Trzy lata temu hasłem przewodnim wyjazdu było "imo v cool". W tym roku znajomy przytargali miażdżącą manierę określania wielu aspektów naraz jednym przysłówkiem - najgorzej! Najgorzej - czyli jedno z tych cyklicznych spotkań, kiedy nagle droga z różnych stron Polski nie wydaje się aż taka długa i ochoczo wiara przyjeżdża na Jurę!
|
Przez Rzędki na Górę Zborów - wędrowniczki w akcji |
Zaczęło się po pierwszym roku studiów, gdzie z Łukim, Andrzejem, Elvisem, Jędrasem i Agatką mamy ambitny plan przejechania z Częstochowy do Krakowa na rowerach. Jest rok 2005... niefortunnie naszą przygodę zaczynamy od Częstochowy. Dlaczego niefortunnie? Bowiem już po pierwszym dniu postanawiamy zatrzymać się na działce pod Mirowem. Jest tak miło, błogo...więc dlaczego ruszać się stąd dalej?
Kolejny najazd grupy zorganizowanej z Poznania to już 2009. Zakończenie studiów, tuż przed rozjazdami wszystkich we wszystkie strony świata. Impreza połączona z pięcioleciem matury... Około 40 osób i impreza w starym dobrym stylu, kiedy to chodziło się na nocne spacery, wkradało po cichaczu (teraz już można o tym pisać) na zamek w Bobolicach...
W 2011 znów zalegliśmy przy ognisku w tym samym miejscu nieco już jednak zdziesiątkowani. Przez zaledwie kilka dni przeżyliśmy cztery pory roku, a zimno tak dało nam w kość, że poubierani we wszystko co możliwe na skały ruszyliśmy poowijani w śpiwory budząc powszechne zainteresowanie turystów.
Jest 2014... znów jesteśmy w tym samym miejscu, znów twarze, które niekiedy widzi się tak rzadko, a które mimo wszystko są tak bliskie i tak wyjątkowe, że nawet ta świadomość niewidzenia się przez wiele miesięcy nie ma najmniejszego znaczenia. Znów pląsy na skałach, ogniska, spacery, śpiewy przy gitarze... Znów pstrąg w Złotym Potoku, próba organizacji niezorganizowanych, długie śniadania i jeszcze dłuższe kolacje.
Jest moc, magia i to poczucie, że nawet jakby z tą ekipą siedzieć w domu zamkniętym przez te kilka dni to i tak będzie cudownie!
|
składanie ofiary pod kapliczką - za ładną pogodę |
|
I ta podlesicka droga rodem jak z Arizony...
|
|
Ekipa fotograficzno-dopingująca na pierwszym zjeździe
|
|
i bezbłędna Ola z Marcinem nadzorującym pierwsze kroki w pionie
|
|
Marcin niczym kontroler ruchu dający znak do zjazdu |
|
kultowe zdjęcie - edycja 2014 |
|
piknik nad wiszącą skałą |
|
i zejście wycieczki zorganizowanej |
|
Ata łoi - są postępy! Wszyscy podziwiamy nogę flex :) |
|
kilka technicznych aspektów przed wspinaniem |
|
i making of lustrzanego odbicia |
|
do boju! |
|
I znów Ata w akcji - moim zdaniem powinna się przeprowadzić do DG taki talent wspinaczkowy marnuje się w Poznaniu! |
|
W pewnym momencie asekuracja nudzi, gdy za plecami cała loża szyderców... |
|
Magic dokumentator |
|
Adept był moją pierwszą skałą evaaaaaa (jakieś 12 lat temu) - może będzie również początkiem dla innych? |
|
sweet focia pn. na zamku straszy |
No NAJGORZEJ macie!!
OdpowiedzUsuńej... a ja my cie kiedys wreszcie odwiedzimy (nie watp ze to nastapi) to dokad nas zabierzesz?
Na piękną ścianę Jarzębinkę na zjazd, do jaskini bezsprzętowej gdzie trzeba się cały czas czołgać na Górze Zborów, odkryjemy tajemnice Okiennika, przyjmiemy kultowego pstrąga w Złotym Potoku, poszukamy pobliskiej pustyni, obejdziemy jezioro wokół u mnie na działce, a przy ognisku poopowiadacie mi o podróży dokoła świata!
Usuńok.... to ja to sobie zapisuje i za slowo trzymam:)
OdpowiedzUsuń