W środę dostaję smsa od Jamala - mój kumpel zrezygnował ze startu w rajdzie przygodowym - jesteś chętna? Bez zbędnej chwili wahania odpowiadam - no jasne - dziś wiem, że następnym razem przemyślę dwa razy podobne propozycje.
Aby nie było popeliny startujemy w trasie profi - a co! 10 km po mieście biegusiem i 50 na rowerze. Wszystko oczywiście w założeniu teoretycznym bo w praktyce wyszło tego znacznie więcej, a po drodze trzeba się było jeszcze wdrapać na 30 piętro Altusa w Kato.
Na miejscu jawi nam się różnokolorowy tłum. Jest ponad 160 startujących, wśród nich znajome twarze. W naszej kategorii startują bagatela 24 zespoły. IV Miejski Rajd Przygodowy czas zacząć!
Na początek łykamy około 10 km trasę pieszą po mieście, którą pokonujemy biegiem, po drodze zaliczając zadania specjalne. Absolutnym hitem, na którym dostajemy najwięcej punktów karnych jest "test wiedzy" o partnerze z którym się startuje - wychodzi na to, że za mało wspólnych akcji jaskiniowych mamy na swoim koncie. Uratowało nas pytanie o ulubiony owoc - banan - bowiem przed startem kupuję kiść bananów, z drugą do samego końca rajdu w plecaku jeździ Jamal. Trasa raczej lajtowa, na pewno pomógł start w ubiegłotygodniowym maratonie. Dramat natomiast rozgrywa się na schodach Altusa, niemiłosierny gorąc i brak powietrza i człapu człap to po jednym, to po dwa schody i tak aż na 30 piętro. Na górze sweet focia i lecimy dalej!
W Instytucie Fizyki wskakujemy na rowery - szybko zapijam żel, zagryzam kabanosem i lecim dalej! Jamal nadaje tempo. Jamal nawiguje - nie wiem jak to robi - ale pruje przede mną, patrzy w mapy, jednocześnie oczy ma w koło głowy! Ja po chili nabieram pełnego zaufania, że się nie zgubimy i na mapę patrzę tylko na zasadzie - daaaalekoooo jeeeeszcze? W tym miejscu raz jeszcze - Jamal - szacun!
Do tego zadania wymyśliliśmy dodatkową opcję - zjazd na linie. Za pewne byłoby to mniej męczące niż gonienie po schodach. |
Trasa rowerowa to bagatela 9 punktów kolejno w: Kato na jakiejś hałdzie, w Parku Chorzowskim, Bytomiu, Dąbrówce Wielkiej, Grodźcu, Czeladzi, na Nikiszowcu, Giszowcu i znów Kato.
Uwaga, uwaga - pierwszy raz byłam w trzech z tych miast, pierwszy raz widziałam sławetną Brynicę (rzekę będącą mityczną niemalże granicą między Śląskiem a Zagłębiem) i tak, tak pierwszy raz widziałam hałdy - takie prawdziwe, brzydkie, rasowe...
Bałam się etapu rowerowego, po pierwsze dlatego iż jedynym rowerem jaki posiadam jest miejska koza, po drugie w tym roku jeszcze na nim jeździłam, po trzecie jadąc wczoraj na pożyczonym (buziaki Aga) bicyklu zaledwie z 4 km dziś z pojękiwaniem siadałam na niego. No i jak się okazało miałam się czego bać! Fakt faktem zaliczamy wszystkie punkty wpadając na metę przed końcem limitu czasowego ale wiem, że mogłoby być o wiele, wiele lepiej! Nie mniej jednak 70 km jak na pierwsze wyjście na rower w sezonie brzmi dobrze.
Z ciekawszych zadań, a zarazem takich, które totalnie wybijają nas z rytmu jest Park Chorzowski - najpierw 15 minut na wyciągu kanapie, gdzie zastygamy w bezruchu, wiatr nas przewiewa i futrujemy się wszystkim po kolei - efekt - po 15 minutach schodzimy z kanapy i niemalże wybuchamy śmiechem na komendę - biegniemy - bo nogi ważą tonę, a kolana nie chcą się zginać. Żeby było ciekawiej wyrywamy jak głupki w kaskach, mimo że nasze rowery są ze trzy kilometry od nas. Ale nic to - przed nami zadanie specjalne punkty na jeziorze, do których trzeba dostać się rowerkiem wodnym.
Czas na popas - gdyby nie te 15 min na banany przegryzane snickersem i kabanosem kiepsko wyglądalibyśmy na mecie. |
Gnani przez limit czasu gdzieś między Giszowcem a Muchowcem w myśl maksymy (skradzionej z innego bloga, a która uderza w sedno) "Skrót to droga inna od uprzednio założonej, niekoniecznie od niej krótsza" uderzamy przez las na szagę. Zagryzam zęby, Jamal pomaga mi wytargać rower na jakiś nasyp kolejowy - no cóż - nie ma to tamto - trzeba napierać choćby nie wiem co. W szaleńczym tempie po zgarnięciu ostatniego punktu gnamy Francuską nie zważając na czerwone światła. To zadziwiające, że gdyby nas zczapiła policja na jednej tylko ulicy moglibyśmy stracić swoje prawo jazdy. Ale udaje się - wpadamy do biura zawodów z minimalnym jeszcze zapasem. Na 22 drużyny, które dotarły na metę zajmujemy całkiem niezłe 8 miejsce;)
Zdjęcia - Śląskie AR
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz