Stworzenie babskiego teamu do zadań specjalnych było moim marzeniem. Babskie wspiny, skitoury, góry czy jaskinie. Generalnie dziewczyny inaczej podchodzą do tematu - jakby tak z mniejszym parciem - co nie znaczy wcale mniej efektywnie czy po najmniejszej linii oporu, z większym entuzjazmem, otwartym sercem i pogodą ducha. No i przede wszystkim mam wrażenie, że potrafią się przyznać do - niewiedzy, niemożności czy ot... gorszego dnia.
Zatem ten wpis będzie o tym, jak spełniają się marzenia, czyli o girls power in da Tatra!
Pogoda od dłuższego czasu rozpieszcza, stąd też w Tatrach siedzi sporo znajomych, większość niestety na taborze na Szałasiskach. My najpierw planujemy uderzyć z poznaną rok temu parą - Moniką i Tomkiem na Słowację do Doliny Złomisk. Plan obejmuje grań Szarpanych Turni oraz Południowy Filar Smoczego Szczytu. Niestety plany, jak to plany mają to do siebie, że lubią się zmieniać, stąd też i nasz cel uległ zmianie na coś bliższego i dostępniejszego - Halę Gąsienicową.
Tłok w Tatrach, tłok w Betlejemce, w schronisku na glebie spać nie można... gdzie indziej się boimy ze względu na niedźwiedzie. No cóż... trzeba przeboleć i zapłacić w murowańcu 50 zł za miejsce w wieloosobowym pokoju. Przynajmniej mamy gwarancję, że pod osłoną nocy nic nas nie przyatakuje, zmniejszając tym samym powodzenie akcji.
Plan na pierwszy dzień obejmuje Setkę - bo ładna, długa, łatwa, wspinałam się tam - a my będziemy mogły się dotrzeć, bo właściwie do tej pory wspinałyśmy się tylko raz razem... rok temu kiedy właściwie można powiedzieć prawie w ścianie zostałyśmy ze sobą zapoznane ;)
Tomek jeszcze raz w Betlejemce tłumaczy nam ścieżkę dojścia pod ścianę, ale my oczywiście po swojemu - co skutkuje wbiciem się prosto w drogę ze stromego, trawiastego podejścia. Tuż za skalistym przełamaniem przed naszymi oczami wyrasta start drogi z napisem 100, zupełnie odwrotnie gdy to rok temu z Wojtkiem szelątaliśmy się pod ścianą w te i we wte szukając mitycznej "setki".
Całą drogę opisywałam
poprzednim razem, opisy i schematy są ogólnodostępne w necie, więc nie ma sensu powielać treści. Jedyne novum, to to, że z Sarką zmieniałyśmy się na prowadzeniu, co pozwoliło mi pokonywać te wyciągi, które rok temu pokonywał Kanion. Na Sarkę zatem w tym roku trafiła przewieszka, dość psychiczna jak na takiego małego szkraba, jednak solidny TOPRowski hak tuż pod dodawał +10 do odwagi. Ja natomiast prowadzę Eksponowany Gzyms, gdzie na pierwszy rzut oka nie wiadomo czy wstrzelić się na leżąco w szczelinę między ścianą a płytą, czy wyjść ponad wielką lufę i pokonać gzymsik na tarcie z rękami na kancie płyty. Tu z kolei odwagi dodaje solidnie wbity hak tuż przed trawersem. Kolejne tricky momenty, które odróżniają tą drogę od pastwiska to Czarna Ścianka i Czarny Uskok, jednak jak przystało na drogę IV ot, takie właśnie czwórkowe momenty.
Na grani spotykamy znajomych z klubu - to niesamowite jaki ten świat jest mały! Andrzej z Krzyśkiem robią Grań Kościelców. Jakież jest nasze zdziwienie i radość, spotkać w górach na wspinie komrata z klubu speleo! :)
Na Kościelec docieramy, gdy na szczycie nie ma już turystów. Drogi niespiesznie w promieniach słońca kończą zespoły z zachodniej ściany Kościelca. Obserwujemy ją schodząc z Sarą. Szukamy linii naszych jutrzejszych dróg. Zachodnia ściana pięknie prezentuje się słonecznym popołudniem - cała rozświetlona, aż zachęca do wspinania.
Niedziela przynosi dwie akcje-nieakcje. Celem pierwszej jest zachodnia ściana właśnie - drogi Patrzykonta i w zależności od czasu albo Stanisławski albo Gnojek na szczyt. Niestety pod samiuśką ścianą łapie nas deszcz. Długo zastanawiamy się co robić... nie za bardzo mamy ochotę wchodzić w V-tkową drogę, której nie znamy w taką pogodę. I choć jest to raczej słaby deszczyk nie jesteśmy pewne do czego może on prowadzić. Decyzja - odpuszczamy.
Gdy dochodzimy do Betlejemki pogoda oczywiście się drastycznie zmienia, już jest klar na niebie, już świeci słońce... Nie wiemy co ze sobą zrobić, miotamy się. Znajomi się śmieją, acz sami nie podjęli jeszcze decyzji o ewentualnej akcji. Dzwonimy do Kazia... co by tu, gdzie... myślimy może o Dolinie Lejowej. Ale Kaziu szybko nas prostuje - skoro już jesteśmy na Hali korzystajmy z tego! Środkowe Żeberko na Granacie - godzina podejścia, godzina zejścia, dwie godziny wspinu. Trzeba przyznać, że w naszym babskim rozchwianym-dziś-emocjonalnie teamie przydał się męski stanowczy głos - go for it.
Lecimy zatem pełne energii i nadziei na naszą nową drogę. W skrócie - porażka - marnujemy kupę czasu, którego wcale nie mamy już na dzień dobry pchając się w zimowy wariant - kruszyzna, trawska - masakra! Na dodatek zaczyna znów padać... no nic to - akcja dziś nie jest nam najwyraźniej pisana... Pokornie pakujemy szpej do plecaka i zmęczone tymi całodziennymi próbami, przez Betlejemkę suniemy do Kuźnic.
|
Na jednym z tarasów, z którego można wycofać się na Mylną Przełęcz |
|
Kościelec |
|
Setka w pełnej okazałości |
|
I napis, na który w tym roku niemalże weszłyśmy prosto z podejścia |
|
Po pierwszym wyciągu |
|
Mylna Przełęcz i grań Kościelców |
|
Na grani widzimy dwie postacie - jak się później okazuje koledzy z klubu |
|
Ostatni wyciąg Setki |
|
Czas na krótki popas i grań Kościelców |
|
Kościelec - nasz cel |
|
Girl Power |
|
Z widokiem na Żółtą Turnię oraz ledwo widoczną - Grań Fajek - niesamowity twór geologiczny |
|
Zjazd z Zadniego Kościelca, który właściwie można obejść zyskując trochę na czasie |
|
na szczycie - widoki od Świnicy po Kozi Wierch |
|
Focia zdobywcy musi być! |
|
Z widokiem w kierunku przełęczy Liliowe - granicy między jaskiniowymi Tatrami Zachodnimi, a wspinaczkowymi Tatrami Wysokimi |
|
Zachodnia ściana Kościelca - jasna linia to dwójkowa droga Załupa, tuż pod nią nasz cel Patrzykont oraz wyżej nad trawiasto-kamiennym chodnikiem Gnojek/Stanisławski |
|
Taki widok nas żegna schodzące z Hali Gąsienicowej |
Super dziewczyny! :)
OdpowiedzUsuń:)
Usuńczadowe góry,
OdpowiedzUsuńczadowe laski.
Rispekt!