej drodze - dziękujemy w tym miejscu sponsorowi - firmie MILO za koszulki, dzięki którym odróżniamy się na tle innych zespołów, ale zlewamy dla wszystkich innych w jedną osobę - Izy Włosek.

Aga przelatująca przez lewitujący zacisk.

Po prostu my : Madzia, Iza, Aga i Polly

Taka zabawa dla dużych dzieci - na zasadzie rozwieś linę, daj sprzęt i gęba się cieszy.

... a jak się człowie przy tym choć trochę zmęczy tym bardziej się cieszy :)

pieczołowicie zbudowany meander z pięknymi okienkami do podziwiania przez widownię zmagań w zaciskach i kolejnych etapów oswajania Pana Wora.

Iza na starcie sprintu.

Kolejna narada bojowa

... oraz żmudne posuwanie się po tyrolce w możliwie jak najszybszym czasie, czyt. zagryź zęby i napierdzielaj!

Totalnie fatalna współpraca z liną - szarpanina skończona oparzeniem skóry ale na szczęście po walce lina poddała się - jakimś cudem. Taka sytuacja - euforia i szczęście - nieograniczone!

Jest dym! Czyli pieczyste oraz zdający się być zagubionym w akcji Kaziu :)

Są też zawody wspinaczkowe, w których wygrywa Maro i Madzia. Spokojnie - to nie jest tak, że nikt inny prócz nas nie startuje - po prostu jesteśmy najlepsi ;) Inaczej - są najlepsi!

A tutaj warto by było poświęcić więcej czasu na opis... generalnie - dzięki Tobie i dla Ciebie - dałeś mi siłę i wiarę - dziękuję!

Ekipa dopingująca jest na wagę złota!

Aga w akcji pod nazwą tyrolka.

Oraz na akcji pt zjazd na złodzieja - udało jej się wyszarpać linę bezbłędnie! Ach ta speleokrew!

Skupienie

I ostatnia konkurencja sprint!

A to cała ekipa :)

Jest i ekipa z Poznania, w tym Gosia z Taternika, dzięki której pierwszy raz wkroczyłam w tematykę speleo.

Pani Prezes z Józefem - czyli Józio w dobrych rękach. 
I centrum sterowania światem czyli organizatorzy - Bobry Żagań na czele z Renią :) fot. S. Oboda


Zdjęcia w większości wykonane przez Michała Osucha aka Suszka.

2 komentarze :