Uprzedzona wczorajszymi przebojami z pociągami sprawdzam jeszcze raz i na spokojnie połączenia, które mają wywieźć nas do Łodygowic skąd zaczniemy naszą dzisiejszą przygodę. Dla odmiany – lejdis, blondynki i rowery górskie part II.
W pociągu zawieramy znajomość z fanatykiem rowerów, który z opowieści zdaje się zęby zjadł na jazdach, rozjazdach i przejazdach. Zdaje się, wie lepiej gdzie jedziemy niż my same. Dziś dzień bardziej rekreacyjny. Justyna jest pierwszy raz w górach na rowerze. Ma też rower bardziej turystyczny niźli górski, stąd odczuwam od rana stres – a co jak jej cienka oponka złapie kapcia? Czy podołamy? Czy poradzimy sobie? Wstępny plan jest – zobaczymy na ile czas będzie naszym sojusznikiem i czy coś ponad niego uda nam się zrobić.
Na Skrzyczne docieramy tym razem wyciągiem. Choć szybko i lajtowo, to emocji nie brakuje. Na pierwszym wyciągu rower trzymamy na kolanach na kanapie, drugi już jest przystosowany do przewozu rowerów – jednak hak na którym trzeba go podwiesić, jego wysokość oraz bądź co bądź stały ruch powodują, że wcale nie jest lekko.
Na górze pierwszy pit stop. Pogoda jest wymarzona! Widoczność, niebieskie niebo – jak okiem sięgnąć góry, w dali Tatry. No właśnie! Widok! A przecież do niedawna jeszcze był tu las! Mniej lub więcej drzew ale był- a teraz – szlak ze Skrzycznego po Malinowską Skałę wygląda jak jedno wielkie cmentarzysko…patelnia. Nawet Malinowska Skała wymieciona jest z drzew i odsłonięta jak nigdy przedtem.
Droga do Przełęczy Salmopolskiej mija nam szybko i bezboleśnie. Okazuje się, że turystyczny rower Justyny radzi sobie doskonale! Co więcej po drodze mijamy kilka osób, które złapały snake’a a nam jakoś póki co udało się wyjść obronną ręką.
Na Salmopolu decydujemy, że jedziemy dalej szlakiem. Za dobrze nam idzie, za wyśmienita jest pogoda by już zakończyć górski etap i ruszyć asfaltem. Ciągniemy zatem kolejne 10km po kolejnych szczytach do przełęczy na Karkoszczonce z rewelacyjnym prywatnym schroniskiem, gdzie posilamy się symultanicznie żurkiem, gorącą czekoladą i batonami.
Wycieczkę kończymy w dzikim pędzie jadąc z powrotem do Łodygowic, walcząc z czasem by zdążyć na pociąg. Całość trasy to 41 km z czego połowa w górach.
Dla zainteresowanych link do tracku.
|
Głupawa koło 30 kilometra. |
|
Herbata z cytryną i takim widokiem smakuje najlepiej! |
|
Z widokiem na Pilsko i Tatry. |
|
Aż trudno sobie wyobrazić, że kiedyś był tu las. |
|
Malinowska Skała |
|
Jak matka z dzieckiem - niefortunnie coś nam wyszło to zdjęcie |
|
Odpoczynek na Malinowskiej |
|
Obłędne kolory. |
|
Justyna mimo, że na rowerze trekkingowym, mimo że pierwszy raz w górach na bajku - jest hero of the day! |
|
Słońce coraz niżej. |
|
Tuż przy Chacie Wuja Toma. |
|
41 km - kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty! |
No i ekstra! Rower w górach to ciekawa sprawa. Sama niedawno stałam się posiadaczką górala i śmigam nim po Sudetach. Zapraszam do odwiedzenia strefy mtb sudety. U mnie na blogu jest z trzech tras relacja.
OdpowiedzUsuńOooo brzmi super! Warto dodać do listy - miejsc do zobaczenia, rzeczy do zrobienia ;) Dzięki za info!
OdpowiedzUsuń