Po trwającej 8 dób aklimatyzacji w końcu postanowili zaatakować szczyt... Pierwsze zimowe wejście wschodnią ścianą. Można spodziewać się co za sobą niesie... trud, ból i łzy! I były wszystkie trzy! Trud pchania dwuosobowego wózka przez zaspy, ból pleców po dźwiganiu i targaniu wehikułu oraz jego habitantów, łzy spowodowane wiatrem, słońcem i mrozem.
Po drodze spędziliśmy 8 dób aklimatyzacji w
schronisku pod Turbaczem na wysokości ponad 1200 metrów. Przeszliśmy wiele specjalistycznych szkoleń, w tym: sprzętowych, z pierwszej pomocy, skiturowych... Czas odmierzaliśmy metrami przewspinanymi w żywym lodzie, na pionowej ścianie. Powstała nawet na ten cel jama śnieżna, którą zapobiegliwy ojciec Kanion wykopał, gdyby jego synom przyszłoby zabiwakować po drodze z dala od ludzkości, czekając na niesioną pomoc.
Grozy całej sytuacji przysparza minusowa temperatura i oślepiające słońce! Ale i tak podejmujemy decyzję o wyjściu ze schroniska. Po drodze czyha wiele pokus, pyszne ciasta i kawy serwowane w schroniskowym bufecie, wygodne leżaki wystawione na tarasie widokowym z obłędną panoramą Tatr, na którą można patrzeć cały dzień a i tak się nie znudzi... Ale jednak raz powzięta decyzja skutkuje rychłym, na szczęście fantastycznym finałem! Po 15 minutach marszu, dokładnie o godzinie 11:28 udaje się śmiałkom postawić cztery stopy i trzy kółka na szczycie!
I tak niespełna pół roczni Henio i Benio zdobywają swój drugi szczyt w Koronie Gór Polski!
Następnie dzielny tata z bagażem jak ja plus cały wózek mknie na szagę do auta a my pławimy się czystym powietrzem, grzejącym słoneczkiem i ciszą, jaka w poniedziałkowe południe panuje na szczycie. Widok jest obłędny od lewej strony ciągnie się flanka Tatr poczynając od słowackiego Bujaczego Wierchu przez Kieżmarski, Łomnicę, Lodowy, Gerlach, Ganek, Wysoką, Rysy, Świnicę i dalej, dalej na zachód, po sterczące im z przeciwka dumnie Pilsko i Babią Górę. Znad chmur, a może smogu wyłania się wierzchołek Gubałówki. Ci, którzy stoją na jej szczycie też wygrali tego dnia! Jest bosko! Raz po raz za sprawą grzejącego słońca z choinek obrywają się czapy śniegowe, a przy lekkim powiewie wiatru igiełki śniegu spadają na twarz niczym mgiełka do ciała. To zdecydowanie jeden z tych dni zwanych warunem roku!
Odkrycie Turbacza po raz drugi
Na Turbaczu
pierwszy raz byłam przy okazji zimowego szkolenia.
Wintercamp - bo to o nim mowa. Odbywający się tu biwak jest fantastycznym wydarzeniem dla wszystkich tych, którzy łakną górskiego towarzystwa, merytorycznej wiedzy i nowych umiejętności. Program obfituje w liczne szkolenia, m.in. pierwszej pomocy w górskich warunkach, szkolenia sprzętowego, lawinowego, skiturowego, biwakowania w trudnym terenie zimą. Dodatkowo uczestnicy śpią na polu namiotowym uprzednio okopując sobie namioty w śniegu. Świetna opcja, tym lepsza że zawsze mamy ten komfort by wziąć ciepły prysznic w schronisku!
Od kilku edycji organizowana jest również wersja
Wintercamp Family, co jest strzałem w dziesiątkę, bowiem zajęcia prowadzone są zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Dzieciaki pod opieką instruktorów biorą udział w warsztatach, animacjach i licznych zajęciach. Rodzice natomiast aktywnie uczestniczą w panelach przygotowanych z myślą o nich. Wieczorne spotkania z podróżnikami i ludźmi gór to już tradycja, w tym roku natomiast nowością było łączenie się na żywo z bazą pod K2, najpierw z Jasiem Gołębiem a potem z Piotrem Snopczyńskim.
A jeśli nawet komuś wydaje się, że już to wszystko przeżył i wie, to niech pomyśli gdzie jeszcze w Gorach można wspinać się na ścianie lodowej jak nie na wintercampie oraz gdzie można urządzać takie kuligi jak nie tutaj?
W tym roku odkrywamy Turbacz na nowo - z CommandoGroszkami. Ku naszym wcześniejszym obawom chłopcy są zachwyceni miejscem. Ich zachwyt objawia się w trzech kwestiach: apetytu, spania i wydalania. Żadna z tych trzech rzeczy nie szwankuje, a spanie mają jak nigdy dotąd! Na pewno za sprawą czystego powietrza i werandowanio-spacerowania dwa razy w ciągu dnia. Siedząc na wysokości ponad 1000 metrów z pogardą można patrzeć na miejscowości u stóp Gorców dławiące się własnymi dymami. Jesteśmy przeszczęśliwi, że trafiliśmy tu rodzinnie. Na dodatek powoli dochodzimy do perfekcji w zarządzaniu czasem i groszkami. A dowodem tego niech będą biegowe treningi Kaniona oraz moje skitury. I choć wycieczki nie były już tak długie i męczące jak ostatnimi laty, to udało nam się znaleźć świetny spot, który eksploatowaliśmy do zaorania! Nieocenioną pomoc niosły oczywiście ciocie, wujcio Pajda spacerujący z groszkami w (olaboga!) krótkich spodenkach oraz rodzice, którzy nagle w środku zimy zatęsknili za górami i postanowili nas odwiedzić.
Z dziećmi na Turbacz
Po trzykroć tak! Schronisko jest pięknie usytuowane i nawet jak nie uda nam się porobić dłuższych wycieczek z jego poziomu możemy się doładować energią i pięknymi widokami. Z resztą, chyba każde okno schroniska oferuje piękny widok! My na przykład mogliśmy wprost z łóżka podziwiać imponujący wschód słońca.
Również dotarcie do schroniska jest w miarę proste. Faktem jest, że jako organizatorzy mieliśmy ten przywilej wjazdu autem. Z powrotem jednak schodziliśmy z wózkiem żółtym szlakiem/czerwonym rowerowym do Kowańca. Latem, czy na wiosnę zapewne tu wrócimy. Tym razem jednak bez wsparcia terenowego. Gorce są również idealne pod turystykę rowerową (zimą mnóstwo fat bików), narty biegówkowe, backcountry oraz skitury. Ilość osób na tych właśnie sprzętach przewijających się przez schronisko jest imponująca!
|
Werandowanie z widokiem na Tatry Słowackie |
|
Gdy za oknem chmury i mgła można oczami wyobraźni zobaczyć, to co w normalnych warunkach widać na horyzoncie |
|
Meldujemy się na Wintercamp Family! |
|
Gdy młodzi śpią, a spanie tu mają niezwykle apetyczne, jest chwila na przeczytanie książki... oczywiście o górach. |
|
W poszukiwaniu słońca wzbijamy się w przestworza |
|
Narty, biegówki i fat bike - to najczęściej wybierane formy zimowej aktywności w Gorcach |
|
Gorczański Park Narodowy |
|
Ścianka lodowa Petzla. W oczekiwaniu na klientów. |
|
Czas powiedzieć do zobaczenia za rok! |
|
Wintercamp - namiot szkoleniowy |
|
Naszą terenówką nie straszne nam zaspy i zamiecie! |
|
Turbacz z polany |
|
Olcie i cudowna, babska tura. |
|
...w świetle zachodzącego słońca |
|
Jest radość! |
|
Polana jakich tu pełno. |
|
Udało się również pojeździć poza trasą, ale co się zjechało, trzeba było wyjść, a to już nie było tak przyjemne... |
|
Pole namiotowe w wiosce Jacka Wolfskina |
|
:) |
|
Obłędny wschód słońca wprost ze schroniskowego łóżka. Na takie plenery mogę się pisać! |
|
i w końcu to, na co wszyscy tu czekaliśmy. Lampa! |
|
I Tatry w całej swojej rozciągłości. |
|
Ścianka lodowa - było fajnie - ale do wspinania w lodzie ciągle nie jestem przekonana :/ |
|
Eksploracja Turbacza z widokiem na Tatry |
|
Commandogroszki na szczycie |
|
... i drugi ich szczyt w Koronie Gór Polski |
I to się nazywa aktywność od urodzenia :)
OdpowiedzUsuńJakie widoki! Zdjęć z góry nie będzie, nic a nic pewnie? Uwielbiam widoki zimowe z drona i samolotów :)
OdpowiedzUsuńJa górami zajmuje się naprawdę od bardzo dawna.Na przykład ostatnio przeczytałem bardzo ciekawy artykuł na stronie https://climb.pl/turbacz-gdzie-tkwi-jego-popularnosc/ .
OdpowiedzUsuń