11 marca 2013

...



Chyba muszę to wyrzucić z siebie... Uzewnętrznić się - może będzie lżej na sercu?

Od dawna planowałam wrócić do bloga - w myśl maksymy - jeśli sami o sobie nie napiszemy, to nikt o nas nie napisze. Nie sądziłam jednak, że w takich okolicznościach...

Tego bloga zaczęłam pisać, bo namówił mnie do tego Tomek. To on pisząc swojego pierwszego bloga, tak mówił: "To mój pierwszy blog. Biorąc pod uwagę, że zawsze sie rozpisuje pewnie nie wiele osób będzie go czytało". Z perspektywy czasu, kiedy kolejne posty pisane były w innych zakątkach świata, a kolejne marzenia się spełniały stał się on niezwykle interesującą opowieścią, kierunkowskazem pokazującym w jaki sposób warto żyć. Pokazującym, że warto marzyć i te marzenia wcielać w życie. Że nie należy się lękać tylko śmiało wyznaczać sobie kolejne cele, etapy, granice.

Nie raz mówił o rzeczach tak nierealnych i nieprawdopodobnych, że wielu z nas pukało się w głowę albo uśmiechało pod nosem. Bo po co przy minus trzydziestu ruszać z kocykiem i śpiworem na górę Morasko w Poznaniu w środku tygodnia, skoro można zostać w domu i zaszyć się z kubkiem herbaty pod kołdrą... Kilka lat już minęło a słynne wyprawy na Mt Morasko są dalej kontynuowane i z roku na rok jest na nich stała ekipa - jak nie większa.

Marzył o rzeczach, o jakich zwykły śmiertelnik by nawet nie pomyślał. Wysoko mierzył, stawiał przed sobą kolejne cele. I to nie zawsze tak ambitne i wielkie - niekiedy było to prozaiczne jak sprint przez pół miasta, tylko po to by udowodnić sobie, że to na przystanek dobiegnę ja pierwszy przed autobusem, który stoi akurat koło mnie i zaczyna ruszać z czerwonego światła.

Tomek miał w sobie coś, co łączyło ludzi... Mój kolega powiedział, że stracił najlepszego przyjaciela, choć sam o sobie nigdy by tak nie powiedział. Przez swoje ciepło, optymizm i bezinteresowność stał się dla wielu nas bardzo bliską osobą.

Dziś każdy z nas przeżywa to samo... nieogarniona pustka, żal, strata... 

Ja wierzę, że to czego dokonał, na zawsze pozostanie w naszej pamięci. Pierwsze wspiny, rajdy, wysokie góry, podróże - te małe te zupełnie duże. Łapania stopa na pace w żuku wypełnionym cementem, który na każdej dziurze podnosił się niemal nas dusząc, nocleg na tarasie widokowym w środku miasta w Piatigorsku, gdy obok imprezowała grupa rosyjskich studentów, pod portalem jakiegoś kościoła w Wenecji, na placu budowy w Bieszczadach (kiedy rozbijaliśmy się namiotem było tak ciemno, że nie zauważyliśmy, że jesteśmy pośrodku koparek i wykopów) i miliony innych wspomnień.

I jak zawsze... nie było czasu przed jego wyprawą by się spotkać, porozmawiać, zaprosić do siebie by zobaczył jak wyszedł trwający blisko rok remont, na który mu się żaliłam. Bo zawsze coś...

Nie zdążyłam powiedzieć tylu rzeczy...

...a tak bardzo bym chciała....


Pozostał w górach, które tak kochał, a miłością do których zarażał wszystkich wkoło.


8 komentarzy :

  1. Codziennie o nim myślę, chociaż nie zdążyłam go nigdy poznać. Cudowne są Wasze wspomnienia, zdjęcia, które wrzucacie na facebooku ostatnio... Dziękuję, że dzięki Wam mogę go teraz choć trochę poznać.
    Wstyd narzekać na cokolwiek, gdy się czyta, ile rzeczy mu się chciało, jaki miał zapał, jak zarażał innych.

    Ściskam, Polly! Miło, że wróciłaś. Pisz częściej.

    Majka

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz liczy się ile osób pchnął przez próg: kiedyś, teraz, jutro i pojutrze. W każdym naszym kolejnym kroku, każdym nowym, a potem zrealizowanym marzeniu będzie żył. Trzymaj się Polly, bo nawet nie potrafię sobie wyobrazić co teraz czujesz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze się Ciebie czyta :)
    Nie przestawaj

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie powiedziane Paulinko...
    Trzymaj się mocno!

    OdpowiedzUsuń
  5. Polly, mam nadzieje ze widzimy sie na mszy w Sobote:( pamietasz naszego sylwestra w jaskini w Okienniku? czyzby to tez pomysl Tomka byl??:D grill w sylwestra:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pewno czujesz się teraz strasznie, podejrzewam że wy kiedyś byliście parą. Wiem co przeżywasz mój chłopak też zginą, tu żadne słowa nie pomagają trzymaj się. Pozdr Daga

    OdpowiedzUsuń