Janów... to baza naszego hufca... to miejsce w środku lasu - najzwyklejsza polana jakich jest tysiące, kilka domków, jakaś jadalnia, ani to ładne, ani to estetyczne - ot takie coś. Ale ileż wspomnień... to tu, to tam... to po tej stronie rzeki, to po tamtej, to za Balatonem, to w Balatonie, to na tym tarasie, a w tamtym domu, pod tym drzewem, na tej sośnie... I tak wchodzi się do tego magicznego lasu i naraz wszystkie wspomnienia ożywają. Znów biegamy, znów przypominamy sobie niesamowite historie, szaleńcze wypady. Ale nie ma już ludzi, być może ponieważ sezon się skończył. Wszystko zamknięte na cztery spusty... ale nawet gdyby ktoś tam był - czy nadal byśmy go znali? Raczej wątpie. To doskonały przykład, że klimat nie tworzy miejsce lecz ludzie.
Na drzewie znajdujemy zawieszony łuk, Elvisowi w ręce wpada jakaś dzida i wybieramy się na polowanie na dziki i bażanty :) Przemierzamy całą bazę kierując się na "mogiłę"... czyli magiczne miejsce gdzieś pośrodku lasu, do którego najchętniej i najczęściej organizowało się eskapady najlepiej w środku w nocy. Im ciemniej, tym straszniej, tym bardziej działa wyobraźnia...
Na koniec mimo późno październikowego już dnia kładziemy się na trawie i chłoniemy tutejszy klimat... tak specyficzny zapach drewnianych domków, sosen, młodego lasu, jeziora... upajamy się trawą na której już tyle wyleżeliśmy będąc młodsi, patrzymy w niebo i korony drzew i cieszymy się jak dzieci. Moment kiedy zdaje się, że czas staje w miejscu...
W tym miejscu ogromne pozdrowienia dla całej ekipy z Janowa z którą rok po roku zawsze gdzieś się tam bywało! :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz